siedem

136 20 0
                                    

 Drogi przyjacielu,
Musiałam wstać o czwartej rano, aby specjalnie zdążyć na szóstą na pociąg, abym przez cztery godziny jechała do Krakowa poznać was — przyjaciół mojego życia, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

Ja, osoba kochająca spać do dziesiątej, mająca problemy ze wstawaniem nawet w tygodniu, spięłam się i wstałam o tej godzinie, mimo że wyglądałam jak trup. Nie miałam w ogóle czasu na ogarnięcie się, jakiś makijaż czy coś. 

Czuje teraz złość, kiedy słyszę w głowie, jak mówisz mi na starcie, że „czoło mi się jebie".

Komu by się nie „jebało" po czterech godzinach jazdy pociągiem, bez makijażu ani żadnej pielęgnacji twarzy? Mimo wszystko zignorowałam tę uwagę, nie chciałam się przecież z tobą wykłócać.

Gdy przyjechałam, od razu spanikowałam. Było mnóstwo ludzi, a ja czułam,  jakby wszyscy patrzyli się właśnie na mnie. Czasami miewam małe ataki paniki w miejscach publicznych, dlatego bez zawiadomienia ciebie od razu stamtąd wybiegłam na świeże powietrze. Byłam w tak wielkiej panice, że nie zauważyłam, iż dzwoniłeś do mnie. Po chwili oddzwoniłam i podałam Ci, gdzie dokładanie jestem. Powiedziałeś, że już chciałeś sobie iść i ogólnie zrugałeś mnie za nie odzywanie się. Cóż, to nie do końca była moja wina, po prostu spanikowałam.

Podszedłeś do mnie i powiedziałeś „cześć". Zaczęliśmy rozmawiać.

Po chwili znowu było jakoś dziwnie, czułam się osaczona, a jako, iż nie powiedziałam ci ostatnim razem o tym, że nie lubię być dotykana, to kontakty cielesne niestety pozostały.

Musieliśmy jeszcze zaczekać na naszą przyjaciółkę. Weszliśmy do środka galerii i usiedliśmy na ławce. Wtedy tez się trochę rozluźniliśmy i gadaliśmy w miarę normalnie. 

Potem jak przyszła nasza przyjaciółka to już nie miałam żadnych zastrzeżeń. No może jedno — byłam przez ciebie ciągle zaczepiana, łaskotana czy inne takie głupoty, które robią chłopcy w podstawówce. Osobiście, bardzo mnie to irytowało i starałam się dać ci znaki, że nie bawi mnie to tak bardzo, jak ciebie.

Często zdarzało się też, że mnie ciągnąłeś w jakieś miejsce, mimo że nie miałam na to ochoty. Moja ręka była potem cała czerwona, a mnie samej było głupio, gdyż ludzie ciągle zwracali nam uwagę.

Ogólnie, takie podchody w ogóle mi nie pasowały i były dla mnie dość traumatyczne. Chciałam w tamtej chwili wracać do domu i zakopać się pod kołdrę.

Poszliśmy wszyscy razem do McDonalda i od razu zrobiło się jakoś weselej oraz luźniej. Przestało mnie obchodzić co myślą inni ludzie w galerii, zaczęłam się wygłupiać, śmiać. Dostałam od naszej przyjaciółki śliczny rysunek, który wciąż posiadam. Wszystko było super.

Spędziłam ten dzień naprawdę przyjemnie, ale niestety, kiedy nasza przyjaciółka już poszła, zaczynało znowu się robić dziwnie i niezbyt fajnie.
Głównie przez dotykanie mnie (znowu, nienawidzę tego), kiedy mi się to nie za bardzo podobało, ale co miałam zrobić? Głupio mi było opieprzać Cię publicznie. Chociaż może w sumie powinnam, zamiast się teraz tak tego czepiać.

W końcu skończyło się na tym, że Cię przytuliłam (nie do końca z własnej woli, bardziej zostałam przebłagana do tego, bo „No weź, nie zobaczymy się przez jakiś czas") i pojechałam z powrotem do domu.

Gdy teraz to wspominam, ujmuje te spotkania bardzo negatywnie właśnie przez twoje częste zmuszanie mnie do rzeczy na które nie miałam ochoty, aczkolwiek chce to trochę sprostować. Nasza relacja wygladała dość agresywnie i na to pozwalałam.

Sama również cię wyzywałam, co prawda nie ciągnęłam na siłę, ale dalej...
oczywiście opisuje to wszystko z mojego punktu widzenia, wiem, że ty widziałeś to wszystko w innym świetle.

Wtedy jeszcze taka kolej rzeczy mi w miarę odpowiadała i się nie czepiałam.

Mam nadzieje, że jesteś szczęśliwy.

drogi przyjacielu | niktnigdy ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz