5. Żegnaj słoneczna Kalifornio, witaj deszczowy Londynie!

808 46 0
                                    

Rozdział 5

Ian

Wstałem jakoś koło 11.30. Kto mi zabroni, jestem wielką gwiazdą mam chyba prawo sobie pospać do późna, nie? Wstaję leniwie z łóżka i człapię do łazienki. Patrzę na siebie w wielkim lustrze, które wisi na połowie ściany. Jak zwykle, włosy w zupełnym nieładzie i podkrążone oczy. Cudownie! Spędzę tu przynajmniej pół godziny żeby wyglądać perfekcyjnie. Moje falowane blond włosy jak zwykle nie układają się tak jak chcę, a na twarzy mam lekki zarost. No po prostu wspaniale!

Schodzę do kuchni z zamiarem zjedzenia śniadania. Po drodze włączam telewizor, lecą akurat wiadomości, nuuuuda. No nic, idę zobaczyć czy jest coś do żarcia. Otwieram, a tam przykra niespodzianka, prawie pusta. Jest tylko jakaś spleśniała kanapka, banan, dwa jabłka i puszka coli. Wzruszam ramionami, lepsze to niż nic. Biorę puszkę oraz jabłko i wracam do salonu. Siadam wygodnie na kanapie i otwieram colę. Nagle słyszę głos dziennikarki.

- Na wczorajszej imprezie z okazji osiemnastych urodzin Simona Jacksona wiele się działo. Wydaje mi się, że o tej imprezie jest teraz głośno i ludzie szybko o niej nie zapomną.

Szybko chwytam pilota i pogłaśniam maksymalnie dźwięk.

- Znany aktor i piosenkarz Ian Lewis biegał prawie nagi po Los Angeles o drugiej w nocy  krzycząc:       „ Jestem panem tego świata” czy „Takie nędzne istoty jak wy żyją tylko po to by mi służyć”. Wyzywał też kierowców oraz rzucał w nich kamieniami. Wiemy to wszystko dzięki nagraniu, które dostarczył nam jeden z przechodniów. Widać na nim dokładnie twarz Iana…- już dalej nie słuchałem, miałem dość.

Cholera! Nic takiego nie pamiętam! Jednak na nagraniu, które właśnie leci w telewizji, widać dokładnie moją twarz i to jak rzucam kamieniami w samochód.

Cholera, cholera, cholera! Durny przechodzeń, po kiego to wysłał do telewizji. Pewnie okaże się, że jutro będę na okładkach wszystkich gazet plotkarskich!

Z moich rozmyślań wyrwał mnie mój telefon. Odebrałem nawet nie patrząc na wyświetlacz.

-Czego?!- rzuciłem gniewnie.

-Ian, to ja Drake! Właśnie oglądam wiadomości, jak mogłeś być tak głupi?!- krzyczy na mnie.

-Ja nawet niczego takiego nie pamiętam!- usprawiedliwiam się.

-Gówno mnie to obchodzi, widać dokładnie, że to byłeś ty! Musiałeś oczywiście się upić i odwalać cyrki, prawda!?- naskakuje na mnie.

-To była impreza, co miałem nie pić?- pytam.

-Mogłeś pić, nie musiałeś się od razu upijać! Teraz to ja będę ci ratował tyłek, a ty jak zwykle nawet tego nie docenisz!- krzyczy już trochę ciszej.

-Doceniam to, serio Drake. Jestem ci wdzięczny za wszystko.- tłumacze mu.

-Ta jasne właśnie widzę, tydzień temu mówiłeś to samo, a ty znowu coś odwalasz a ja muszę po tobie sprzątać.- mówi zrezygnowany.

-Przepraszam Drake.- mówię cicho. Kurde, teraz to naprawdę mi głupio. Jak mogłem się aż tak upić, że w ogóle tego nie pamiętam?

-Dobra, daruj sobie.- rzuca.- Spakowany?

-Co? Czemu mam być spakowany?- nic nie rozumiem.

-Eh, do ciebie się mówi jak do ściany.- wzdycha.- Mówiłem ci wczoraj, a właściwie dzisiaj nad ranem, że o 16 mamy samolot do Anglii. Londyn? Teatr? Musical? Kojarzysz coś?

-A tak, mówiłeś. Sorry wypadło mi z głowy. Dobra idę się spakować.- rzucam.

-Wpadnę po ciebie o 14 i pojedziemy razem na lotnisko- mówi i się rozłącza.

Życie to nie bajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz