\.5./

604 46 67
                                    


Przez ostatnie dwie godziny zająłem się pozbieraniem kawałków pozostałości lusterka, z łazienki. Nie wyrzuciłem ich jednak, gdybym miał kolejny raz poderżnąć sobie żyły. Schowałem je do szafki pod umywalką, a następnie powróciłem do moich codziennych czynności. Widząc porę obiadową, byłem pewien, że słudzy Teresy po mnie przyjdą, i tak się stało.

Pięć minut później usłyszałem otwieranie moich drzwi, na co zaciągnąłem rękaw poranionej ręki. Gdy drzwi całkowicie się otworzyły stanąłem pomiędzy nimi a dwoma agentami, tymi co zawsze.

- Zbieraj się – oświadczył jeden z nich, na co wyszedłem z pomieszczenia i wraz z kompanami udałem się w stronę jadalni.

Z odebranym już jedzeniem usiadłem, w stoliku tym co poprzedniego dnia. Wiedziałem, że moje drużby nie dadzą mi spokoju dopóki nie zjem nic z talerza dlatego choć nie miałem ochoty na jedzenia, to spróbowałem odrobiny ryby.

- Grzeczny chłopiec – wyszeptałem rudy mężczyzna – Zapomniałem się wczoraj przedstawić. – rzucił mi przepraszające spojrzenie. – Jestem Theo, a ten obok to Liam – gestem pokazał na swojego przyjaciela.

- Mnie chyba już znacie –oświadczyłem, na co oboje przytaknęli – No właśnie. – Słuchajcie chłopaki mam sprawę – oni spojrzeli na mnie podejrzliwie, na co dodałem – Chodzi o to że wczoraj przez przypadek rozwaliłem lustro i czy jest możliwość by wystawiono nowe?

- Oczywiście – oznajmił Theo, zakładając rękę na rękę – Pójdziemy to zgłosić do administracji.

- Dziękuję – odparłem, na co obie postury wstały – Nie boicie się mnie tu zostawiać samego?

- Boimy i to bardzo – oświadczył Liam, spoglądając na mnie prosząco – Ale mam nadzieję, że będziesz spokojny. - Zrozumiawszy przekaz, pożegnałem się z nimi i uświadomiłem sobie, że nie są tacy straszni jak myślałem. Nie zdążyłem długo jednak nad tym pomyśleć, gdyż to pomieszczenie weszła zakochana para, która przez cały czas się obściskiwała. Jednak gdy przestali wzrok obojga z nich, padł na mnie. Teresa patrzyła na mnie z satysfakcją, a on z obrzydzeniem. I nagle uświadomiłem sobie, że spod mojej bluzy, był widoczny bandaż. W jednej chwili zdałem sobie, że przez tą pikoloną szuję, załamałem się. Wiedziała, że się nie zabiją, ale potnę. Przeczuwała to i teraz pewnie śmiała się w duchu, chociaż dla mnie, to już nie miało znaczenia. Jedyne co się liczyło, to by o nim zapomnieć, by nauczyć się żyć, bez niego. Bez mojego Tommiego. Tylko jak skoro Tommi był moim powietrzem, więc jak normalnie żyć, by się nie udusić? Brunetka pocałowała chłopaka kolejny raz, co ukuło mnie w już i tak połamane serduszko. Wywołało atak zazdrości, który starałem w sobie ujarzmić dlatego mój wzrok poleciał w dół. Chwilę później błękitnooka podeszła, do stolika, z Minho. Natomiast Thomas stał w miejscu, zastanawiając się nad czymś, ale widocznie podjął decyzję, iż ruszył w moją stronę.

Zasiadł naprzeciwko mnie i prychając, uśmiechnął się w moją stronę, obserwując każdy mój ruch.

- Uważaj bo jak nie będziesz dużo jadł, to się wykrwawisz – skomentował, na co odważnie, odparłem.

- To nie jedzenie będzie tego powodem – oświadczyłem, bawiąc się palcami. – Tylko ty – dodałem ciszej, choć jak to on usłyszał.

- Tylko to nie ja zdradziłem innych, Pikolony oszuście – stwierdził, na co mocno się spiąłem. – Ale widzę, że nie tylko ich zdradziłeś, mnie też – jego przeszywająco wzrok padł na elastyczny bandaż, na co jeszcze bardziej nałożyłem materiał na ciało. – Wtedy miał być ostatni raz, ale widocznie nawet najważniejsze obietnice nie leżą w krwi takich jak ty - omal nie zadławiłem się własną śliną, gdy usłyszałem to zdania. Pierwszy ją złamałem i jak zwykle to ja wyszedłem na tego złego.

Potrzebuje Cię, Tommy ●  Ɲєωтмαѕ ●  Ƶαкσńczσηє / PoprawkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz