Hej Kochani! Liczymy na masę gwiazdek, bo pod ostatnim nie było nawet 100 :(. Troszkę nam przykro z tego powodu, bo mamy wrażenie, że ubywa nam czytelników. :/ Pod rozdziałem ważna notatka, więc lepiej jej nie pomijać.
Przeszłam trzy razy obok budynku, do którego powinnam wejść. Salon Chanel nawet nie śmiał mi się nigdy śnić, a teraz mam tam wejść i od tak zrobić zakupy. Niby prosta czynność, a wywołuje u mnie zdenerwowanie. Tyle co ostatnio wydałam na całe zakupy, tutaj wydaje się na jedną rzecz albo i nie. Próbuję sprawić, by to było przyjemnością, ale naprawdę chyba nie potrafię.
Dobra raz się żyje.
Przekroczyłam próg automatycznych drzwi, a w moje oczy uderzyło bogate wnętrze. Tutaj nawet manekiny były piękne i rośliny wydawały się bardziej majestatyczne. Wszystko idealnie ozdobione, tak by pasowało do danej kolekcji.
-Witam, w czym mogę Pani pomóc?- przede mną od razu stanął trochę niższy ode mnie mężczyzna, ubrany w elegancki garnitur.
-Dzień dobry, ja szukam sukienki- wyjąkałam, chociaż naprawdę się starałam brzmieć naturalnie, jakby to była dla mnie codzienność.
-Była Pani umówiona?-zapytał.
-Tak, na piętnastą- odpowiedziałam.
-Mógłbym prosić o Pani imię i nazwisko- powiedział, spoglądając na trzymany przez siebie tablet.
-Brooklyn Edwards- podałam.
-Och oczywiście, będę miał tą przyjemność osobiście Panią obsłużyć- jego nastawienie zmieniło się diametralnie, a na twarzy zagościł miły uśmiech.-Więc szuka Pani czegoś konkretnego? Jakaś impreza?- zapytał.
-Um Bankiet tematyczny, lata 20. i 30.- odpowiedziałam.
-Cudownie, w tych latach Coco Chanel zaczęła modernizację mody. Perły, prostota i elegancja, ale skoro to bankiet musimy nadać trochę pazura- zaklaskał.-Proszę za mną- powiedział, a ja wykonałam jego polecenie. Weszliśmy do winy i przemieściliśmy się na pierwsze piętro. Tam królowały koronki, frędzle i pióra.
-W przymierzalni znajdzie Pani szlafrok, a ja przyniosę pani moje propozycje- powiedział, a ja udałam się do pomieszczenia. Ściągnęłam swoje ubrania i założyłam ciemno zielony jedwabny szlafrok. Po chwili mężczyzna pojawił się z powrotem trzymając trzy sukienki.
-Tak zgrabne nogi grzechem byłoby zasłonić, dlatego wybrałem krótkie- uśmiechnął się od ucha do ucha. Dwie pierwsze propozycje były piękne, ale to w trzeciej się zakochałam, a na dodatek wyglądałam w niej świetnie- nie wiem skąd u mnie ten narcyzm. Sukienka sięgała mi połowy ud, miała głęboki dekolt zarówno z przodu jak i z tyłu, była złota i dzielona na kilka frędzelkowych warstw.
-Belle!- powiedział mężczyzna z francuskim akcentem, ponownie klaskając w dłonie. Chyba posiadał taki nawyk.
-Jest naprawdę cudowna- odpowiedziałam, lekko wygładzając materiał rękami.
-A Pani w niej cudownie wygląda, zupełnie jakby była dla Pani stworzona- pewnie mówi to każdej klientce, ale mimo to jest to bardzo miłe.-Dobiorę Pani buty- dodał i szybkim krokiem ulotnił się do strony z obuwiem. Po trzech minutach wrócił trzymając w rękach brokatowe buty w podobnym kolorze co kreacja. Miały one na kostce łańcuszkowy paseczek, do którego była przymocowana zawieszka z serduszkiem. Mogłabym je spokojnie oprawić w ramkę i podziwiać całymi dniami.
Gdy zobaczyłam w lusterku całokształt, wyglądałam zupełnie inaczej niż zwykle.
-Mam dla pani coś jeszcze, co będzie pasowało do tematyki bankietu- powiedział i wyciągnął przed siebie pudełko, które po otworzeniu ukazało brylancikową ozdobę na głowę z umieszczonym po boku piórem.-Ją założy Pani fryzjer- dodał.
CZYTASZ
FIREPROOF
RomanceCzy jedna sytuacja może zmienić wszystko? Owszem. Czy na lepsze, czy na gorsze- to zależy od interpretacji. Brooklyn coś o tym wie. Twardo stąpa po ziemi, wiedząc, że życie to nie bajka. OTO FIREPROOF. -Prosimy o zwracanie uwagi na błędy, będziemy...