19

1.6K 123 44
                                    

Desmond stanął pod ścianą w swojej wyjściowej szacie, które ubierał tylko z okazji ważnych wydarzeń w zamku. Przezabawne. Dłonie splótł za plecami i wypiął się w przód, przez co wyglądał na jeszcze bardziej pewnego siebie. Stanął pod ścianą po to, żeby mieć najlepszy widok. Przy drzwiach postawił dwóch strażników, tak na wszelki wypadek. Zimne, pomieszczenie zbudowane z kamienia oświetlały promienie Słońca wpadające przez niewielką dziurę w górze ściany, która pewnie miała pełnić funkcję okna. Niemiły zapach pleśni i stęchlizny miał za chwilę zostać kompletnie zdominowany.

– Szybciej! – w całej sali zabrzmiał głośny, niski i przerażający głos. Włóczenie nogami dało znak, że zbliża się tutaj ,,maskotka Desmonda". Chwilę później w pomieszczeniu pojawił się kat, a tuż przed nim sam Książę Harry. W podartych spodniach, bez kaftana i obuwia, w rozczochranych włosach oraz z licznymi siniakami na twarzy i torsie kompletnie nie przypominał osoby sprzed kilkudziesięciu minut.

– Nie mam całego dnia na to. Pospieszcie się – warknął znudzony Desmond.

Kat pchnął osłabione ciało Zielonookiego, a ten z pewnością mógłby pochwalić się złamanym nosem, gdyby nie to, że podtrzymał się rękoma. Noga jego oprawcy spotkała się żebrami Księcia, przez co ten zgiął się w pół, a z jego malinowych ust wydobył się jęk. Jeszcze nie tak dawno te same wargi idealnie współgrały z tymi Luny.

Teraz brunetka siedziała skulona w rogu komnaty. Jej twarz była opuchnięta od płaczu, a łzy zamieniały się w rzekę. Czuła do siebie obrzydzenie, zawiedzenie sobą. Pozwoliła na to, aby ten tyran zabrał Harry'ego zamiast niej. Z jej ust wydobył się głośny krzyk, a dłonie pociągnęły ciemne włosy, które tak ukochał sobie Książę. Brunetka opadła na ziemię i skuliła się, chcąc schować przed całym światem. W jednej chwili powietrze w komnacie zrobiło się przeraźliwie ciężkie. Do uszu kobiety dobiegł odbity krzyk. Głośny, męski krzyk.

Harry....

– Nie baw się z nim. Nie przyszedłem oglądać kary dla chłopa, który ukradł snop siana – westchnął Desmond przechadzając się po sali.

Harry uniósł lekko głowę, co było wielkim błędem. Męski but spotkał się z jego brzuchem, a donośny krzyk opuścił ponownie jego usta. Wargi bruneta straciły swój malinowy kolor, teraz zalane byłe czerwoną krwią, która skapywała po jego policzku i tworzyła niewielką kałużę na zimnej posadce.

Kat szybkim ruchem podniósł Księcia i oparł go na drewnianej konstrukcji. Harry z wielkim trudem mógł oddychać, a co dopiero stać. Słaniał się na nogach. Kat aby mieć pewność, że brunet nagle nie upadnie spiął nadgarstki Zielonookiego żelaznymi kajdanami przyczepionymi do ściany. Harry jęknął przeciągle, gdy zimny metal spotkał się z jego zaczerwienionymi rękoma.

– Teraz najlepsze – z oddali słychać było bardzo radosny głos Desmonda, a po chwili nieprzyjemny dźwięk uderzenia bicza o kamienną posadzkę.

Harry wzdrygnął się, a po chwili uderzenie zostało skierowane na jego plecy. Ten krzyk, który wydobył się z jego ust był jednym z najbardziej przeraźliwych jakie słyszał ten zamek. Dobiegł do każdego zakątku budynku, w tym do książęcych komnat. Chwilę później słychać było serię krzyków, a zapach stęchlizny został zamieniony zapachem świeżej krwi. Ciało bruneta wygięło się nienaturalnie, gdy bicz pozostawił ślad wzdłuż kręgosłupa mężczyzny. Zamkowa służba zamarła. W kuchni, gdzie zawsze panował gwar zrobiło się cicho jak w kaplicy. Służąca myjąca posadzkę w sali balowej wypuściła z ręki wiadro z wodą, a mężczyzna myjący okna w korytarzu zachwiał się na drabinie. Wszyscy wpatrywali się w osoby obok i zastanawiali się kim był ten nieszczęśnik i co zrobił, że otrzymuje tak straszliwą karę. Może kogoś zabił? Może dopuścił się podpalenia jakiejś wsi w północnej części królestwa? Nikt jednak nie podejrzewał, że był to ich kochany, zawsze uśmiechnięty Książę. I że nie dopuścił się niczego, a jedynie miłości do kobiety.

– Oj, Harry, Harry, Harry – wyszeptał Desmond, w przerwie pomiędzy kolejnymi uderzeniami zadawanymi młodzieńcowi. Ciemne włosy opadły brunetowi na czoło, z którego spływały kropelki potu. – Jesteś taki naiwny i tak głupi. Rozumiem szczeniacka miłość, ale do żebraczki? Stoczyłeś się na psy – powiedział bezradnie Desmond. Dobrze wiedział, że spowodował, że dłonie bruneta zacisnęły się w pięści i już miał mu coś odpowiedzieć, gdyby nie kolejne uderzenie oraz ból przeszywający jego ciało.

– Kocham ją. Tak trudno to zrozumieć? – zawył brunet zbierając w sobie siły. Jego oddech robił się coraz płytszy i zbliżał się do słynnej ,,prostej linii"*.

– W takim razie udowodnij to. Pięćdziesiąt razy nam to pięknie powiesz, a nasz niezawodny kat za każdym razem zaserwuje ci smakowitą nagrodę. Prawda, że jest świetnym gościem? – spytał z drwiną Desmond pochylając się na zakrwawioną twarzą własnego syna. Harry nie miał nawet siły unieś wzroku i spojrzeć w zdradzieckie tęczówki króla. Jedyne co mu pozostało to próbować przeżyć. Dla Luny.

Bicz po raz pierwszy (ale nie pierwszy tego dnia) spotkał się ze zmasakrowanym ciałem Księcia. Brunet syknął i wykrzywił się.

– Gadaj! – wrzasnął mężczyzna i kopnął nogą w łydkę Księcia. Harry krzyknął i odruchowo ugiął kończynę. Jego nadgarstki zostały poranione przez ciężkie kajdany, co ewidentnie zaznaczyła stróżka ciemnoczerwonej substancji spływająca po ręce mężczyzny.

– Kocham Lunę – wysapał Zielonooki, po czym szybko otrzymał kolejne uderzenie.


*****

– Jesteś taki żałosny – wyszeptał z jadem Desmond wprost w twarz Harry'ego.

Książę ledwo uniósł powieki. Wszystko widział jak za mgłą, nie czuł kończyn, stracił poczucie czasu, ale i świadomość gdzie się znajduje.

– Nawet do dziesięciu nie wytrzymałeś. Ale myślę, że to wystarczająca kara – król splunął na bruneta i wstał energicznie. Jego płaszcz zakręcił się wokół jego nóg, a delikatny powiew powietrza owiał poranioną twarz Harry'ego. – Zakryjcie go czymś, wezwijcie tego jego strażnika i zostawcie pod komnatą. – zwrócił się w stronę dwóch mężczyzn, którzy skinęli głowami. –Dobra robota – tym razem odezwał się do kata i poklepał go po ramieniu.

Zza pasa wyjął brązową sakiewką i wręczył mężczyźnie. Następnie szybkim krokiem wyszedł z sali tortur. Tyle po Desmondzie.

Dwóch strażników podeszło do zmasakrowanego ciała Księcia. Postawili go do pionu, a kat okrył szczelnie młodzieńca granatowym, długim materiałem. Strażnicy założyli ramiona bruneta za swoje szyje i wyszli z sali tortur. Przez chwilę zastanawiali się, którą drogą udać się do sypialni Księcia, aby nikt ich nie zauważył. Zdali sobie jednak sprawę, że ich król musiał wszystko idealnie dopracować i korytarze będą puste. Nie mylili się. Jak najciszej przeszli z ledwo przytomnym Harry'm przez pół zamku. Będąc tuż przy drzwiach komnaty jeden z mężczyzn wyjął klucz i otworzył wejście do pokoi Księcia. W środku była Luna, która kompletnie nieświadoma niczego leżała na ziemi. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Podkrążone oczy, rozczochrane włosy, pomięta i miejscami rozerwana przez złość suknia. Strażnicy po prostu rzucili ciało Zielonookiego pod ścianą, po czym jak najszybciej ruszyli biegiem w dalszą część korytarza.

Do uszu Luny dobiegł głośny dźwięk. To nie było normalne, w dodatku że dochodził tuż zza drzwi. Zerwała się z podłogi i podeszła do drzwi. Wcześniej próbowała je otworzyć i były zamknięte, więc wiedziała, że nic nie zmieni się w tej sprawie. Jakie spotkało ją zaskoczenie, gdy pociągnęła za klamkę, a ona ustąpiła. Brunetka pchnęła powłokę i wybiegła na korytarz.

– Harry...- wyszeptała łamiącym głosem. Jej wzrok napotkał ciało bruneta w bardzo nienaturalnej pozycji. Leżał na ziemi, okryty jakimś materiałem. Lunie nie trzeba było wiele, a jej policzki zalewały łzy. Szybko kucnęła obok ciała mężczyzny i odsunęła kawałek materiału. Widok jaki zastała, sprawił, że jej serce złamało się na pół, oddech zatrzymał się na kilka sekund, a źrenice powiększyły do nienaturalnych rozmiarów. – O mój Boże.

***********

*Jest to oczywiście nawiązanie do szpitalnych urządzeń kontrolujących bicie serca, na których ciągła linia oznacza zgon


Difficult Love // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz