Rozdział 3

324 11 0
                                    

To już dzisiaj~ pomyślałam, przeciągając się na łóżku. Miałam taki piękny sen... Byłam w nim ja i był król słodyczy.. Wielki gumisiowy żelek. Wzięliśmy ślub i właśnie miałam go zjeść, gdy się obudziłam. Cóż... Wszystko co piękne kiedyś się kończy. Nawet tak cudowny sen.

Nie tracąc czasu, wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Zdjęłam  piżamę i wrzuciłam ją do kosza na pranie. Następnie weszłam pod prysznic i oddałam się przyjemności. Ciepła woda miło płynęła po mojej skórze, kiedy myłam swoje ciało. W ciszy, którą zakłócał jedynie szum wody,  relaksowałam się. W głowie, jednak układałam już listę rzeczy do zrobienia, zanim stąd wyjadę.

Na szczęście Kate zgodziła się i razem ze mną wyjeżdża do Kalifornii. Nie wiem jak jest między nią i Lukiem. Po imprezie wydawała się być dosyć smutna. Miałam nieodparte wrażenie, że coś się stało. A ona nie chciała mi nic powiedzieć.

Nie będę jej zmuszała do zwierzeń. Jak będzie chciała, to sama mi powie. Nie zmienia to jednak faktu, że się o nią martwię.

Wyszłam z pod prysznica i wytarłam się puchatym ręcznikiem. Następnie ubrałam szlafrok i zaczęłam suszyć moje długie włosy. Ostatnio myślałam, aby je podciąć. Nie byłaby to jakaś drastyczna zmiana. Po prostu podcięłabym końcówki, bo wydają się być strasznie zniszczone.

Gdy moje włosy były już suche, wyszłam z łazienki i poszłam do pokoju. Wzięłam z półki czarne dresy ze ściągaczami i białym napisem "Nike" na prawej nodze oraz niebieski crop top z białym napisem "why" z przodu i "not?" z tyłu. Dobrałam do tego czarny komplet bielizny i nałożyłam to na siebie.

Zdjęłam z szafy dwie duże walizki, postawiłam je, otwarte na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Wiele rzeczy się tu wydarzyło. Nie wiem kiedy przyjadę do domu rodzinnego ale sądzę, że nieprędko. Całe pomieszczenie było w odcieniach czerni, bieli i szarości. Na ścianach było pełno plakatów przedstawiających moich ulubionych wokalistów oraz różne motory, które bardzo mi się podobają. Teraz zastawione było kartonami, do których powkładane były niemalże wszystkie moje rzeczy. Nie sądziłam, że będzie ich aż tak dużo. Jedyne co zostało mi  jeszcze do spakowania, to ciuchy oraz kilka rzeczy z łazienki. Wszystko inne miałam już schowane do pudeł. Buty, kosmetyki, książki, pamiątki i inne bzdety znajdują się w kartonach, które później zostaną dostarczone do mojego nowego domu.

Ekipa od przeprowadzek miała przyjechać za godzinę i gdy już spakują moje rzeczy, pojadą pod adres Kate. Zaczęłam powoli znosić rzeczy do holu i w momencie, kiedy postawiłam ostatnie pudło, przed dom podjechała ciężarówka. Chwilę później usłyszałam pukanie, więc podeszłam do drzwi i je otworzyłam.

—Dzień dobry. My od przeprowadzek. — Powiedział rosły mężczyzna,  posyłając mi przyjazny uśmiech.

Wyglądał jakby miał około czterdzieści lat, jednak jego szczery uśmiech z pewnością odejmował mu lat. Obok niego stał drugi mężczyzna, z widocznym zarysem mięśni pod koszulką. Wyglądał na niewiele młodszego od kolegi.

—Oczywiście. Dzień dobry. Tu mają panowie pudła do zapakowania. — Wskazałam na stosik za mną.

Mężczyźni weszli do środka i ostrożnie nosili pudła, jedno po drugim. Sprawnie kursowali od samochodu do domu, aż w końcu po trzydziestu minutach, załadowali wszystko.

—Dobrze. Wszystko co pani wystawiła jest już zapakowane. Teraz jedziemy pod adres pani koleżanki.

—Okej. Potem wszystkie nasze rzeczy mają zostać przewiezione do Kalifornii, a dokładniej do San Mateo na adres 1765 Willow Road*.

—Oczywiście. Do widzenia. — Powiedzieli mężczyźni i odeszli, a ja jeszcze chwilę stałam i patrzyłam za oddalającym się pojazdem.

Do mojego samolotu pozostały jakieś cztery godziny, a jako, że nie miałam co robić, to zasiadłam przed telewizorem, oglądając filmy, które być może mnie nie uśpią.

W telewizji leciały, jednak tylko nudne seriale i nie usnęłam tylko dlatego, że nastawiłam sobie budzik. Tak więc, gdy ten zadzwonił, poszłam do łazienki trochę się ogarnąć i po stwierdzeniu, że wyglądam znośnie, postanowiłam wyruszyć.

Zamknęłam za sobą dom, wpakowałam walizki do bagażnika i wsiadłam do samochodu. Ostatni raz obejrzałam się na dom, który tak wiele dla mnie znaczył. Dom, w którym przeżyłam wszystkie najcudowniejsze chwile. Z tym miejscem wiązało się tyle moich wspomnień, że na prawdę trudno było mi opuścić to miejsce. Jednak wiedziałam, że kiedyś tu wrócę. W końcu moja mama nadal tu mieszka... no .. może jednak pomieszkuje. Bo w sumie więcej czasu spędza w firmie i w delegacjach, niż w domu, z własną córką. Nawet teraz, nie raczyła się ze mną chociażby pożegnać. Ma mnie totalnie gdzieś. Ale w sumie, powinnam się przyzwyczaić. Nigdy nie miała dla mnie czasu, chociaż kiedyś.. jak tata żył... Ale teraz, ma mnie gdzieś, a ja nie zamierzam z tego powodu rozpaczać.

Zaparkowałam na podjeździe domu Kate, podeszłam do drzwi frontowych i weszłam jak do siebie. W sumie obie czujemy się na tyle swobodnie w swoim towarzystwie, że jakoś nigdy nie przyszło nam do głowy, aby używać dzwonka do drzwi lub pukać.

—Jesteś gotowa ?— Spytałam przyjaciółki, która była w proszku.

Ciągle biegała, szukając czegoś i chyba nie udało jej się tego znaleźć, bo wyglądała na załamaną.

—Nie. Zgubiłam gdzieś portfel i telefon.

—Chodzi ci o ten portfel i telefon? —Spytałam ,wskazując na przedmioty leżące na szafce, obok której stałam.

—Charlie życie mi ratujesz!—Wykrzyknęła i rzuciła się na mnie, zabierając przy okazji swoją własność. —Czekaj chwilkę. Jeszcze tylko pójdę po walizki.

—Pomóc ci?

—Jakbyś mogła.— Spojrzała na mnie wdzięcznie i razem zaczęłyśmy wchodzić po schodach.

Udaliśmy się w stronę drzwi na końcu korytarza, a następnie weszłyśmy do pomieszczenia. Pokój brunetki był przestronny i kolorowy. Każda ściana była innego koloru, by jak to ujęła dziewczyna "było wesoło". Niezbyt rozumiałam, o co jej z tym chodziło, ale to jej pokój i jeśli taki się jej podoba to mnie też. Zwykle półki zawalone książkami, pamiątkami i innymi duperelami- teraz były całkowicie puste. Z biurka zniknęły wszystkie przybory, tak samo jak z toaletki kosmetyki. Nie było tutaj tego wesołego bałaganu co zwykle. Było czysto i.. pusto. Koło łóżka stały tylko dwie walizki na kółkach. Dziewczyna wzięła jedną, a ja drugą i od razu tego pożałowałam.

—Czy ty tu masz kamienie? — Spytałam z pretensją, przyglądając się szatynce, która niewinnie się uśmiechając ,wzruszyła ramionami i wyszła z pomieszczenia.

Westchnęłam zrezygnowana i zaczęłam ciągnąć walizkę przez cały korytarz. Jednak kiedy stanęłam przed schodami to się przeraziłam.

~ Jak ja to po nich zniosę?

Z trudem podniosłam walizkę i zaczęłam ją taszczyć w dół. Miałam nieodpartą ochotę, po prostu ją puścić i patrzeć jak stacza się w dół. Na pewno oszczędziłoby mi to sporo czasu, którego nie mamy zbyt wiele, jednak nie wiem, czy nie ma tu jakiś cennych rzeczy.

—Jeszcze się z tym męczysz? — Spytała dziewczyna, stojąc u podnóża schodów i uśmiechając się kpiąco.

—Proszę bardzo. Ściągaj to sobie sama. —Powiedziałam zirytowana i postawiłam walizkę na schodku tak, aby nie spadła.

Zeszłam ze schodów i patrzyłam jak moja przyjaciółka męczy się z walizką. Z tej perspektywy to na prawdę wyglądało zabawnie i nie dziwiłam się jej, że wcześniej się śmiała.

Kilka minut później, gdy w końcu uporałyśmy się z bagażami i zapakowałyśmy je do auta, w końcu mogłyśmy ruszyć.

—Wiadomo gdzie będziemy mieszkać? — Spytała dziewczyna, spoglądając na mnie z miejsca pasażera.

—Tak. Mam już adres i klucze. Na parkingu mam już podstawione nowe auto. Mama zadbała o wszystko. Ponoć będziemy mieszkały 30 minut od mojej uczelni. A wiesz już jak będzie z twoją nauką? — Spytałam zerkając na nią przez chwilę, po czym mój wzrok wrócił na drogę.

—Cóż.. jeszcze nie wiem do końca, gdzie ale mam zamiar studiować. Termin zgłoszeń mija za jakiś tydzień, więc mam kilka dni na dokładniejsze zastanowienie się co chce robić.

—Cieszę się, że będziesz studiować. —uśmiechnęłam się delikatnie.

—Ja też. Ale nie mogę się już doczekać tych wszystkich akademickich imprez. I tych wszystkich ciasteczek, które na nich będą. — Powiedziała rozmarzona, po czym zaśmiała się dźwięcznie, a ja razem z nią.

—Oj ,to Lule już ci wyleciał z głowy?

—No nie.— Powiedziała nagle skrępowana, a ja spojrzałam na nią podejrzliwie.

—Co jest?

—No bo.. Nic.

—Kate. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Oszukasz każdego ale nie mnie. Za dobrze cię znam.

—No bo.. My się pocałowaliśmy.— Wyznała zawstydzona.—Ale to było po pijaku i wątpię, aby to pamiętał.

—A pytałaś go czy pamięta?

—Nie. Za bardzo się wstydziłam.. Ale to w sumie nie wszystko... Bo... po tym pocałunku wyszliśmy na zewnątrz ... i ... ja.. ja wyznałam mu miłość. Ale z tego nic nie wyjdzie, bo on potem sobie poszedł i dalej w sumie nic nie pamiętam. —Słyszałam jak jej głos się załamywał i widziałam jak drżała jej warga.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Zawsze myślałam, że Kate podoba się Lukowi. Widocznie się pomyliłam. Zaparkowałam samochód na parkingu lotniska i obydwie wysiadłyśmy, a następnie podeszłyśmy do bagażnika. Gdy chciała wyjąć swoje walizki, zatrzymałam ją. Obróciłam w swoją stronę i położyłam dłonie na jej ramionach.

—Przykro mi, że Luke okazał się być takim dupkiem. —Westchnęłam i przytuliłam ją do siebie—.Pomogę ci o nim zapomnieć. Razem zaczniemy nowe życie w Kalifornii i zapomnimy o demonach przeszłości.

—Dziękuje Charlie... za to że jesteś.

—Zawsze będę.

Odsunęłyśmy się od siebie i wypakowałyśmy nasze bagaże. Zamknęłam auto i ruszyłyśmy w stronę wejścia na lotnisko. Musiałyśmy wyglądać śmiesznie z perspektywy obserwatorów. Dwie, drobne dziewczyny, z czterema wielkimi walizkami. To jest coś.

Odprawa przebiegła sprawnie i bez żadnych problemów. Jedynie musiałyśmy dopłacić za nadprogramowe bagaże oraz ich wagę, bo okazuje się, że każdy pasażer może mieć tylko jedną walizkę ważącą 24 kilogramy, a my miałyśmy po dwie i na pewno ważyły więcej niż 24 kilogramy.

Niecałe dwadzieścia minut później obie siedziałyśmy w samolocie. Zgodnie z poleceniem stewardess, zapięłyśmy pasy i wyłączyłyśmy urządzenia elektroniczne. Samolot wzbił się w powietrze, a ja oglądałam panoramę Londynu przez okienko. Nie wiem kiedy znów zobaczę to miasto, ale chyba nie prędko.

Żegnaj deszczowy Londynie i witaj słoneczna Kalifornio...

●●●

1765 Willow Road* ten adres na prawdę istnieje i w tym wypadku dom, który znajduje się pod tym adresem przywłaszczy sobie Charli xd Zakochałam się w tym domu od pierwszego wejrzenia 😍

Rozdział poprawiała bitmewords

Czy pokocha? ZAWIESZONE  . ..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz