🃏3. Walcz!

551 30 10
                                    

Kelly

Dni spędzone na wyspie bezlitośnie się dłużyły. Byłam tu dopiero dwie noce, a już czułam jakbym spędziła tu co najmniej tydzień. Cała nadzieja jaką pokładałam w to, że Zielonowłosy jednak po mnie wróci z dnia na dzień zaczęła się bezpowrotnie ulatniać. Jak dym z papierosa kręciła mi się pod nosem i odlatywała wysoko, rozpadając się w powietrzu na miliony kawałków sprawiając, że po chwili była już całkowicie niewidoczna. Za każdym razem mój przepełniony wiarą wzrok śledził po niebie oddalający się optymizm, zostawiając przy mnie jedynie niepewność.

Jak co ranek, zbudzona przez donośne rechoty mew, przyglądałam się wschodzącemu słońcu. codziennie z nadzieją wyczekiwałam lecącego po mnie helikoptera Psychopaty. Często z zaszklonymi oczami długie godziny stałam nad brzegiem, pozwalając wodzie obmywać swoje nogi. Już dawno pozbyłam się niewygodnego kostiumu ochroniarza, robiąc z niego w miarę dogodne dla mnie posłanie. Co prawda, nie mogło się ono równać w nadzwyczajnie wygodnym łóżkiem w apartamencie Jokera, ale nie miałam zbyt wielkiego wyboru.

Od jakiegoś czasu moim bliskim przyjacielem jest niewielki żółwik, którego znalazłam wczoraj w okolicy wybrzeża podczas szukania jedzenia. Od tamtego momentu nie odstępował mnie na krok. Był zawsze koło mnie i często wspierał mnie w podejmowaniu trudnych decyzji, których w takiej sytuacji było aż nazbyt.

- W prawo czy lewo? - skierowałam słowa do małego żyjątka, siedzącego na mojej dłoni. Stałam właśnie na rozstaju wydeptanych przeze mnie wcześniej dróg i zastanawiałam się, który kierunek obrać.
Darf, bo tak nazwałam swojego przyjaciela, uchylił na chwilę pyszczek po czym przekręcił głowę na prawo. - Dzięki kochaniutki - cmoknęłam w jego stronę po czym skierowałam się wyznaczoną przez niego trasą.

Wilgotne rośliny muskały moje nogi przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Ostrożnie kroczyłam po leżących na piasku zwięzłych kawałkach drzew i krzewów, nasłuchując co jakiś czas odgłosów innych zwierząt. Wiedziałam, że tu żyją. Potwierdzeniem na to były na przykład ich odgłosy, które wyraźnie słyszałam co noc. Nie miałam pojęcia co kryje się na wyspie, ale nie miałam również ochoty, ani potrzeby tego sprawdzać. Cokolwiek tam było... Po prostu nie mam zamiaru wchodzić im w drogę i tak niedługo się stąd zmyję.
Przynajmniej tak wmawiała mi reszta mojej nadziei.

Co jakiś czas przystawałam w miejscu i patrząc pod nogi szukałam niewielkich żyjątek lub odpowiedniej roślinności dla Darfa. Niestety jedyne co znajdowałam to trujące lub parzące liście. Szczerze, nie wiedziałam co jedzą żółwie, ale pewna byłam, że taki rodzaj zieleni nie był dla nich odpowiedni. Co chwilę rozglądałam się dokoła sprawdzając czy na pewno w dalszym ciągu jestem sama. Nie chcąc się niepotrzebnie niepokoić, wciąż wyrzucałam z głowy rosnące przeczucie, że ktoś mnie śledzi.

- Spokojnie malutki - uspokajałam trzęsasego mi się na ręku żółwika. Jego niepokój trochę mnie wystraszył toteż postanowiłam już bardziej nie zagłębiac się w puszcze.

Wtem przede mną usłyszałam groźne warknięcia. W jednym momencie nogi przyrosły mi do ziemi, a po moim czole spłynęło kilka kropel potu. Chciałam uciekać, jednak kończyny odmówiły mi posłuszeństwa. Zamurowana wpatrywałam się w rosnący przede mną, ciemny gąszcz krzaków. Nagle w ciemności pojawiła się para wściekle brązowych oczu, błyszczących niczym gwiazdy na ciemnym jak smoła niebie. Chciałam krzyknąć z przerażenia, jednak jedyne co byłam w stanie z siebie wydusić to zduszony pisk.

Siedzący na mojej ręce Darf w jednej chwili schował głowę do skorupki zostawiając mnie sam na sam z mordercą czającym się w zaroślach. Miałam ochotę go udusić za okazane mi wsparcie, ale zdecydowanie nie była to odpowiednia chwila.
Mimo ociężałych nóg, zmusiłam się do powolnego stawiania kroków do tyłu. W duchu modliłam się, aby chowająca się w krzakach istota nie uznała to za wrogi gest.

Nie trwało jednak długo, kiedy zza bujnej roślinności wyskoczył brązowy lampart o pięknym, pełnym wdzięku pyszczku. Nie zdążyłam uciec, a zwierzę rzuciło się na mnie z pazurami tym samym wytracając mi z ręki przerażonego żółwika.
Upadłam na twardą glebę nabijając się ramieniem na leżący na niej niewielki kamyk. Ignorując piekący ból skupiam się na stojącym na mojej klatce piersiowej przeciwniku. Paniczny strach oblał moje ciało sprawiając, że jedyne co chciałam teraz zrobić to prosić Jokera o pomoc. Skarciłam się jednak szybko za tą myśl i uruchamiając instynkt przetrwania w jednej sekundzie zakryłam rękoma twarz i przycisnęłam brodę do klatki.
Drapieżnik warknął zdenerwowany i unosząc przednie łapy do góry zaczął rozrywać nimi moją skórę na przedramionach. Zaczęłam krzyczeć z bólu i przerażenia. Ciepła krew sączyła się z ran brudząc ziemię i rośliny dookoła.
Na wszelkie sposoby próbowałam odepchnąć od siebie agresywnego ssaka, jednak był strasznie ciężki, a ja zbyt zmęczona i wyczerpana, aby mogło to wypalić. Dodatkowo przy każdym moim dynamiczniejszym ruchu, zdenerwowane zwierzę ponownie wbijało mi pazury w delikatną skórę. Poprzez spory wyciek czerwonej substancji z mojego ciała, stawałam się coraz słabsza, a przed moimi oczami zaczęły tworzyć się czarne plamki.
Resztkami sił zasłaniałam twarz przed następnymi atakami.

- Nie umrzesz w ten sposób - w mojej głowie rozbrzmiał czyjś nieznany mi wcześniej głos. Zlekceważyłam go jednak. Nic nie byłam już przecież w stanie zrobić. Przygniatał mnie ważący z sześćdziesiąt kilo, potężny gepard z którym za żadne skarby nie miałam szansy wygrać. Łzy ciurkiem leciały mi po polikach ułatwiając mi pogodzenie się z wyznaczonym dla mnie końcem. - Walcz!

Przewróciłam się na bok powoli opuszczając zasłaniające moją twarz zakrwawione ręce. Ostrożnie wdychałam powietrze, napawając się jego zapachem. Tak pięknie pachniało na łożu śmierci. Odnosiłam wrażenie, że wszystkie najpiękniejsze zapachy się tu zleciały, aby mnie pożegnać i spokojnie odprowadzić na drugą stronę. Twarz zalaną miałam gorzkimi, pełnymi bólu łzami, jednak i pośród nich znalazła się jedna słodka wraz z którą upłynęła cała moja nadzieja na bezpieczny powrót do domu.
Zamknęłam oczy, jednak ostry ból nadal nie ustępował. W dalszym ciągu czułam na sobie ciężar zwierzęcia i wydychany przez niego żrący odór śmierci.

W momencie, gdy drapieżnik chciał wbić w moją szyję swoje ostre zęby przypomniało mi się co wsunęłam pomiędzy materiał rajtuz, a skórą na boku. W jednej chwili sięgnęłam po ogrzany przez moje ciało metal i łapiąc go w dwie ręce wycelowałam różową broń w stronę zwierzyny. Nie czekając dłużej, włożyłam resztkę siły w pociągnięcie za spust. Głośny huk w mgnieniu oka rozniósł się pomiędzy drzewami, wypędzając z ich koron niewielkie ptaki. Odetchnęłam z ulgą widząc leżące tuż obok mnie martwe ciało groźnej zwierzyny.

Moja krew w dalszym ciągu kapała z obolałych przedramion. Z trudem podniosłam się z ziemi i w miarę możliwości ruszyłam w drogę powrotną. w głowię mi się kręciło, a przed oczami latały mi czarne kropki. Byłam pewna, że zaraz zemdleję lub nadzwyczajnie w świecie opadnę z sił. Nie jednak wiązałoby się to z tym, że reszta przedstawicieli gatunku osobnika, który mnie zaatakował prędzej czy później by mnie tu znalazła i dokończyła dzieło jednego ze swoich. Nie chciałam ginąć zjedzona przez stado agresywnych kotów tylko dlatego, że Joker ma swoje chwilowe ,,widzi mi się". 

Kuśtykając i co chwilę łapiąc się pobliskiego drzewa kierowałam się w stronę nadbrzeża.

____________________________________

Cóż, męczy mnie wena, ale i tak samo (a może i gorzej) trener. 😫
Byle dożyć do soboty. Potem już będzie z górki i obiecuję, że przyspieszę przenoszenie moich pomysłów na biały ekran telefonu ❣️ 

Miłego dnia! 🃏

Psychopata 2 || Joker ❣️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz