Rozdział 8

231 12 0
                                    

— Luke!— Ze śmiechem, pobiegłam w stronę wysokiego szatyna. Wskoczyłam na niego, uwieszając się na nim niczym małpka, a na moich ustach widniał szeroki uśmiech.

— Też się za tobą stęskniłem, Charlie. — Powiedział śmiejąc się, tuż po tym, jak postawił mnie na ziemi.

— Przecież za mną nie da się nie tęsknić. W końcu wszyscy mnie kochają. — Prychnęłam, zarzucając włosy na plecy. Następnie odwróciłam się od chłopaka i zaczęłam zmierzać w stronę wyjścia z lotniska. Po chwili jednak odwróciłam się do szatyna i po spojrzeniu na jego minę, zaczęłam się głośno i szczerze śmiać. — No idziesz czy mam cię odjechać? — Uśmiechnęłam się przyjaźnie i ruszyłam w stronę ruchomych schodów. Po zjechaniu niżej, skręciłam w lewo i wyszłam przez szklane drzwi.

— No to jakim rzęchem jeździsz? — Chłopak uśmiechnął się do mnie kpiąco i zaczął rozglądać się po parkingu, który teraz przemierzaliśmy.

— No żebyś się nie zdziwił, jak go zobaczysz. — Uśmiechnęłam się z wyższością i nacisnęłam przycisk na pilocie. Światła auta mignęły, a ja wsiadłam do środka.— No idziesz czy nie?

— Czekaj chwilkę. Muszę pozbierać szczękę z drogi. — Obszedł samochód dookoła, ciągle niedowierzając i pokręcił w zamyśleniu głową.  Następnie spakował swoje walizki i wsiadł. Wyjechałam z parkingu i ruszyłam w drogę powrotną. Cały czas skupiałam się na drodze, jednocześnie rozmawiając z szatynem. Nawet nie wiedzieć kiedy, minęła nam cała droga i zaparkowałam samochód na podjeździe.

— No to co? Wysiadamy? — Klepnęłam go zachęcająco w udo i uśmiechnęłam się radośnie.

—A co jeśli każe mi spierdalać?

— To jej nie słuchaj! Jesteś chłop, czy baba? Walcz o nią jak mężczyzna, a nie tchórzysz już na starcie. Musicie porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić, a ja liczę na to, że jeszcze dzisiaj będziecie parą.— Pogroziłam mu palcem i opuściliśmy pojazd. — Już jesteśmy! — Krzyknęłam przekraczając próg budynku.

— To super jedzenie już do chodzi. Z kim przy...— Słowa zamarły na jej ustach, a promienny uśmiech znikł z twarzy. Zszokowana patrzyła na mojego przyjaciela.

— Niespodzianka? — Uśmiechnęłam się niewinnie i pomachałam dłońmi. Dziewczyna posłała mi rozwścieczone spojrzenie i na migi pokazała, abym poszła z nią do innego pokoju. — Przepraszamy cię na minutkę.— Zwróciłam się do Luka i poszłam za Kate do salonu.— O co chodzi?

— Co on tu robi? — Wysyczała wściekła. Jej policzki przybrały różowy kolor, a oczy rzucały gromy.

— No obecnie to stoi sam, bo ty masz jakieś widzi mi się. On tu przyjechał specjalnie dla ciebie, więc teraz łaskawie pójdź do niego i bądź miła, a potem zaciągnij go do swojego pokoju i szczerze porozmawiajcie.— Tupnęłam ze złości nogą. Obydwie byłyśmy wściekłe. Ona na mnie, ponieważ sprowadziłam tu Luka, a ja na nią, ponieważ chce zaprzepaścić swoją szansę na szczęście. No bo, jak można być tak głupim? Chłopak specjalnie dla niej przejechał pół świata, a ona chce go odprawić z kwitkiem! Ja na to nie pozwolę.

— No dobra.— Fuknęła i poszła do chłopaka. Sama wzięłam kilka uspokajających wdechów i weszłam do kuchni, w której przebywała pozostała dwójka. Na mojej twarzy od razu, jak na zawołanie zawitał uśmiech.

— No hejka. — Usiadłam przy wyspie kuchennej i spojrzałam na przyjaciół. Oboje czuli się niezręcznie i każde bało się odezwać. Atmosfera była na prawdę napięta, a ja nie wiedziałam jak ją rozluźnić. Cóż... to będzie trudniejsze niż sądziłam. Ale nie poddam się. Satysfakcjonujące dla mnie będzie zobaczenie ich, jako szczęśliwą parę.— Luke, na ile chcesz zostać? — Zagadnęłam, z nadzieją na rozwinięcie konwersacji i przerwanie tej upiornej ciszy.

— Nie wiem.— Wzruszył ramionami. — Póki mnie nie wywalicie. A tak serio to stwierdziłem, że starczy mi już tej przerwy i idę na studia.

— A gdzie idziesz?

— Na uniwersytet Kalifornijski w San Francisco.

— Coo? — Kate niemal upuściła kubek z sokiem, który trzymała w ręku.

— Mają tam genialne wydziały. Już miesiąc temu złożyłem tam papiery na medycynę i szczęśliwie zostałem przyjęty.— Wyszczerzył się w uśmiechu, a Kate gwałtownie zbladła.

— Kate co jest?— Zaniepokoiłam się.

— Nic. Ale wychodzi na to, że będziemy razem studiowali. — Mruknęła z przekąsem i odstawiła naczynie do zlewu.

— To super.— Krzyknęłam podekscytowana. — No to możecie razem jeździć na uniwerek. No właśnie. Nie chcielibyście gdzieś pojechać? No wiecie, tak na kilka dni. - Podsunęłam pomysł, który od kilku dni chodził mi po głowie. Niby dopiero się przeprowadziliśmy do Kalifornii, ale strasznie mnie korciło, żeby gdzieś wyjechać.

— Gdzie? — Spytał Luke, zajadając jabłko.

— Po pierwsze: Fuuuj. Nie odzywaj się, kiedy jesz, bo plujesz.— Udałam obrzydzenie.— A jeśli chodzi o wyjazd to.. nie wiem. Może biwak?

— Po ostatnim mówiłaś, że nigdy w życiu nie pojedziesz już na biwak.— Rzuciła Kate, opierając się o wyspę.

— No tak.— Westchnęłam skonsternowana.

— A co się stało na ostatnim biwaku? — Luke nagle jakby się ożywił. Kate posłała mi wredny uśmieszek, a ja posłałam jej mrożące krew w żyłach spojrzenie... a przynajmniej myślałam, że takie jest.

— Ani mi się waż.— Wskazałam na nią palcem, ostrzegając przed popełnieniem błędu.

— No bo 3 lata temu byłyśmy na biwaku klasow... — Zatkałam jej ręką usta, tym samym tłumiąc jej słowa, jednak ona nie ustępowała i mnie ugryzła. Zabrałam rękę, głośno piszcząc i oglądałam ja z każdej strony, by zobaczyć czy jest cała. — I tam było jezioro i Charlie wieczorem chciała się wykąpać, a taka Lili Prescot zabrała jej ubrania i Charlie musiała wracać do obozu, ubrana w krzaki.— Dziewczyna i chłopak wybuchnęli śmiechem, ja natomiast odwróciłam się do nich plecami obrażona. Sama również miałam ochotę się zaśmiać, bo z perspektywy czasu to na prawdę było śmieszne. Jednak nie dam im tej satysfakcji.

— No Charlie.. Nie obrażaj się. Przecież to śmieszne. I wiesz co? Możemy pojechać na ten biwak.— Mimo, że się starała, ja nadal w jej głosie słyszałam rozbawienie.

— No to kiedy? — Odwróciłam się do nich uśmiechnięta. Ponoć kobieta zmienną jest, a mi humor zmienia się jak w kalejdoskopie. Potrafię w jednej chwili być wściekła, a w drugiej płakać ze śmiechu.

— W przyszłą sobote? — Podrzucił Luke, na co obie z chęcią przytaknęłyśmy.

Zaczęliśmy rozmawiać na niezobowiązujące tematy,  przez co na moich ustach uformował się uśmiech. Ciekawe jakby to było,  gdyby zostali parą. Czy dalej trzymalibyśmy się w trójkę,  czy odstawiliby mnie na dalszy plan? Pewnie chcieliby spędzać więcej czasu razem i o ile nie mieliby mnie całkowicie gdzieś,  to byłabym szczęśliwa razem z nimi.

●●●●

Tak cholernie trudno było mi napisać ten rozdział! O ile ok 900 słów miałam napisane od miesiąca,  o tyle dalej się zacięłam i nie wiedziałam co napisać! To jest straszne :'(

No ale się udało. Następny rozdział prawdopodobnie pojawi się pod koniec miesiąca ale postaram się go napisać wcześniej

Pozdro Misiaczki ;***

PattisonLoff

Korekty dokonała 

Czy pokocha? ZAWIESZONE  . ..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz