Rozdział 11 -Czas prawdy...

9 1 0
                                    

Kolejny i ostatni dzień. Wstaję trochę niechętnie. Prawie od razu słyszę pukanie do drzwi. Rodzice jeszcze śpią. Idąc do drzwi patrzę w lustro. Wyglądam okropnie. Mam poplątane włosy, pomiętoloną, za dużą koszulkę do spania. Wory pod oczami są ogromne. Kiedy otwieram przede mną stoi Maciek. Zauważam, że jest zestresowany. Zdziwiona zapraszam go gestem ręki do środka.

-Hej, sorry, że tak wcześnie, ale chce porozmawiać - mówi szeptem.

-Dobra, tylko daj mi chwilę na ubranie się - odpowiadam z uśmiechem. Sięgam do walizki i wyjmuję z niej czarne materiałowe spodenki i cienką białą bluzę. Rozczesuję włosy, zakładam japonki i wychodzę z Maćkiem. Kiedy tylko opuszczamy mój pokój, on zaczyna mówić.

-Wiem, że wczoraj trochę Cię zignorowałem i przepraszam za to. Muszę Ci jednak coś powiedzieć. Pewnie nie jesteś gotowa na moje wyznanie, ale z doświadczenia wiem, że im wcześniej Ci o tym powiem tym lepiej. No, więc mówiłem, że przyjechałem tutaj z rodzicami. Tyle, że to nie są do końca tacy typowi rodzice. Oni są, jakby to powiedzieć, gejami i mnie zaadoptowali, gdy miałem 2 lata - jestem w szoku. Znamy się zaledwie kilka dni, a on powiedział mi coś co pewnie jest dla niego bardzo trudne. Cieszę się, że ma do mnie takie zaufanie. Patrzę się na niego. Nie jestem w stanie wypowiedzieć słowa.

-Coś nie tak? - pyta z obawą. O nie! Niech nie myśli, że mi to przeszkadza.

-To dlatego moja mama mówiła, że dziwi się, że nie poznała jeszcze twojej mamy. Jejku! Ale spokojnie, nie martw się. Nie jestem żadnym homofobem. Akceptuję to w 100%. Po prostu jestem zaskoczona, że mi to powiedziałeś - odpowiadam i go przytulam - ale ty nie jesteś gejem prawda? - pytam.

-Nie!- odkrzykuje, śmiejąc się. Ja też zaczynam się śmiać. Rozmawiamy jeszcze trochę i wracam do pokoju. Rodzice z ulgą przyjmują do informacji, że przyszłam. Tłumaczę dlaczego mnie nie było(oczywiście nie wspominając o tym o czym powiedział mi chłopak). Razem wychodzimy na śniadanie. Oczywiście wchodząc na stołówkę od razu zauważam Mateusza. Podbiegam i go przytulam. To ostatnie moje śniadanie tutaj. Zdziwiony moim zachowaniem chłopak pyta czy coś się stało. Nie odpowiadam mu tylko mocniej go przytulam. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Kiedy w końcu odrywam się od niego, idziemy nałożyć sobie jedzenie. Kiedy siadamy do stołu zapanowuje cisza, ale przyjemna oczywiście. Gdy kończę jeść żegnam Mateusza i wracam do pokoju. Czas się spakować.

Pakuję się już chyba z 3 godziny, a nadal nie jestem spakowana do końca. W tle leci jakaś przygnębiająca piosenka. Konie końców stwierdzam, że przyda mi się przerwa. Sięgam po aparat i wychodzę.

Już z godzinę chodzę po plaży. Zrobiłam parę naprawdę beznadziejnych zdjęć. Coś dzień mi dobrze nie sprzyja. Po woli kieruję się w stronę mojego pokoju.  Po drodze obserwuję zachowania ludzi. Wszyscy są uśmiechnięci(zresztą co się dziwić są na wczasach). Robię jednak ostatnie zdjęcie. Wychodzi idealne, jak na mój gust. Zaczynam się śmiać. Nie wiem z czego. Tak po prostu. Wszyscy na około zaczynają się na mnie dziwnie patrzeć, więc szybko przestaję i chowam,czerwoną już, twarz we włosach. Speszona wracam do pokoju. Reszta mojej rodziny jest już spakowana. Chcąc nie chcąc zaczynam z powrotem się pakować. Około godziny 15:00 jestem już spakowana. Dumna z siebie wychodzę i  kieruję się w stronę pokoju Mateusza. Pukam do jego drzwi. Otwiera mi jego mama.

-Dzień dobry, jest Mateusz? - pytam.

-Niestety nie. Wyszedł z jakieś pół godziny temu. Myślałam, że do ciebie. Poszukaj go. Na pewno gdzieś tu jest - odpowiada. Dziękuję jej za informacje i odchodzę. Zastanawiam się gdzie on może być. Nie mając na to pomysłu zaczynam chodzić po całym ośrodku. Nagle za plecami słyszę krzyk:

-Lauren, Lauren czekaj! - Odwracam głowę. Widzę Mateusza. Uśmiecha się do mnie, a ja idę w jego stronę.

-Mam dla ciebie niespodziankę - mówi i bierze mnie za rękę. Dochodzimy do mało zaludnionej części ośrodka. Na trawie widzę kosz piknikowy, a obok rozłożony koc. Jejku jakie to słodkie. Mocno przytulam i całuję chłopaka. Widzę tylko jak lekko się rumieni. Siadamy na kocu. Rozmawiamy, jemy i tak mijają nam całe 2 godziny. Dochodzi już w pół do szóstej. Wracam do pokoju rozpromieniona. Za nim jednak do niego dochodzę spotykam Maćka. Przypomina mi, że nie mamy swoich numerów. Wymieniamy się nimi(na szczęście miałam przy sobie telefon).

Kiedy jestem już na miejscu, przebieram się w trochę bardziej eleganckie ubrania i idę na kolację. Po kolacji prawie od razu kładę się spać. Przede mną ciężki dzień.


Hej, misiaczki! Rozdział pojawił się zaledwie po kilku dniach. Dziękuję wam, że jesteście. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale mam nadzieję, że nie będzie to długi okres. Jesteście cudowni. Miłego dnia :)

Kelmik XOXO

♡Błądzimy Myśląc♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz