Rozdział 1
Alice
Siedzę sama w parku niedaleko naszego domu i podziwiam zieleń drzew dookoła mnie. Jest dopiero wczesna wiosna, ale słońce już grzeje przyjemnie w twarz. Kwiaty zaczynają kwitnąć, a ptaki głośnio ćwierkają. Nagle podchodzi do mnie mama i przytula mocno. Przyszła punktualnie tak jak się umawiałyśmy, zawsze tak przychodzi. Zaczynamy rozmawiać o jakiś bzdurach, dla nas nie ma znaczenia o czym, wystarczy nam tylko to, że jesteśmy razem. Cały czas uśmiecha się do mnie ciepło. Ma bardzo piękny uśmiech, w ogóle cała jest piękna. Ma krótkie falowane blond włosy i duże niebieskie oczy. Ma też bladą cerę, duże czerwone usta i perłowe zęby. Jednym słowem jest piękna. Nagle słyszę jakąś piosenkę, jakby dochodziła z daleka. Obracam głowę, żeby lepiej ją usłyszeć i w jednej chwili znajduję się w łóżku w swoim pokoju. Teraz już wiem skąd ta piosenka, to dzwonek mojej komórki. Wstaję z łóżka i podchodzę do biurka na którym leży. O nie, Preston dzwoni. W końcu odbieram telefon.
-No nareszcie! Dodzwonić się do ciebie nie można! Gdzie ty do cholery jesteś?!- wrzeszczy na mnie, jak zwykle zresztą
-W domu, a gdzie mam być?- mówię zaspana
-Jak to gdzie?! W teatrze! Jest już 6.30 a ciebie nie ma!- krzyczy coraz głośniej
-Przepraszam, już jadę. – odpowiadam cicho
-Co mi z twoich przeprosin?! Jazda do teatru, a jak nie będzie cię o 7, to możesz zapomnieć dzisiaj o jedzeniu!- krzyczy i się rozłącza.
Odkładam telefon i szybko biegnę do łazienki się ogarnąć. Z doświadczenia wiem, że z tym jedzeniem to on nie żartował. Od kiedy mama zginęła 4 lata temu, mieszkam z nim i moim przyrodnim rodzeństwem Danielle i Tylerem. To bliźniacy i są okropni, a już szczególnie dla mnie. Uprzykrzają mi życie na milion sposobów 200 razy dziennie. Ubrana zbiegam na dół i wbiegam szybko do kuchni jednocześnie ubierając buty. Zabieram szybko dwa jabłka, jedno na teraz, drugie do torby. To tak na wszelki wypadek, jakby groźba Prestona miała się spełnić. Chwytam klucze z szafki przy drzwiach i wybiegam na dwór. Dzięki Bogu nie pada, a to rzadkość w Londynie. Na metro chyba nie zdążę, więc decyduję się biec. Teatr jest kilka ulic dalej, ale dla mnie to nie problem, bo szybko biegam. Mijam małą kwiaciarnię, skręcam w prawo, potem za księgarnią w lewo. Już widzę szyld kawiarni „ Black&White”- tak w nawiasie mają tam najlepszą czekoladę w mieście. Oznacza to, że za rogiem jest ulica na której znajduję się teatr. Przed wejściem witam się z Henrym, który jest złotą rączką tutaj a także moim przyjacielem. Zerkam szybko na telefon -6.58 uffffff żyję, nie umrę dzisiaj z głodu!- i wbiegam lekko zdyszana do biura dyrektora.
- Jestem- mówię
-Przecież widzę, ślepy nie jestem. –parska. Miałaś byś o 6.30, wiesz dobrze, że nie toleruję twoich spóźnień.
-Zaspałam- odpowiadam. Ale może by się tak nie stało gdybym nie musiała wczoraj pracować do 1 w nocy- dodaję
-Dobrze wiesz, że to należało do twoich obowiązków, ale jestem przekonany, że gdybyś się do tego bardziej przyłożyła, nie musiałabyś robić tego drugi raz i skończyłabyś wcześniej- odpowiada z chytrym uśmieszkiem
-Przyłożyłam się, ale ty po prostu kochasz mnie gnębić i dlatego kazałeś mi to zrobić drugi raz!- odparowuję wściekła
-Nie przyłożyłaś się i tyle, jak zwykle zresztą. – odparł. Widząc, że chcę się odgryźć, zaczyna szybko- Koniec dyskusji. Masz dziś do roboty posprzątać toalety, WSZYSTKIE, mają błyszczeć. I lepiej się przyłóż żebyś znowu nie musiała tego robić drugi raz.- machnął ręką w stronę drzwi, co oznaczało, że już skończył i mam wyjść.
Wyszłam wściekła głośno trzaskając drzwiami i aż chciało mi się wrzeszczeć. Jak ja go nienawidzę! Nadęty dupek! „Nie przyłożyłaś i tyle, jak zwykle zresztą”- przedrzeźniałam go
Tak mój cudowny sen z mamą zamienił się w koszmar z ojczymem dupkiem.
CZYTASZ
Życie to nie bajka
RomanceDla szesnastoletniej Alice życie nie jest bajką. Nigdy nie poznała swojego ojca, a jej matka zmarła 4 lata temu. Od tego czasu mieszka ze swoim ojczymem Prestonem i przyrodnim rodzeństwem Danielle i Tylerem w Londynie. Nienawidzi ich z całego serca...