*Luke*
Na kolację byliśmy umówieni na siódmą, dlatego już po piątej Marie rozpoczęła pierwsze przygotowania, chcąc wyglądać jak najlepiej. Wprawdzie nie wiedziałem do końca po co to robi, mi w zupełności wystarczyło około szóstej przebrać się i odświeżyć. Siedziałem na łóżku, bawiąc się telefonem, podczas gdy Marie okupywała łazienkę. W końcu ją opuściła, widziałem jednak że to nie koniec, gdyż nie miała na twarzy makijażu. Miała na sobie za to bordową sukienkę do połowy uda, zapinaną z tyłu na zamek.
-Luke, skarbie, mógłbyś? - spytała, stając do mnie tyłem, abym zapiął jej zamek.
Zrobiłem to, czego oczekiwała, dostając w podziękowaniu buziaka w policzek. Dziewczyna ponownie zniknęła w łazience i wyszła z niej dopiero po dwudziestu minutach. Ciągnęła się za nią przyjemna woń, z pewnością drogich, perfum. Wyjęła ze swojej walizki czarną, skórzaną kurtkę i nałożyła na swoje ramiona, stylizację uzupełniając czarnymi butami na koturnie.
-Ładnie wyglądasz - skomentowałem. - Mogę przejąć łazienkę?
-Dzięki i tak, możesz, ale się pośpiesz, nie możemy się spóźnić - powiedziała, wręcz wyganiając mnie.
W końcu mniej więcej za dwadzieścia siódma opuściliśmy hotelowy pokój i udaliśmy się na parking. Niedługo później znaleźliśmy się już w restauracji, w której się umówiliśmy. Przez okno widziałem, że Ashley i Chris są już w środku. Przekroczyliśmy próg restauracji. Kiedy tylko para nas zauważyła czułem się mierzony wzrokiem przez Chrisa. Widziałem też, jak Ashley spogląda na Marie, próbując zamaskować swoją niechęć uśmiechem. Ta kolacja to pomyłka. Przywitaliśmy się ze sobą, zajmując miejsce obok nich. Atmosfera była napięta, jakiekolwiek dialogi, które się rozgrywały, sztucznością wiały na kilometr. Marie i Ashley ciągle posyłały sobie zawistne spojrzenia, podobnie zresztą jak ja i Chris. Zastanawiało mnie co ona w nim widzi. Jestem przecież znacznie lepiej zbudowany i nie wydaję się być takim gburem jak on.
-Więc czym się zajmujesz? - spytałem chłopaka, kiedy Ashley oznajmiła, że musi iść do łazienki.
-Jestem barmanem w jednym z klubów - odparł, odkrawając kęs swojego dania.
-Och, pewnie niewiele wieczorów spędzacie razem - mruknąłem, chyba nie chciałem i nie powinienem był tego mówić.
-A wy? Ty jesteś modelką, a ty pożal się boże rockmanem - syknął. - Ile czasu wy spędzacie razem, co?
Uniosłem nieco głowę, widząc Ashley, która stała obok stolika, pozostając do tego czasu niezauważoną i uważnie przysłuchiwała się naszej wymianie zdań. Marie z kolei siedziała cicho, chociaż widziałem, że niewiele brakuje jej do wybuchnięcia, choć obawiam się, że jeśli to by się wydarzyło jej obrona byłaby po prostu głupia i niepoważna, jak na osobę w jej wieku.
-Chris, możesz mi wyjaśnić co tu się dzieje? - spytała zdezorientowana, siadając przy stoliku.
-Twój chłopak usiłuje podsumować nasz związek i wtrąca się w nieswoje sprawy - burknęła Marie zza mojego ramienia, co spotkało się ze zmieszanym spojrzeniem ze strony Ash.
-Uhm, Chris? - odkaszlnęła.
-Twój wspaniałomyślny przyjaciel zaczął - warknął, unosząc ręce w geście obronnym.
-Dziękujemy za zaproszenie i miłą kolację, aczkolwiek myślę, że my będziemy się już zbierać - wybełkotała, ciągnąc chłopaka za ramię. - Do zobaczenia, zdzwonimy się.
Marie wybełkotała ciche pożegnanie pod nosem, będąc zadowoloną z faktu, że zostaliśmy sami, czuła się zwycięzcą. Wiedziałem, że to wszystko się tak skończy. Wiedziałem także, że Chris nie zasługiwał na Ashley, a ja traktowałem ją znacznie lepiej. Wiadomym było również, że zaproszenie ich na kolację było tylko kolejną intrygą Marie, której nie mogłem rozgryźć.
Nie lubię tego rozdziału.
CZYTASZ
Old Love Will Not Be Forgotten | L. Hemmings x Halsey
FanficMinęły dwa lata, odkąd los ich rozdzielił. Teraz, kiedy każde z nich ułożyło sobie życie na nowo, a rany się zagoiły, w internecie pojawia się ogłoszenie o pewnym koncercie. W momencie, w którym jej oczy je ujrzały, serce zabiło szybciej, a stare uc...