Rozdział pisało mi się po prostu tragicznie. Ciągle pisany w przerwach w nauce, także wybaczcie. Na szczęście na kolejny wypracowałyśmy znacznie lepszy pomysł. Pojawi się on w czwartek lub w piątek. Dla zachęty zostawcie 130* i jakiś motywujący komentarz. :) + na dole coś dla czytelników "Dla Was Wszystko".
Całą noc miałam problemy z zaśnięciem. Wydarzenia z wczorajszego wieczoru pozostały w moich myślach, a ja zaczęłam rozważać, czy chcę by Vincent je pamiętał, czy też wolę by było na odwrót.
Gdy w końcu nadszedł wymarzony sen, nie mógł trwać tak długo jak sobie wymarzyłam.
Kołdra, którą byłam przykryta została mi okrutnie odebrana, pozostawiając mnie jedynie w różowej jedwabnej piżamce, składającej się z koszulki na ramiączkach i krótkich spodenek.
Odwróciłam się i zobaczyłam winowajcę. Kołdra była olbrzymia, a Wayne i tak zagarnął całą dla siebie. Postanowiłam zawalczyć, bo w końcu moje ubranie było średnio ciepłodajne. Oczywiście próba odzyskania choć skrawka materiału skończyła się fiaskiem.
Zrezygnowana podniosłam się do pozycji siedzącej i starałam się wypatrzeć coś, co mogłoby mi posłużyć jako okrycie.
Na fotelu stojącym przy olbrzymim oknie zauważyłam koc, który chyba bardziej służył jako ozdoba, ale jestem pewna, że obsługa tego hotelu nie powinna się obrazić o to, że zniszczę i tę aranżację.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wywołała jakiegoś hałasu. Biorąc koc, strąciłam stojącą na pobliskim stoliku szklaną butelkę z wodą, która roztrzaskała się o podłogę, budzącym przy tym Vincenta i pewnie większą połowę hotelowych gości.
-Cholera- szepnęłam sama do siebie, po czym odwróciłam się do zdezorientowanego szefa, który po gwałtownej pobudce i zapewne jeszcze na kacu siedział i rozglądał się w celu znalezienia sprawcy hałasu.-Przepraszam- dodałam, a on kiwnął głową i ponownie opadł na poduszki.
-Nic się nie stało- powiedział słabym zachrypniętym głosem.- Która jest godzina?- zapytał.
-Ymm piąta- powiedziałam, spoglądając na ekran telefonu.
-Jak dużo wypiłem?- kontynuował.
-Za dużo- odpowiedziałam, starając się ukryć uśmiech.
-Przynajmniej mam już swojego faworyta- dodał, a ja parsknęłam śmiechem.
-No widzisz, chociaż jeden plus z tego wszystkiego- powiedziałam, po czym ruszyłam w stronę łazienki.
-Jestem pewien, że znalazłoby się ich więcej- odpowiedział nim weszłam do pomieszczenia, jednak zdecydowałam się nie kontynuować tej konwersacji, a to dlatego, że chyba dostałam palpitacji serca i szybkim krokiem weszłam do łazienki.
Stanęłam nad białą umywalką i spojrzałam w lustro. Gdybym powiedziała, że się zarumieniłam, to mocno bym nagięła prawdę. Wyglądałam jak burak. Ogromny buraczany, czerwony burak. Sama kwestia tego, że całowałam się z własnym szefem w stanie nietrzeźwości mnie onieśmielała, a gdy doszedł do tego fakt, że on o tym pamięta, to równie dobrze mogłabym zostać już w tej łazience na zawsze.
W tym momencie Ally nie byłaby dumna. Byłaby rozczarowana tym jaka jaka jestem nieśmiała. Dałaby mi kopniaka w tyłek i wypchnęła prosto w jego ręce, albo prosto w jego łóżko.
DOBRA BROOKE. Weź się w garść. Masz cholerne dwadzieścia jeden lat i nie możesz chować się przed facetami w łazienkach. Powinnaś zachowywać się jak kobieta i z dumą przyjmować jego uwagi, a nie uciekać jak jakaś trzynastolatka, gdy zaczepi ją jakiś chłoptaś.
CZYTASZ
FIREPROOF
RomanceCzy jedna sytuacja może zmienić wszystko? Owszem. Czy na lepsze, czy na gorsze- to zależy od interpretacji. Brooklyn coś o tym wie. Twardo stąpa po ziemi, wiedząc, że życie to nie bajka. OTO FIREPROOF. -Prosimy o zwracanie uwagi na błędy, będziemy...