Rozdział 1. Początek

444 18 3
                                    

Nazywam się Ahsoka Tono, mam 4 lata i jestem Togrutanką.

Mam Tatę , mamę i starszego o 6 lat brata Ton'a. (Wygląd Ahsoki każdy zna). Moje życie początkowo było "piękne" , do czasu aż stało się to.
Użyłam pierwszy raz mocy...

Oczywiście nieświadomie i nie wiedziałam o tym.
Nie wiedziałam również, że w wtedy wyczuli to nie tylko Jedi, ale też Sithowie* (nwm jak się pisze).
I oby dwa zakony wysłały kogoś by to zbadał.

A dotarcie pierwszego posłannika zajęło aż 10 standardowych dni.
Dlaczego tyle?
Ponieważ Shilli* czyli planeta na której mieszkam, jest bardzo oddalona, w konsekwencji Togrutanie mają małe pojęcie o np. Jedi. Rzadko też kto kolwiek tu przylatuje.

Te 10 dni, było najgorszym co mi się w moim krótkim życiu przydarzyło.
W jednej chwili rodzina się ode mnie odwróciła, bali się mnie. 4-letniego dziecka! Od tamtego dnia, również wszystkie dzieci i dorośli, omijali mnie szerokim łukiem, lub mi dokuczali. :(

Nie ukrywam, czułam się z tym bardzo źle. By w jeden dzień zmienić aż tak nastawienie?!

W tym czasie bardzo się usamodzielniłam, umiałam sobie radzić lepiej niż przeciętne dziecko w moim wieku.

Spędzałam te dnie sama, rozmyślając, w swoim ulubionym miejscu, do tego, które znalazłam rok temu bawiąc się z Ton'em w chowanego.
Była to piękna zielona polanka po środku gęstego lasu, przez jej środek przepływał średniej wielkości błękitny jak niebo strumyk, natomiast nieopodal stały wielkie głazy otaczające małe jeziorko. Między nimi ktoś mojej wielkości mógł bez problemu się ukryć. Wspaniałe miejsce, a jeszcze wspanialsze było to że nikt o nim nie wiedział.

Ale wracając do dnia dzisiejszego...
Wstałam wcześnie jak przystało na "rannego ptaszka" i ruszyłam do mojej polanki. Wszyscy jeszcze spali, więc nie musiałam się narażać na ich krzyki bądź krzywe spojrzenia.
W pewnym momencie przypomniało mi się że dzisiaj mam te czwarte urodziny! Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam biegiem w stronę lasku.

Gdyby ktoś mi wtedy powiedział , że właśnie dziś stanie się coś, co zmieni moje życie jeszcze bardziej niż to co się stało 10 dni temu, to bym mu nie uwierzyła.

(Pw -perspektywa Plo- Koona*)
Kończyłem misję dyplomatyczną, (nic ciekawego 😂)
Gdy klon TB85567 powiadomił mnie że rada chce się ze mną skontaktować.
(Aktualnie trwają przygotowania do wojny klonów, dlatego parę klonów już jest, mała ilość ale są)
Wszedłem do pomieszczenia witając się z członkami rady.
- sprawę ważną mamy my dla ciebie.
Powiedział na powitanie Yoda.
- Zamieniam się w słuch mistrzu.
...

Już za chwilę wsiadałem w statek z pięcioma klonami, ruszając na kolejną misję. Mianowicie miałem odnaleźć jakieś togrutańskie dziecko na odległej planecie Shilli*, zanim zrobią to Sithowie*.
Dostałem tę misję dlatego ( z tego co wiem od Yody) że byłem najbliżej tamtej planety.

Podróż zajęła mi aż dziesięć dni. (Całą drogę medytowałem próbując odnaleźć tożsamość dziecka, dowiedziałem się tylko że to 4 letnia dziewczynka)
Ale to dziecko miało ponoć wielkie znaczenie dla rady.
Mam nadzieję że w tę sprawę mnie wtajemniczą ^_^.

Byłem zdziwiony że potrzebna ona jest w tym wieku, zwykle rekrutujemy dzieci w wieku co najmniej sześciu lat!**

Na poszukiwania dziewczynki wziąłem trzy klony, tak w razie co.
I skupiłem się w mocy by ją znaleźć.
Wyczułem ją bez problemu, na planecie pełnej togrutan nie wrażliwych na moc to była bułka z masłem. Rzadko się zdarzało by ktoś z ich rasy był na nią wrażliwy, jedyną znaną mi Jedi z tej rasy była Shaak Ti*
Niestety poczułem również coś niepokojącego, Sithowie* się zbliżają!
Muszę się pospieszyć!
- żwawo, ruszamy w najszybszym tempie, niebezpieczeństwo się zbliża.
Biegliśmy ile sił w nogach w stronę gęstego lasku kawałek za ubogą wioseczką.

(Pw Ahsoka)
Siedziałam na dużym kamieniu rozmyślając o swoim życiu ( tak 4-ro latka myśli o swoim życiu)
Gdy nagle usłyszałam szelest, wystraszyłam się nie na żarty, przecież tylko ja wiedziałam o tym miejscu! :O
Nawet nie zdążyłam się schować, a już zza krzaków wyszedł jakiś dziwny "stwór" (ponieważ nie przypominał mi cokolwiek co znałam)

Nie wiedziałam jak zareagować, więc paczyłam się na niego z szeroko otwartymi oczami.
Zauważając moje przerażenie odezwał się pierwszy:

- witaj, nazywam się Plo-Koon i jestem mistrzem Jedi. A ty jak się nazywasz?

Spytał dosyć miło jak na "stwora"
Coś mi podpowiadało, że jest on dobry, i powinnam mu odpowiedzieć

- jestem Ahsoka Tano.

Powiedziałam pewnie.

- Ahsoko, czy chciałabyś być Jedi?

Zapytał się mnie. To samo dziwne uczucie, znowu coś mi podpowiadało że mam się zgodzić.
Pokiwałam twierdząco głową i przyjęłam jego wyciągniętą w moją stronę rękę.

- a teraz musimy się spieszyć!

Zakrzyknął Plo do dziwnych osobników w garnkach na głowie.

Biegliśmy cała drogę, znaczy ci dziwni ludzie i Plo-Koon który niósł mnie na rękach, jak by się bał że za nimi nie nadążę.

- czemu tak biegniemy?

Spytałam niewinnie. Uzyskałam odpowiedź natychmiast, ale nie taka jakiej się spodziewałam

-opowiem ci później.

Dobiegliśmy do takiej Wielkiej dziwnej maszyny, nie miałam nawet czasu się jej przyjrzeć bo już wbiegliśmy do środka.

-startujemy! Kurs na Corusant!

Zakrzyknął "stwór" do jeszcze dwóch osobników z garnkami na głowach (jak to ich nazwałam).

Siedziałam teraz na siedzeniu drugiego pilota, na tym pierwszym siedział mistrz Plo. Mimo niskiego wzrostu, jakimś cudem widziałam wszystko za szybą, no prawie...
Pierwsze co rzucił mi się w oczy dym,
Z ciekawości wstałam by widzieć więcej, ujrzałam że palił się jakiś dom, ... Zaraz, zaraz, nie jakiś tylko mój! Rodzice! Brat! Nie przepadałam za nimi, ale w końcu to moja rodzina.

Zrozumiałam w tym momencie że już ich nie zobaczę. Nawet się z nimi nie pożegnałam. :(

Hello There, (903 słów)
Witam w moim pierwszym odpowiadaniu, liczę że się wam spodobało. Jeśli tak daj gwiazdkę, bla bla bla..
Dzięki za uwagę i niech moc będzie z wami!

* - nie wiem jak się te nazwy pisze.
**- nie wszystko będzie się zgadzać z prawdą.

Z Życia PadawanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz