17

224 12 0
                                    

*Ashley*

Po wypiciu kawy, która miała postawić mnie tego dnia na nogi, postanowiłam udać się do Lindsay. Tak jak w przypadku wybrania się do Ryana, postanowiłam iść na nogach. Ciężka walizka i torba wypchana po brzegi, zdawały się mi teraz nie przeszkadzać. Co prawda, chwilowo byłam bezdomna, jednak czułam się wolna i uradowana tym, iż został ze mnie zdjęty pewien ciężar. Drogę, w której jedynym dźwiękiem, choć niekoniecznie, jaki zdawałam się do siebie dopuszczać były moje myśli i sumienie, przerwał mi dzwonek telefonu, który totalnie wytrącił mnie z równowagi. Obie ręce miałam zajęte, telefon znajdował się w jednej z kieszeni, w dodatku nie przestawał dzwonić. Zatrzymałam się i zaczęłam grzebać po kieszeniach, w poszukiwaniu telefonu, który zdawał się być w tym momencie rzeczą zbędą, wręcz irytującą i nie pasującą do miejsca i sytuacji, w jakiej się znajdowałam. Złagodniałam jednak natychmiast, kiedy zobaczyłam imię i nazwisko dzwoniącego.

-Cześć, Luke - powiedziałam dziwnie łagodnym tonem, być może chciałam w ten sposób okazać pewien rodzaj skruchy, po pozostawieniu go samego w zasadzie bez jakichkolwiek wyjaśnień.

-Hej, Ash. Nie chciałbym się narzucać, ani nic z tych rzeczy, ale czy nie chciałabyś się spotkać dziś wieczorem? - spytał, a w jego głosie słychać było nadzieję i nutkę niepewności.

Mimowolnie uśmiechnęłam się na jego słowa. Myślę, że chęci jakie wyrażałam na to spotkanie, w tamtym momencie, były naprawdę szczere. Chyba jednak ciągnęło nas do siebie. I być może należało coś z tym zrobić, nim będzie zbyt późno i znów będą dzielić nas tysiące kilometrów.

-Tak pewnie, powiedz tylko gdzie i o której - zaśmiałam się.

-Uhhh - westchnął - z tym będzie ciężej, ale myślę, że mogę po ciebie przyjechać i skoczymy razem coś zjeść - zaproponował.

-Cudownie to może koło szóstej?

-Wspaniale, do zobacz... -chłopak chciał się żegnać, nie wiedział jednak, że jestem chwilowo bez dachu nad głową, więc musiałam wyprostować sytuację, bo jeszcze przyjechał by do Chrisa i wyszłoby głupio.

-Luke, zaczekaj. Przyślę ci adres Lindsay i po mnie do niej przyjedziesz, w porządku? - zapytałam.

-Pewnie - odparł. - Do zobaczenia.

-Cześć - odparłam, rozłączając się i kończąc rozmowę.

Westchnęłam cicho, a mały uśmiech wkradł się na moje usta. Złapałam ponownie rączkę od walizki, schowawszy wcześniej telefon i ruszyłam dalej w stronę miejsca zamieszkania Lindsay. Pół godziny później siedziałam już naprzeciwko niej, na jej łóżku, trzymając w ręce kubek herbaty. Wiedziałam doskonale, że teraz muszę dokładnie streścić jej całą poprzednią noc i dzisiejszy poranek.

-Prawdę mówiąc, będzie ciężko, ale możesz się u mnie zatrzymac, nadmuchamy ci materac i jakoś się pomieścimy. Poza tym jadę jutro do rodziców w odwiedziny, także nie będzie mnie kilka nocy - oznajmiła. - Zatem moje łóżko będzie do twojej dyspozycji. Bez szaleństw tylko proszę - zaśmiała się, a ja razem z nią.

-Nie masz się o co martwić - odparłam. - Bardzo ci dziękuję. Koło szóstej przyjedzie po mnie Luke.

-Wrócisz na noc? - spytała, unosząc podejrzliwie brew.

-Tak, myślę, że tak - powiedziałam, szturchając ją w ramię.

Reszta czasu upłynęła nam na rozmowach i jedzeniu zamówionej pizzy, w końcu każda z nas potrzebowała obiadu. Krótko po piątej zaczęłam doprowadzać się do porządku i ogarniać, na spotkanie z Lukiem.
Punktualnie o szóstej zadzwonił mój telefon. Tak jak się spodziewałam, był to Hemmings. Pożegnałam się z Lindsay i opuściłam jej mieszkanie. Czarne auto, które chłopak wypożyczył na czas przebywania w Nowym Jorku, stało już pod klatką. Z szerokim uśmiechem na ustach, wsiadłam do środka i przywitałam się z chłopakiem.
-To gdzie jedziemy, Ash? -spytał, uśmiechając się.
-Wiesz, to tylko moja nieśmiała propozycja, którą niepewnie do ciebie wychylam, ale bardzo możliwe, że mam ochotę na kebaba - westchnęłam.
-Czytasz mi w myślach, którędy do najlepszego kebaba? - zapytał ze śmiechem.
-Tak, Luke. Zostanę twoją nawigacją - odrzekłam.
Kilkanaście minut później byliśmy już na miejscu. Zdecydowanie mogę stwierdzić, że sposób, w jaki Luke prowadził samochód, nie uległ zmianie, wszystko było po staremu.
-Wiesz Ashley, twój głos jest tak przyjemny, że mógłby być w mojej nawigacji, a ja nie denerwowałbym się na niego, nawet jeśli coś by się popsuło, a komunikaty byłyby coraz bardziej pozbawione sensu - stwierdził, kierując się w stronę wejścia do lokalu, mnie za to wmurowało w ziemię.
Wprawdzie nie było to niczym nadzwyczajnym, co mi powiedział, ani nadto romantycznym. Nic z tych rzeczy.
Było to po prostu miłe, coś co poprawiło mi humor na resztę dnia. Po chwili ocknęłam się i dorównałam mu kroku.
Po posiłku ponownie usadowiliśmy się w jego samochodzie. Spojrzałam na siebie w lusterku i doskonale wiedziałam, iż muszę poprawić swoją pomadkę, która zjadła się w trakcie jedzenia.
-Wiesz, naprawdę cenię w tobie to, że mogę z tobą jechać na kebaba i spędzić czas na luzie i nie ciągasz mnie do drogich restauracji, gdzie swoją drogą nie czuję się najlepiej - zaśmiał się nerwowo.
Zamknęłam pomadkę i odłożyłam ją koło skrzyni biegów, następnie odwracając się w jego stronę i spoglądając na niego.
-A co ty mi tak słodzisz dzisiaj - spytałam, unosząc jedną brew.
Chłopak popatrzył jedynie w moje oczy, pozostawiając mnie bez odpowiedzi i sprytnie zmienił temat.
-Jedziemy do mnie? - zaproponował.
-Pewnie, że możemy - odparłam z uśmiechem.
Niecałe dwadzieścia minut później byliśmy już w hotelowym pokoju Luke'a. Chłopak, bez pytania mnie o zdanie, wyciągnął butelkę wina i dwa kieliszki. Zupełnie jakby czytał mi w myślach. Usadowiłam się obok niego na niewielkiej kanapie, stojącej naprzeciw telewizora i biorąc do ręki jeden z kieliszków, odwróciłam się w jego stronę.
Rozmawialiśmy naprawdę dużo, o wszystkim. W końcu cichliśmy coraz bardziej, aż w końcu poprzestaliśmy na samych spojrzeniach. Uwielbiałam jego oczy, cudownie niebieskie oczy, w których zakochałam się nieco ponad dwa lata temu, a te uczucia chyba zaczynały do nas wracać. Nasze twarze zbliżały się do siebie z każdą sekundą, aby w końcu nasze usta połączyły się ze sobą. Oboje, w tym samym czasie, odstawiliśmy szkło, by nasze ręce mogły znaleźć swoje miejsca na naszych ciałach. Jedna z moich rąk znalazła się, wplątana w jego włosy, co tak bardzo uwielbiałam robić. Druga zaś zacisnęła się u góry jego koszulki, jakby nie chcąc pozwolić mu, osunąć się choćby na minimetr. Ręce chłopaka zaś znalazły się na moich biodrach, pomagając mi wcisnąć się na jego kolana. Byłam w tamtym momencie szczęśliwa, jak dawno nie byłam.

Old Love Will Not Be Forgotten | L. Hemmings x HalseyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz