Kiedy wstałam już wiedziałam, że wszystko wróciło do normy. Poczułam nową dawkę pewności siebie, którą zwykle emanowałam w szkole.
Szybko wyszłam z łóżka i ubrałam się w miarę luźno. Dziś była Wigilia, wiec wypadało pomóc pani Potter w kuchni.
Gdy zeszłam na dół na śniadanie wszyscy już siedzieli przy stole. Niemal natychmiast wysłali mi troskliwe spojrzenia, które zignorowałam. Usiadłam na jedynym wolnym miejscu: między Dorcas i (niestety) Jamesem.
- Jak się czujesz? - padło pierwsze pytanie.
- Jakby ktoś mnie przeżuł, wypluł i posklejał - mruknęłam. Nie miałam szczególnej ochoty na rozmowy. Czułam lekki wstyd, przez wczorajsze wydarzenia. No bo na codzień nie wylewam litrów łez i nie przytulam Pottera, co nie? - Ale oprócz tego wszystko dobrze - powiedziałam szybko widząc jak Lily już otwiera usta - Przepraszam, nie jestem głodna - w momencie, w którym się podniosłam, do kuchni weszła szczupła, młoda i bardzo atrakcyjna czarnowłosa kobieta. To musi być pani Potter.
- Ach, Lissandra, wreszcie się obudziłaś! Mam nadzieje, że już wszystko dobrze.... - powiedziała na wejściu pochodząc do mnie. Spojrzenie jej niebieskich tęczówek spenetrowało moją osobę od góry do dołu. Po chwil jednak zaśmiała się i spojrzała na Jamesa spod uniesionych brwi - No, synek muszę przyznać, że nie dziwie ci się. Naprawdę, nie wiedziałam, że potrafisz tak dobrze kogoś opisywać! - Kiedy spojrzeliśmy na nią ze zdziwieniem ona machnęła lekceważąco ręką - Siedział z dwie godziny i zachwycał się jaka jesteś wspaniała. Tak wyczerpujących odpowiedzi nawet przy Lily nie słyszałam! Ale w każdym razie.... Choć Liss... Bo mogę tak do cię do mówić, prawda! Cudnie! - zawołała mimo, iż nie zdążyłam odpowiedzieć - Tak więc, chodź zrobie ci jeszcze małą kontrole dla pewności. - odparła obejmując mnie ramieniem i prowadząc do kuchni. Ruchem ręki pokazała mi, żebym usiadła. Gdy już to zrobiłam, chwyciła różdżkę, i mrucząc pod nosem zaklęcia zaczęła wykonywać skomplikowane ruchy nad moją głową.
- No, nie licząc tych blizn, wszystko wróciło do normy - oznajmiła kiedy skończyła.
- Pracuje pani jako uzdrowicielka? - zapytałam z zaciekawieniem. Od kiedy pamietam chciałam podjąć ten zawód. Nie wyobrażałam sobie siebie jako kogokolwiek innego.
- Kiedyś nią byłam, ale kiedy na świecie zapanowało tak wielkie niebezpieczeństwo zapisałam się na kursy aurorskie. - odparła z odrobiną smutku w głosie. - A ty? Myślałaś już kim chciałabyś być?
- Tez myśle o medycynie - stwierdziłam - Z tych przedmiotów, które są brane pod uwagę podczas kursów na uzdrowiciela mam bardzo dobre oceny, wiec nie wiedzę przeszkody. Chyba, że... - przerwałam. Nie. Nie pozwolę na to.
- Chyba, że co? - dopytała pani Dorea.
- Chyba, że rodzice mnie zmuszą do poparcia Voldemorta.... Ale nie pozwolę na to. Nie dam sobą pomiatać - powiedziałam stanowczo, na co matka Pottera przyklasnęła.
- I takie podejście mi się podoba! - rozejrzałam się szybko po kuchni. Na niektórych blatach stały miski i talerze z niedokończonymi jeszcze musami, sosami i wszelkimi potrawami świątecznymi.
- Może pomoc pani w kuchni? - zapytałam, jednak kobieta stanowczo zaprzeczyła.
- Jesteś gościem! Masz iść odpocząć i zająć się sobą, a nie siedzieć w kuchni! Jeszcze przyjedzie na to czas - uśmiechnęła się.
CZYTASZ
I was born to love you, Lissie || 𝙢𝙖𝙧𝙪𝙙𝙚𝙧𝙨
FanfictionBexbatonos jest szkołą, w której duży nacisk kładzie się na dobre wychowanie, wypowiadanie się i rodowód, co sprawia, że jej uczennice stają się prawdziwymi młodymi damami. Można powiedzieć, że dla pięknej córki szlachetnego i czystokrwistego rodu n...