|| Mistake 3 || Kamil Stoch x Peter Prevc x Andreas Wellinger

518 53 38
                                    

Myślałam nad dwoma wersjami tego shota, jednak ostatecznie postawiłam na tę. Mam nadzieję, że się wam spodoba.  Za wszelkie błędy przepraszam.

Siedziałem na tarasie, przyglądając się widokowi zachodzącego słońca oraz popijając kawę. W mojej głowie kotłowały się myśli, których nie potrafiłem wyprzeć. Analizowałem wszystkie za i przeciw rozmowy z Peterem. Wiem, że zraniłem go i nie chce mnie znać, ale nie potrafię sobie z tym poradzić. W pewnym momencie poczułem wibrowanie telefonu, więc wyciągnąłem go z kieszeni dresów i spojrzałem na ekran. Widniało imię, którego bym się nie spodziewał, jednak postanowiłem odebrać.

— Halo? — zapytałem zachrypniętym głosem.

— Kamil? To ja, Domen. — usłyszałem po drugiej słuchawce zdenerwowany głos chłopaka. — Nie przeszkadzam Ci?

— Co się stało? — ton, którym mówił od razu zapalił czerwoną lampkę z tyłu mojej głowy.

— Peter... — słyszałem, jak łamie mu się głos. — On próbował popełnić samobójstwo.

Automatycznie przeanalizowałem słowa młodego Słoweńca. Zamarłem, przerzucając swój wzrok po wszystkim dokoła. To moja wina. To przeze mnie Peter chciał się zabić.

— Gdzie jesteście? — spytałem po chwili, czując jak moje dłonie zaczynają drżeć, a oczy piec.

— Nie wiem czy to dobry pomysł, abyś teraz tu przyjeżdżał. — urwał na chwilę. — Nie powinieneś prowadzić w takim stanie.

— Kurwa, Domen. — warknąłem. — Nie mam dziesięciu lat, wiem co robię.

— Dobra. — rzucił od niechcenia. — Zaraz wyślę ci adres.

— Dzięki. — rozłączyłem się, aby czym prędzej zadzwonić po taksówkę.

***

Wpadłem do szpitala, prawie zabijając się o swoje nogi. Ruszyłem po schodach, a następnie skierowałem się w lewo, zgodzie ze wskazówkami wysłanymi przez Domena. Chwilę później znajdowałem się pod jedną z sal. Na pomarańczowych krzesełkach siedzieli rodzice Petera wraz z dziewczynkami oraz Domenem i Cene.

— Dobrze, że już jesteś. — Cene uniósł się, aby podejść do mnie. — Nie chce z nikim rozmawiać. Może z tobą zechce.

— Spróbuję. — uśmiechnąłem się słabo, po czym pchnąłem szklane drzwi, które oddzielały nas od mojego niestety już byłego narzeczonego.

Wszedłem do pomieszczenie, rozglądając się dookoła. Nie znajdowało się w nim nic ciekawego, prócz Słoweńca.

— Peter... — szepnąłem, gdy nasze spojrzenia się złączyły. — Dlaczego? — poczułem, jak pojedyncza łza spływa po moim policzku.

W odpowiedzi mężczyzna wyciągnął kopertę spod poduszki i podał mi ją. Chwilę zastanawiałem się nad tym, co znajduje się w środku i nad tym, czy powinienem ją otwierać. Ostatecznie wyciągnąłem ze środka kartkę, na której znajdowało się dobrze znane mi pismo. Zacząłem czytać, a każde kolejne słowo sprawiało mi ból w klatce. Nawet nie zauważyłem, gdy łzy zaczęły spływać po mojej twarzy, zostawiając skórę zaczerwienioną. Uniosłem wzrok znad kartki i spojrzałem na Petera. Zauważyłem, że on również nie powstrzymywał swoich emocji. Otarłem dłonią wszystkie jego łzy, a następnie pogładziłem po policzku.

— Ja... Ja nie wiem co powiedzieć. — szepnąłem zbliżając swoją twarz do jego. — Przepraszam cię. Wiem, że popełniłem wielki błąd. Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mnie znać, jednak chcę żebyś wiedział, że ja ciągle cię kocham i nie żałuje niczego bardziej niż tej zdrady. — poczułem jego dłoń na moim policzku. — Peter, wystarczy jedno twoje słowo, a dam ci spokój. Jednak wiedz, że jesteś moim tlenem. Nie potrafię bez ciebie funkcjonować. Ten incydent z Wellingerem można porównać do podtrucia czadem. — uśmiechnąłem się słabo, gdy usłyszałem jego cichy chichot, spowodowany moim porównaniem. — Pojawił się niespodziewanie. Sekretnie zawładnął mną i moim ciałem, niszcząc mnie przy okazji. Zatrułem się nim. Ja wiem, że cię skrzywdziłem, ale proszę daj mi drugą szansę.

— Pocałuj mnie. — poprosił, a ja nie byłem w stanie mu odmówić.

Przysunąłem się jeszcze bliżej, przejeżdżając nosem po jego policzku. Złączyłem nasze usta w powolnym pocałunku. Nie chciałem od razu narzucać szybkiego tępa, chociaż miałem niewyobrażalny niedosyt jednym pocałunkiem. Byłem od niego uzależniony i każda rozłąka sprawiała, że chciałem jeszcze więcej.

— Kocham cię, Pero. — oderwałem się od niego i ułożyłem głowę na jego ramieniu.

— Ja ciebie też, Kamil. — zanurzył swoją twarz w kosmykach moich włosów. — Proszę nie rań mnie już nigdy więcej.

— Obiecuję, że tego nie zrobię. — zamknąłem powieki, próbując odgonić łzy, które powstały na skutek wypowiedzianych przez Petera słów. — Za bardzo cię kocham.

Wtuliłem się w ramię Słoweńca, jednak już po chwili usłyszałem odgłos przychodzącej wiadomości. Niechętnie wyciągnąłem komórkę z kieszeni, po czym odblokowałem go. Ściągnąłem brwi.

Od : Andreas

Możemy się spotkać? Brakuje mi ciebie, skarbie.

— Kto to? — cichy głos Prevca dotarł do moich uszu.

— Nikt ważny, kochanie. — uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek.

Do : Andreas

To koniec, Andi. Kocham Petera i to z nim chcę być.

Kiedy będziesz mógł wrócić do domu? — przeniosłem spojrzenie na bruneta, który lustrował moją twarz.

— Myślę, że jutro już mnie wypuszczą. — jego głowa opadła na poduszkę, a złożyłem kurtki pocałunek na jego ustach.

Od : Andreas

To jeszcze nie koniec, Kamil. Nie myśl, że tak łatwo sobie Ciebie odpuszczę.

When we're together || Ski Jumping One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz