trzy

234 22 2
                                    

Drogi przyjacielu,
Nasza droga przyjaciółka wtedy mnie totalnie zignorowała. Po tym, co mi później opowiedziałeś, podobno mówiła nawet, że „czego się spodziewałam, trzeba było chodzić". Oczywiście, nie wiem, ile z tego jest prawdą, możliwe, że to zmyśliłeś, ale sam fakt, że bardzo zbagatelizowała, mój problem mnie bolał.

W ogóle mi nie odpisywała, a jak już to żeby powiedzieć coś w stylu „będzie dobrze". I to tyle. Chociaż, kto wie, może miała ważniejsze, własne sprawy.

Przenieśli mnie wtedy też do innej klasy, równoległej z większą ilością uczniów. Polubiłam ich, byli sympatyczni, nie wywyższali się jak moja poprzednia klasa i przede wszystkim częściej oglądali filmy na lekcji, ha. Wtedy zaczynałam się jakoś odnajdywać w szkole i same lekcje przestały być katorgą, a najprzyjemniejszymi godzinami w dniu.

Za to, jak miałam wracać do internatu, to czułam się jak w więzieniu (o dziwo obraz więzienia z „Orange is The new Black" jest łudząco podobny do tego, co się wyczyniało w internacie).

Moje współlokatorki były siostrami, do tego bardzo dziwnymi. Najstarsza była chyba najlepsza, cicha, nie wtrącała się i nie próbowała na siłę się ze mną zaprzyjaźnić. Druga w kolejności siostra to było totalne dziwadło o rozumie trzylatka, non stop się wygłupiała. Najmłodsza była tą wredną, egoistyczną oraz dziecinną suką, od której usłyszałam jednej nocy „mogłabyś nie płakać, nie mogę spać". Uznałeś, że to „popieprzone szmaty" i żebym się nimi nie przejmowała.

Byłam przerażona wszystkimi zasadami znajdującymi się tam. Chodzenie spać odbywało się o 21 równo i przed tym trzeba było oddać telefon, którego nie dostawało się aż do po śniadaniu następnego dnia. Gdy dostało się jedynkę z jakiegoś przedmiotu, od razu z marszu zabierano ci telefon, zabraniano dostępu do różnych sal (komputerowej, telewizyjnej) i kazano uczyć. Sale sypialne były zimne, często grzejniki były zakręcone, a okna pootwierane — gdzie na dworze panowała zima stulecia, mimo że był to kwiecień. Spałam pod kocem i czułam, że się wykończę, a miałam zostać w internacie aż do końca roku szkolnego, aby nadrobić nieobecności.

Do tego jeszcze te dzieci, często były to patologiczne lub upośledzone dzieciaki, bądź po prostu głupie lasencje o jeszcze mniejszych mózgach. Był taki mały chłopiec, który pierwszego dnia splunął mi w twarz, a kiedy zobaczył mój telefon, uznał, że chce mi go ukraść, przez co non stop musiałam się pilnować. Był też starszy chłopak, który uczepił się mnie jak rzep, wszędzie za mną łaził, ciągle coś komentował, próbował chyba mnie poderwać czy coś takiego. Irytował mnie i często też się go bałam, bo wydawał się leciutko obsesyjny.

Co prawda byli opiekunowie, ale oni zupełnie nie ogarniali, co właściwie się dzieje na terenie placówki.

Na całe szczęście miałam cię — jedyną osobę, która mnie wspierała. Pisałeś ze mną całe dnie, jak byłam w szkole, a jak wracałam do internatu, to rozmawiałeś ze mną przez telefon. Często śmiałam się do rozpuku, tak, że było mnie słychać wszędzie. Teraz jak na to patrzę, to chyba były to nasze dni świetności.

Na święta i weekendy mogliśmy wracać do domu. Na całe szczęście, bo prawdopodobnie umarłabym tam z odwodnienia. W końcu były tylko trzy posiłki dziennie, gdzie można było dostać bardzo kiepską herbatę, a tak to radź sobie bez wody.

Nastąpiła majówka, a ja pełna obaw oraz ekscytacji wsiadłam do samochodu wraz z rodziną i pojechałam do Krakowa, aby w końcu spotkać cię na żywo, tak jak się umówiliśmy.

Mam nadzieje, że jesteś szczęśliwy.

drogi przyjacielu | niktnigdy ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz