Zeszłyśmy na dół. I teraz to usłyszałam. Sztywni...
-Ty głupia kobieto...- walnęłam ją w ramię- Nic nie powiedziałaś o tym, że macie lokatorów.
-To jedyna droga.
-Znasz ją, tak na pewno?- upewniłam się
-Tak.
-Nie brzmisz przekonująco, babo!- powiedziałam głośniej
-Stul japę, bo nas usłyszą.
-To ty nas tu sprowadziłaś.
-Było za mną nie iść i uciekać z twoim chłopaczkiem. Po za tym, co to za chłopak który pozwala swojej dziewczynie od tak odbiec podczas nalotu?
-Nie mieszaj w to Newta. A po za tym, dla twojej informacji BABO Newt wie, że ne warto mnie powstrzymywać od zrobienia czegoś, bo to strata czasu. A i tak zrobię to co chcę.
-Nie powstrzymuje cię nawet od wpakowania się w kłopoty?- zakpiła
-Do tego mam dar. Od tego nie ucieknę.- uśmiechnęłam się wrednie
-Już się tak nie szczerz babo- powiedział
-To twoja ksywka. Nie używaj jej na mnie, bo podam cię o prawa autorskie.- powiedziałam
-W porządku blondyno.
-Nie... to zbyt rozpowszechnione. Weź się wysil.
Brenda westchnęła, nie chce wiedzieć, jaka burza mózgów odbywa się w jej mózgu. Ciekawe co na mnie wymyśli...
-Niech ci będzie....Komarzyco.
-Komarzyco?- zdziwiłam się
-Komary są mocno wkurzające, potrafią tylko latać i bzyczeć koło nosa.
-Gratulacje babo, jednak potrafisz myśleć.
-Nie gadaj już i chodź.- powiedziała i poszłyśmy w te egipskie ciemności
**
-Już prawie na miejscu- powiedziała Brenda.
I miała racje, w końcu znalazłyśmy się na powierzchni. I czymś w rodzaju miasta. A mówiąc miasta miałam namyśli największego zadupia jakie przyszło mi widzieć. Ostro...
-Postaraj się nie wyróżniać z tłumu, nie ekscytuj się jak zobaczysz jakiegoś przystojniaka, nie zadawaj głupich pytań i pilnuj się.
-Dobrze babo-mamo....- odpowiedziałam
-Babo-mamo? Co to znów za ksywa?
-Połączenia tego kim jesteś czyli babą i tego jak marudzisz tym twarzostanem. Czyli babo-mama. I na kiego grzyba mama się podniecać czy dostać orgazmu gdy zobaczę jakiegoś chłoapa? Wystarczy mi Newt.
-Kochasz go?- zapytała
-Tak, a co? Zazdrosna?- zapytałam z kpiną- A ty? Jak twoje życie uczuciowe?
-Jorge nie pozwalał mi na schadzki.
-To twój ojciec?
-Coś takiego.
-A właśnie, gdzie idziemy?
-Po prostu idź za mną, jasne?
**
Doszłyśmy do strefy A. Wygląda mi to bardziej na strefę burdel. Ale ja nie wnikam. Kto co lubi.
-Babo, serio myślisz, że to tu?- zapytałam
-Przyszłyście na imprezę?-zapytała jakaś baba która raczej znalazła się tu kompletnie z dupy
-Nie, do Markusa- odpowiedziała Brenda
-Już go tu nie ma- odpowiedział jakiś koleś co stał około dwa metry od nas- Teraz to mój lokal.
-Gdzie znajdziemy Markusa?- zapytała Brenda
-W strefie B- odpowiedział
-Czyli?- dopytałam
-Szukacie zwłok dziewczyny...- ups.
-No dobra... A czy ktoś inny o niego wypytywał? Trochę starsi od nas panowie. Jeden z nich to stuknięty azjata inny nadpobudliwy głąb, kolejny to przerośnięty siedmiolatek... Mówi ci to coś?
-Chyba weszli do środka.- powiedział wskazując na drzwi, po chwili wyjął coś z kieszeni- Masz, wypij to wejdziesz.
-A co to?- dopytałam unosząc brew
-Opłata. Pij i nie żałuj sobie.
To pewnie napój z pigułką gwałtu. No nie mam wyboru. Wzięłam łyka. Potem Brenda.
-Świetnie.- potem zwrócił się do Brendy- Baw się dobrze z nową dziewczyną.
Ciekawe o co mu chodziło?
Ale mnie bardziej interesowało, co było w butelce. Chwilę miałam ból głowy i typowy szum w uszach... Ale później wszystko wydało się być... normalne.. Jakbym nic nie piła...
-Luna?- zapytała Brenda łapiąc mnie za ramię-Jest okay?
Lekko skinęła głową.
-Rozdzielmy się, może szybciej ich najdziemy- powiedziała- I nie pij już nic więcej.
Zaczęłam się rozglądać... To impreza to jednak była faktyczna burdelownia. Za dużo kobiet poubieranych w jakieś skóry... Chore.
Poza tym, DJ to gościu bez wyczucia stylu muzycznego, albo teraz tak wyglądają artyści muzyczni... Muzyka nie była nawet zachęcająca do tańczenia.
Chwilę krążyłam gdy usłyszałam wiwaty i głosy oddawanych strzałów. I nagle moim oczom ukazała się istna arena, gdzie znęcano się nad sztwnymi.
Moje obawy się potwierdziły. To istna impreza zombie.
Nagle w oddali zauważyłam Brendę. Wyglądała na nieźle sprutą.
-Ty! Babo!- zawołałam ją- Znalazłaś ich?
-Nie...
-No to co się gibiesz jak ta galareta, szukajmy dalej.
-Czemu...I tak ich nie znajdziemy.... Nie trafimy do Prawego Ramienia... Bez Markusa nie damy rady... Z resztą zgubiliśmy się z resztą... To koniec.
-Gadasz jak jakaś nawiedzona.-skomentowałam- Nie gadaj tyle i ch- nagle Brenda totalnie sfiksowała, bo zaczęła drzeć się jak jakaś totalnie nawiedzona.
Patrzyła we wszystkie strony, krzyczała... Nikt na to nie zwrócił uwagi. Purwa co było w tej butelce?!
-Brenda ogarnij się!- zawołałam, ale ktoś pociągnął mnie za sobą.
To ten przeklęty skurkojad co mu nawalono klumpem do łba.
-Nie wyglądasz na zadowoloną z imprezy... Czemu?- zapytał i zaczął zdejmować mi włosy z twarzy
-Zabieraj łapy, nie che wiedzieć, gdzie były wcześniej- powiedziałam odtrącając jego dłoń.
-Kim ty jesteś?- zapytał
-To na ciebie nie działa... Pieprzona suka- nim się obejrzałam dostałam w twarz.
Chcąc nie chcąc trafiłam w poręcz od schodów.
Zaczęłam odpływać... Szlak by cię trafił fagasie złamany ze stulejką.
________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
CZYTASZ
√Search Destination/One Girl In The Test Of Fire
FanficLuna i nieliczna grupa chłopaków wydostła się z labiryntu. Jednak to będzie jeszcze gorsze od labiryntu. Myśleli, że się w bezpiecznym miejscu. Ale jednak DRESZCZ nie daje za wygraną. Dalej bawi się wspomnieniami Luny. A teraz gra jej...