Rozdział 7

1.5K 85 0
                                    

Gdy krasnoludy napatrzyły się na swoją górę zaczęły schodzić ze skały.  Stałam pod skałą i próbowałam pozbyć się tej przeklętej deski i kajdanek, na próżno jednak.

-Co ty robisz?-Zapytał mnie Fili.

-Próbuje...Pozbyć się... Tych... Przeklętych... Kajdanek.-Mówiłam między uderzeniami w metal kamieniem.

-Nie uda ci się.-Powiedział Dwalin.

-Ehh... Chodźmy już. -Rzekłam.

Ostatni raz uderzyłam kamieniem w metal, lecz ten wyśliznął mi się i rozcięłam sobie dłoń. Syknęłam z bólu i odrzuciłam kamień trzymany w ręce na bok. Szłam obok hobbita. Spojrzałam na swoje ręce. Z lewej ciągle lała się krew.

-Sam wykrwawisz się.-Powiedział Bilbo.

-Zapomniałam rękawic z Rivendell.-Powiedziałam.-Gdybym je miała nie stałoby się to co się stało.

-Sam ty naprawdę zaraz się wykrwawisz.-Rzekł przerażony hobbit.

-Ale wy jesteście delikatni.-Powiedziałam i przewróciłam oczami.

Zagwizdałam dwa razy i po kilku minutach był przy mnie mój koń. Zaczęłam szperać w torbie przy jego siodle i w końcu znalazłam to czego szukałam. Bandaż. Owinęłam nim dłoń. Po chwili cały bandaż był ciemno czerwony od krwi. Nagle Gandalf zatrzymał się.

-Gandalfie co się dzieje?-Zapytał Thorin.

-Niestety muszę was opuścić. Samantho, czy mógłbym pożyczyć twojego konia?

Odpięłam torbę od siodła i skinęłam głową.

-Gdy nie będziesz go już potrzebował puść go wolno. A i gdy będziesz mógł spraw sobie własnego konia.

-Słuchajcie Sam. Ona wie jak dotrzeć do Ereboru przez Puszczę Mroku. Nie schodźcie ze ścieżki.

Gandalf odjechał na czarnym koniu w dal, a my szliśmy dalej. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi zrobiliśmy krótką przerwę. Usiadłam na trawie i rozmyślałam, lecz z rozmyślań wyrwało mnie skomlenie. Wszyscy podnieśli się na równe nogi i wzięli do rąk miecze i topory. Podeszłam do zarośli z których dochodziło owe skomlenie i rozchyliłam je, a moim oczom ukazał się śliczny śnieżno biały warg. Był inny niż wszystkie. Ten miał łagodniejszy wyraz pyszczka.

-Zabijmy go, zanim zabije nas.-Powiedział Dwalin i podszedł do zwierzęcia.

-Czekaj.-Zatrzymałam go ręką i obróciłam warga na drugi bok.-On jest ranny.

Wzięłam go na ręce i wstałam z ziemi.

-Chodźcie.-Powiedziałam i ruszyłam przed siebie.

-Możesz nam wyjaśnić gdzie idziemy? I dlaczego nie zabiliśmy tego stwora?-Zapytał Nori

Nic nie odpowiedziałam. Rozsunęłam krzaki, które zasłaniały mi widoczność i uśmiechnęłam się.

-Ach słodki dom.-Powiedziałam i jeszcze szybciej niż przedtem ruszyłam w stronę domu.

*Bilbo*

Gdy wyszliśmy zza krzaków naszym oczom ukazał się piętrowy domek z dużym ogrodem na przodzie. Domek był ogrodzony wysokim, drewnianym płotem. Po prawej stronie domku było coś w rodzaju szopy, a za nim ogród i dalej gęsty las. Krasnoludy poszły za Sam, która była już przy płocie. Szedłem ostatni, więc zamknąłem za sobą furtkę i podążając za krasnoludami wszedłem do domu. Stałem teraz w podłużnym korytarzu, który ciągnął się w prawo. Po lewej miałem wieszaki z płaszczami. Wszedłem do jadalni, która znajdowała się przede mną. Na środku był ogromny stół i kilkanaście krzeseł. Po prawej było przejście do kuchni, a po lewej salon. Krasnoludy siedziały przy stole. Wdrapałem się na krzesło, które było za duże dla mnie. Jak wszystko w tym domu. Po dziesięciu minutach usłyszałem stukot butów. Sam weszła do jadalni.

By odzyskać ich dom - EreborOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz