4. Ignorantka

825 44 1
                                    

Rozdział 4

Alice

Biegnę ulicą potrącając przechodniów obok mnie i mamroczę ciche „przepraszam” za każdym razem. Kurczę, ale dzisiaj ruch! Na dodatek niedawno zaczęły się wakacje i jest mnóstwo turystów. Zatrzymuję się na czerwonym świetle. W prawej ręce trzymam pranie Danielle, a w lewej jej buty i tą wymienioną miętową sukienkę. Na dodatek musiałam się jeszcze wracać do domu po tą do oddania. Na szczęście w jej pokoju znalazłam notatkę, dotyczącą tego gdzie znajdę te beżowe buty. Głupia jędza, jakby nie mogła mi po prostu powiedzieć, tylko musi robić podchody.

Dobra, został mi tylko lunch i mogę wracać do teatru. Światło zmienia się na zielone i przechodzę na drugą stronę. Nagle słyszę moją niegdyś ukochaną, teraz znienawidzoną piosenkę. Niestety słyszę ją przynajmniej 15 razy dziennie i kojarzy mi się tylko z Prestonem i jego wrednymi bachorami. Inaczej ich nazwać nie mogę, bo oni naprawdę zachowują się jak dzieci. Szukam pośpiesznie telefonu w torebce, a rzeczy Danielle mi w tym nie pomagają. W końcu wydaję cichy okrzyk tryumfu, znalazłam!

- Halo?

- Alice? Nareszcie! Gdzie ty jesteś?!- słyszę piskliwy krzyk Danielle w słuchawce.

- Załatwiam twoje głupie sprawy na mieście, a gdzie mam być?- odpowiadam zirytowana.

- Tutaj, głodna jestem!- krzyczy.

-Przepraszam, że nie poruszam się z prędkością światła, ale to nie moja wina, że pralnia jest po drugiej stronie miasta!- ledwo już panuję nad sobą. To ja latam jak głupia po Londynie i załatwiam jej sprawy i ona ma jeszcze czelność robić mi wyrzuty?!

- Masz być za 10 minut, bo jak nie…- nie musiała kończyć, znając ją wyrządzi mi piekło jak nie zdążę.

- Doooobra no, już idę, nie gorączkuj się tak bo dostaniesz pryszczy.- odpowiadam i zanim zdążę się rozłączyć, słyszę gniewny pisk.

Chryste, ta dziewczyna działa mi na nerwy, jak dalej będzie taką jędzą, to przysięgam, że uduszę ją we śnie.

Dobiegam do małej restauracji, gdzie Danielle zwykle jada lunch i wchodzę do środka. Właściciel już mnie dobrze zna, bo często muszę tu odbierać jedzenie dla bliźniaków. Uśmiecham się lekko do niego, a on odwzajemnia ten gest.

- Cześć Ali, jak rozumiem przyszłaś po lunch dla siostry?- pyta.

-Cześć Martin, tak i przykro mi, ale muszę już lecieć, bo ta żmija mnie udusi jak się spóźnię- wzdycham.

- Tu masz lunch i biegnij już. Powodzenia!- krzyczy na dowidzenia a ja wybiegam z lokalu.

Okey, powinnam zdążyć, teatr jest ulicę dalej. Biegnę najszybciej jak potrafię i widzę jak Tom na mój widok otwiera mi drzwi. Uśmiecham się do niego z wdzięcznością i rzucam przez ramię krótkie „dzięki”. Biegnę dalej w stronę kryjówki diabła- czyli garderoby numer 2. Wpadam tam jak burza i widzę moją przyrodnią siostrunie, która nadzwyczajnie w świecie maluje sobie paznokcie.

- Jesteś wreszcie.- mówi tylko, nie podnosząc wzroku znad czerwonych paznokci.

- No jestem- prycham.- Tu masz swój lunch.- dodaję i kładę go na małym stoliku

- Nie jestem już głodna.- mówi z uśmieszkiem.- Przeszło mi.

- Świetnie, w takim razie sama sobie go zjem.- mówię. O nie, nie dam ci się sprowokować, zapomnij!

-Jak tam chcesz, chociaż na twoim miejscu bym tego nie jadła, bo najszczuplejsza to ty nie jesteś.- uśmiecha się do mnie zimno

-I kto to mówi, jak oddawałam twoją sukienkę to ekspedientka mówiła, że radziła ci wziąć tą dwa rozmiary większą, bo w tą się na pewno nie zmieścisz , ale ty jej nie słuchałaś.- odgryzłam się i szybko wyszłam z garderoby zanim dostałabym butem.

Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam w stronę składzika po wózek do sprzątania. Pora zabrać się za sprzątanie. Weszłam do środka, wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i skierowałam się w stronę garderoby 7. Chciałam tak tajniacko wejść, żeby mnie Preston nie przyłapał, ale ja jak zwykle muszę mieć pecha.

- Alice?! Co ty tu jeszcze robisz, nawet nie zaczęłaś?!- krzyknął

- No nie, bo Danielle kazała mi załatwić jej sprawy na mieście, mówiłam ci- odpowiadam spokojnie

- A ty znowu zwalasz winę na nią. Jesteś żenująca!- powiedział kręcąc głową- Masz się zabierać za sprzątanie w tej chwili! Wszystko ma lśnić do piątej, rozumiemy się?

- Tak- odparłam- Aaaa…. Kto taki ma przyjechać, że mam sprzątać siódemkę?- pytam z ciekawości

- Kto taki? Kto taki, ty się pytasz?!- pyta ze zdziwieniem

- No…- nic nie rozumiem. Skąd ja mam wiedzieć kto to ma być, nie jestem przecież jasnowidzem.

- Chryste, ty jak zwykle nie masz o niczym pojęcia! Przyjeżdża do nas sam Ian Lewis!- wykrzykuje Preston.

- Ian Lewis? Kto to jest?- pytam zupełnie zdezorientowana, nie ma zielonego pojęcia, kto to jest.

- Ty się pytasz kto to JEST?!- wtrąca się Tyler, mój cudowny braciszek- wyczujcie ten sarkazm

- Tak tępoto, pytam się kto to jest, skąd mam to wiedzieć?- parskam w jego stronę

-Alice, mów do brata z szacunkiem! W odróżnieniu od ciebie on wie co się dzieje na świecie i nie jest tak głupi jak ty- ruga mnie Preston

- To powiecie mi w końcu, dla kogo ma czyścić to cudowną królewską komnatę, czy nie?- pytam znużona.

- Eh- wzdychają jednocześnie, ale to Tyler wyjaśnia mi pierwszy- To tylko jeden z najsławniejszych idoli nastolatek, supergwiazda, aktor i piosenkarz w Stanach Zjednoczonych.

- A zrobił coś ważnego dla ludzi, albo ma jakąś organizację charytatywną?- dopytuję

- Co? Nie, oczywiście że nie, to supergwiazda! Po co miałby to robić?- parska Preston

- No to co się dziwicie że nie wiem kto to jest. Mnie celebryci i głupie gwiazdeczki nie interesują- mówię znużona, super gwiazda, też coś!

- Jesteś zupełną ignorantką Alice, a teraz już mi do roboty! On jutro tu będzie, więc masz masę roboty!- popędza mnie Preston do roboty, a Tyler odchodzi.

Świetnie, po prostu świetnie! Nie dość, że muszę się codziennie męczyć z moją durną „rodzinką” to jeszcze będzie się tu kręcił jakiś pyszałkowaty laluś, który uważa się za pępek świata.

 Co ja takiego zrobiłam w poprzednim życiu, że teraz mam taką karę?

Życie to nie bajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz