Chapter four

2.3K 84 117
                                    

Łza spłynęła mi po policzku. Jack delikatnie ją otarł. Zarumieniłam się. Dobrze, że tu był, czułam się przy nim bezpiecznie. Nasze pierwsze spotkanie nie należało do udanych i normalnych, ale dostrzegłam w nim coś intrygującego.

Słońce powoli dosięgało linii horyzontu. Jego intensywnie złota i lekko czerwonawa postać zdawała się niknąć.

Najbardziej intensywne złoto rzucało na niebo znajdujące się pod nim. Cała reszta nieboskłonu otaczała tę jasność, a nieliczne pierzaste chmury widniały nad nami.

Woda stała się czernią, w której jak gdyby roiło się od owoców pomarańczy.

Drzewa rosnące nieopodal stały nieruchome i majestatyczne, trawy zaś delikatnie smagane wiatrem, mieniły się zielenią, złotem, czernią. Ciepłe powietrze sprawiało, iż nie chciałam wracać do domu. Nie w tej chwili. Było cudownie, romantycznie.

– Powiesz mi dlaczego płaczesz?– przejęty chłopak spytał mnie
– Nic takiego– skłamałam– Lubię tu przychodzić, a zwłaszcza podczas zachodu słońca– zmieniłam szybko temat
– Piękne miejsce, pełne wrażeń– spuścił wzrok– Też tutaj lubię przesiadywać

Robiło się już późno, więc wracaliśmy do domu. Przytuliliśmy się na pożegnanie i każdy szedł we własną stronę. Boję się wejść do domu. Boję się ojca. Zapukałam ciągnąć za klamkę. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi były otwarte. Nie pewnie weszłam
do środka. Pobiegłam do pokoju i zamknęłam go.

Wyciągnęłam telefon i przeglądałam internet. Przypominało mi się o zadaniu domowym więc go niechętnie zrobiłam. O 1 w nocy zasnęłam.

*~~~~~~~~~~*

Spojrzałam w lustro i przeraziłam się widząc mój zsiniały policzek. Nie bolał, ale ślad był duży. Za duży. Musiałam nałożyć najbardziej kryjący podkład, który miałam.

Wyszłam z domu w pośpiechu aby nie spotkać ojca. Miał dzisiaj wyjechać po południu, więc pójdę do domu Zhavii.

W porze lunchu usiadłyśmy jak zwykle na swoje miejsce. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym.

– Jak z policzkiem?– przyjaciółka spojrzała na mnie
– W porządku. Oby siniak zszedł jak najszybciej– uśmiechnęłam się
– Powiedziałaś komuś?– przekręciłam głową na znak, że nie
– Jack co tu robisz?– nagle obok nas usiadł chłopak
– Przyszedłem cie zobaczyć i sprawdzić jak się czujesz– szeroko się uśmiechną na co ja odwzajemniłam uśmiech
– Miło z twojej strony, u mnie dobrze, ale bywało lepiej– przełknęłam ślinę– To jest Zhavia moja przyjaciółka
– Cześć Zhavia, jestem Jack– uśmiech nie znikał z jego twarzy
– Hej– również się uśmiechnęła

Chłopak spojrzał na zegarek na ręku i posmutniał. Domyślam się o co chodzi.

– Dziewczyny przepraszam, ale muszę już iść, zobaczymy się później– nie myliłam się

Pożegnałyśmy go równocześnie a chłopaka już nie było. Bardzo się ucieszyłam, że przyszedł tutaj dla mnie. Szkoda, że musiał pójść, ale to nie koniec świata przecież. Sam powiedział, że się spotkamy w najbliższym czasie.

– Właśnie spotkałam Jacka. Najlepszy dzień w moim życiu!!– podekscytowana dziewczyna była w siódmym niebie– Czy ty i on?– rozbawiona spytała dociekliwie
– Nie, to przyjaciel– zarumieniłam się nie wiem do końca dlaczego
– Oh to dobrze, on jest mój– wywróciłam oczami i zaśmiałyśmy się równocześnie.

Po skończonym lunchu powędrowałyśmy na lekcję. Zhavia zapomniała książek, więc poszła w stronę szafki i miałyśmy się spotkać pod salą. Zatrzymał mnie jednak chłopak. Był wysoki, przystojny a jego czarne loki były cudowne. Ale to koniec jego zalet. Był to Finn.

– Od kiedy go znasz?– spytał wyraźnie zdenerwowany
– O kogo ci chodzi?– spytam zirytowana, a ten złapał mnie za rękę.

Akurat w to samo miejsce co wczoraj Jack. Super mam kolejnego siniaka. Finn mocno mnie złapał i nie zamierzał puścić. Chciałam się uwolnić, ale zamiast tego zwaliłam dość sporego kwiatka na ziemie. Doniczka była szklana, więc było to nieuniknione, że rozpadnie się na milion kawałków. Ziemia była rozsypana na dużej powierzchni. Nie było dużo ludzi w szkole, więc nie zwracałam uwagi na pojedyncze osoby przechodzące przez próg szkoły.

– Finn! Patrz co do cholery zrobiłeś!– krzyknęłam donośnie na niego
– Sama to zwaliłaś i nie krzycz tak, bo ktoś usłyszy– szepnął
– A co tutaj się wyrabia?! Nie dość, że nabałaganiliście to robicie wielki hałas. O niee, nie będzie tak, macie to raz dwa posprzątać i po lekcji zgłosić się do mojego gabinetu, będziecie siedzieć w kozie za kare!– po tych słowach odeszła

Tylko nie ona. Najwredniejsza nauczycielka tej szkoły. Byłam mocno zła na niego. Miałam spędzić ten dzień z przyjaciółką, a nie siedzieć w kozie i to jeszcze z nim. Masakra.

Po lekcjach poszliśmy do jej gabinetu. Nie odzywaliśmy się do siebie. Nie miałam nawet zamiaru.

– Zajmijcie krzesła– fałszywo się uśmiechnęła

Usiadłam w ostatniej ławce przy ścianie. Finn przede mną. Nie byłam do końca zadowolona, ale może dotrzyma mi towarzystwa. Nauczycielka wszystko widzi i słyszy, dlatego telefonu nie mogłam wyciągnąć.

– Zaraz wrócę– rzekła pani Millër– Tylko nie skaczcie mi tu przez okno– zaśmiała się szyderczo

Ale zabawne. Boki zrywać. Serio nauczyciele mają takie niskie poczucie humoru? Zawsze mnie to ciekawiło, niektórzy mówili typowe teksty naprzykład "później umówicie się na randkę" "czy ja wam gołąbeczki aby nie przeszkadzam?" a niektórzy śmieszkowali jak ona.

– Z czego się tak cieszysz Wolfhard– zaczęłam konwersację– Przez ciebie spędzimy tutaj najbliższe 2 godziny
– Mogę ci to jakoś wynagrodzić– puścił do mnie oczko
– Jak?– spytałam zdumiona

Bardzo byłam ciekawa jego propozycji, mimo że nie przepadałam za nim.

– Organizuję jutro imprezę, wpadnij jeśli chcesz– uśmiechnął się

Po chwili namysłu zgodziłam się. A co mi szkodzi? Nie miałam i tak planów na piątek, a nie powiem, bardzo lubię imprezy. Nie tylko ze względu na alkohol, ale dlatego, że łatwiej mi poznawać ludzi dzięki temu trunkowi, a lubię nowe znajomości. Zaproszę Zhavię, będzie fajnie.

Chłopak widać ucieszył się kiedy się zgodziłam. Ja zresztą też.


∆ ∆ ∆ ∆ ∆ ∆ ∆ ∆ ∆ ∆ ∆

I jak wam się podoba rozdział?

Zaniedługo kolejna część pojawi się, więc bądźcie cierpliwi ♥

True Love? /Finn Wolfhard ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz