Dajcie znać, czy rozdział się pojawa, bo mam dziwne wrażenie, że nie :)
Dzisiaj troszkę krócej, ponieważ laptop płata mi figle :/. Mam ogromną nadzieję na masę gwiazdek i motywujących komentarzy. Może tym razem stuknie 150?
Tym razem od razu założyłam służbowy uniform, by uniknąć podobieństwa wczorajszej wpadki z nieodpowiednim ubiorem. Dziadka zainteresowało to oczywiście, no bo w sumie do fabryki taki strój średnio pasuje, ale udało mi się wymyślić świetną wymówkę.
Metro z rana było zatłoczone i praktycznie byłam przyciśnięta do szyby, ale jakoś zdołałam to wycierpieć. Szkoda pieniędzy na taksówki i inne wygody, skoro i tak stałaby w korku.
W apartamencie była pustka. Żadnej żywej duszy dookoła. Jedynie Jose przywitał mnie radośnie w holu i sprowadził dla mnie odpowiednią windę. Jest naprawdę bardzo miły, a przy tym również przystojny.
Nie wiem jaki jest sens w codziennym sprzątaniu mieszkania. W nieużywanych sypialniach nie osadził się nawet kurz, ale w końcu za to mi płacą, więc nie będę marudzić. Stwierdziłam, że podczas sprzątania salonu, włączę sobie jakąś muzykę, w końcu to nie jest zabronione, a i mi czas zacznie płynąć szybciej. Włączyłam pilotem, wiszący na ścianie telewizor i uruchomiłam kanał muzyczny. Po kilku dobrych kawałkach, puścili moją ulubioną piosenkę „Galway Girl". Poza pojedynczymi imprezami rzadko miałam okazję potańczyć, więc stwierdziłam, a skoro mieszkanie jest puste mogę trochę się pokręcić przy mopie i pośpiewać, dlatego zwiększyłam głośność i dałam się ponieść. Całe trzy minuty dziwacznego kręcenia tyłkiem i podśpiewywania.
-Ciekawy występ- usłyszałam, gdy telewizor automatycznie się wyciszył.
-Jezu- zawołałam, łapiąc się za klatkę piersiową.
-Tylko Veen, ale miło mi- zaśmiał się.
-Nie spodziewałam się Ciebie, znaczy Pana- nie do końca wiedziałam, jak powinnam go nazywać, w końcu również to mój pracodawca.
-Wiesz jestem właścicielem tego mieszkania, więc chyba będę najczęstszym gościem- ponownie wykrzywił usta w uśmiechu.
-No tak- powiedziałam, chowając kosmyk włosów za ucho. Gdy się denerwowałam, to był taki mój nawyk.
-Ale serio, marnujesz się. Powinnaś wystąpić w jakimś talentshow- czułam, że ze mnie kpi.
-Ciągle o tym myślę, ale muszę dopracować ten układ- powiedziałam, starając się brzmieć poważnie.-Skończył pan wcześniej pracę?- dopytałam.
-Tak, kończę kiedy chcę i nie mów do mnie pan, jestem starszy od Ciebie maksymalnie o trzy lata- zaśmiał się.
-A mi się wydaje, że więcej- to dopiero palnęłam. Serio Brooke? Sugerujesz szefowi, że staro wygląda?
-Rozwiejmy wszelkie wątpliwości w tym temacie, mam 26, a Ty? Tylko nie praw mi morałów, że kobiety o wiek się nie pyta- spoważniał.
-Dwadzieścia jeden- odpowiedziałam od razu.
-No więc miałaś rację- uśmiechnął się ponownie. Przysięgam ten człowiek zmienia humor z minuty na minutę.
-Jest coś do jedzenia? Umieram z głodu- dodał.
-Niestety nie, obiad będzie dopiero na szesnastą- odpowiedziałam.
-Ech w takim razie coś zamówię- pokręcił głową.
-Ale mogę coś ugotować- dorzuciłam.-Mogą być krewetki, takie jak wczoraj?- zapytałam.
-Wczoraj były krewetki? A myślałem, że stek- zaśmiał się.
CZYTASZ
FIREPROOF
RomanceCzy jedna sytuacja może zmienić wszystko? Owszem. Czy na lepsze, czy na gorsze- to zależy od interpretacji. Brooklyn coś o tym wie. Twardo stąpa po ziemi, wiedząc, że życie to nie bajka. OTO FIREPROOF. -Prosimy o zwracanie uwagi na błędy, będziemy...