cztery

183 23 1
                                    

Drogi przyjacielu,

Za spotkania z maja znowu nie pamiętam zbyt wiele. Stresowałam się, nie odnajdywałam w Krakowie, do tego moja rodzina dosłownie sterczała nade mną oraz nad tobą.

Jak mi później powiedziałeś, przez chwile wydawało Ci się, że jesteś we mnie zakochany i miałeś zamiar mi wyznać miłość, ale potem przypomniałeś sobie, że „nie mam kutasa". Do tej pory mam odruchy wymiotne.

Spotkaliśmy się na tak zwanych „ławkach", na rynku. Byłeś ze swoim ojcem, który wydawał się zachwycony faktem, że jestem dziewczyną. To było niezręczne spotkanie.

Potem co prawda się trochę rozluźniliśmy, ale irytowało mnie to twoje ciągłe dotykanie mnie. Jestem raczej osobą, która duży nacisk stawia na personal space, o czym powinieneś wiedzieć. Pod koniec spotkania miałam cię centralnie dosyć. Oczywiście, miło mi się z tobą rozmawiało, ale to całe przebywanie w twoim towarzystwie sam na sam było zbyt dziwaczne dla osoby tak nieśmiałej, jak ja. Do tego przyzwyczajonej całe życie do towarzystwa dziewczyn.

Spotkałam się na drugi dzień z naszą przyjaciółką, z którą już lepiej się bawiłam, bo była krócej i zdecydowanie trzymała łapy przy sobie. Chociaż może bawiłam się z nią lepiej, gdyż była dziewczyną?

Z majówki pamiętam głównie dramę z moją niedojrzałą kuzynką (à la psychopatką, która wyczuwa po wibracjach telefonu fakt, że o niej piszę — jakbym nie miała lepszych tematów — i włamywaczką do cudzych telefonów), jak i fakt, że pewnej nocy rozpłakałam się na temat internatu, że nie chce tam wracać, chce do domu, bo tam nie wytrzymam psychicznie.

Podziałało i po tym, jak wróciłam do Warszawy, moja prośba została szybko rozpatrzona. Negatywnie.

Panie psycholog uważały, że to głupota zabierać mnie teraz do domu, że nie usamodzielnię się i w ogóle przestanę chodzić. Potem zaczęły wytykać mojej mamie fakt, że za dużo chodzi za zakupy (co je to w ogóle obchodziło? xD), a jeszcze potem zmieniły zdanie i uznały, że mogę wrócić do domu, jeśli będę jeździć do szkoły autobusem. Wyśmiałam je. Nie miałam zamiaru wstawać, na nie wiadomo jakie godziny, aby z przesiadkami 45 minut jechać do jakiegoś paskudnego, zielonego budynku. Z ludźmi. Po tym stwierdziły, że muszę zostać do końca roku, co totalnie zignorowałam. Zresztą ty również, uznając, że co je obchodzi sposób, w jaki dojeżdżam do szkoły.

Po ubłaganiu mamy po kolejnym tygodniu zabrała mnie stamtąd do domu, bez wiedzy psychologów, bo ustaliła wszystko sama prawnie. Moim warunkiem było tylko chodzić do szkoły, co dalej staram się sumiennie spełniać.

Bardzo się cieszyłeś razem ze mną. W końcu od samego początku mi kibicowałeś.

Gadaliśmy jeszcze długo o tym, jak paskudnie tam się czułam, pomagałeś mi ze wstawaniem, abym nie zawaliła. Mogłam na prawdę na ciebie liczyć. Byłam Ci tak niesamowicie wdzięczna. Cieszyłam się, że jesteś dla mnie i zawsze mi pomożesz.

Mam nadzieje, że jesteś szczęśliwy.

drogi przyjacielu | niktnigdy ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz