Hej! Rozdział pisany pod wpływem gorączki i zapalenia spojówek, dlatego wybaczcie jakiekolwiek bezsensowności lub błędy. Próg pozostaje ten sam, czyli 130 gwiazdek. Wyraźcie również opinię w komentarzach oraz piszcie, co chcielibyście przeczytać w następnym rozdziale. :)
-Brooklyn- usłyszałam męski głos, który wybudził mnie ze snu. Jednak prawdziwy koszmar wydarzył się wcześniej. Otworzyłam oczy, nie wiedząc gdzie dokładnie się znajduję. Byłam obolała, ale przymrużonymi oczami zauważyłam, że do moich rąk i nóg zresztą też wróciła władza. Kojarzyłam skądś to miejsce, ale dopiero po chwili dotarło do mnie, że jestem w sypialni Vincenta.
-Pomyślałem, że może chciałabyś się wykąpać – przeniosłam wzrok na mężczyznę, który zdecydowanie był moim dzisiejszym bohaterem.-Tylko to mogę Ci zaproponować- położył przede mną biały tshirt i szare dresy.
Czułam się okropnie brudna, może nie przez samo to, że leżałam przez chwilę na ziemi, ale przez dotyk oprawcy. To było straszne i nie życzyłabym czegoś takiego nawet najgorszemu wrogowi.
-To wystarczy, dziękuję- odpowiedziałam, biorąc do ręki przyniesione ubrania.
Kiedy stanęłam przed olbrzymim lustrem w łazience Wayne ujrzałam obraz nędzy i rozpaczy. Twarz była napuchnięta od płaczu, całkowicie rozmazany makijaż, przegryzione aż do krwi usta. Przesunęłam swoją dłoń na dekolt, gdzie zauważyłam rozerwane ramiączko od koszulki, a do moich oczu zaraz zaczęły pchać się łzy. Jak chłopak, który wyglądał na miłego mógł się dopuścić czegoś takiego. Chyba nigdy nie zrozumiem otaczającego mnie świata. Nie wiem co bym ze sobą zrobiła, gdyby to doszło dalej i gdyby Veen mi nie pomógł.
Nie chcąc się dłużej nad tym zastanawiać ściągnęłam ubranie, zauważając, że dolna część mojej bielizny jest już raczej nienadająca się do użytku. Pozbyłam się jej i weszłam pod prysznic, gdzie po chwili oblał mnie strumień ciepłej wody. Jej szum wystarczająco zagłuszył upust moich negatywnych emocji. Płacz nasilił się, gdy na nadgarstkach zauważyłam paskudne sińce.
Po dokładnym umyciu swojego ciała wyszłam z kabiny, wytarłam się i założyłam na siebie przygotowane przez Vincenta ubrania.
Były o wiele za duże i wyglądałam w nich raczej dziwacznie, ale przynajmniej było mi ciepło i wygodnie. Co do samego Wayne'a. Pomógł mi już niezliczoną ilość razy, a ja nawet nie potrafię się za to odwdzięczyć.
Gdy starałam się rozczesać swoje poplątane włosy w łazience rozległ się dźwięk pukania. Otworzyłam drzwi i stanęłam twarzą w twarz z Vincentem.
-Zapomniałem, że nie ma tutaj szczoteczki, więc pomyślałem, że Ci przyniosę- powiedział, podając mi opakowanie, lecz gdy wyciągnęłam po nie dłoń, on ujrzał moje zranienia. Dało się zauważyć jak jego szczęka się zaciska, a czoło marszczy ze zdenerwowania. Przejęłam od niego szybko szczoteczkę, tak by nie musiał już na nie patrzeć .
-Dziękuję i nie jest tak źle jak wygląda. Naprawdę- starałam się go zapewnić, ale nie wyglądał na przekonanego.
-Mam nadzieję, że jeszcze ktoś go tam skopał- przez jego twarz przemknął cień złośliwego uśmiechu.
-Wiesz...On tu pracuje...- powiedziałam, chociaż on zapewne dobrze to wiedział.
-Gdzie?- spojrzał na mnie pytająco.
-W tym budynku, jest portierem- wyjaśniłam, a on kiwnął głową.
-Nie będziesz musiała się go już obawiać- dodał, po czym opuścił pomieszczenie, nie czekając na jakąkolwiek moją odpowiedź.
CZYTASZ
FIREPROOF
RomanceCzy jedna sytuacja może zmienić wszystko? Owszem. Czy na lepsze, czy na gorsze- to zależy od interpretacji. Brooklyn coś o tym wie. Twardo stąpa po ziemi, wiedząc, że życie to nie bajka. OTO FIREPROOF. -Prosimy o zwracanie uwagi na błędy, będziemy...