\.EPILOG. /

603 40 55
                                    

Zmiana Naracji 😊☀️

Wraz z Thomasem zostali wezwani, do sali więziennej gdzie przebywała Teresa od sześciu miesięcy. Dlatego udali się do jej aresztu, znajdującego się na końcu korytarzu więźniarki. Stanęli przed drzwiami, które po chwili zostały otworzone przez bruneta. Najpierw wszedł Newt, a zaraz później ciemnowłosy chłopak. Spojrzeli na brunetkę, która spoglądała przez małe okienko na nowoczesne miasto.

- Thomas? Newt? – odwróciła się w naszą stronę, gestem pokazując na materac gdzie mogli usiąść. – Zajmijcie miejsca. – oparła dłonie na parapecie, po obu stronach jej bioder. – Newt, wiem że chciałeś poznać prawdę o swojej rodzinie dlatego dzisiaj wam ją opowiem. – odparła, na co oboje pokiwali rozumiejąco głowami. – Parę dni wcześniej zanim moja mama zachorowała, wiedziała się z Twoją. Chodź, było to tylko kilka dni obie się bardzo zaprzyjaźniły, a gdy moja mama złapała pożogę, twoją obiecała pomóc. Powiedziała że wróci, ale nigdy tego nie zrobiła. Później ojciec zachorował, a ja patrzyłam jak oboje umierają i stają się poparzeńcami. Gdyby Twoja mama przyniosła pomoc jak obiecała, moi rodziciele wciąż mogli by żyć. Twoja mama zginęła, walcząc z moimi. – Newtowi zaszkliły się oczy naprawdę, którą wyznała błękitnooka. - Chciałam, żebyś Cię poznali prawdę zanim umrę.

- Czekaj, co? – zapytał Thomas, mając wrażenie że, się przesłyszał. – Umierasz? - Widząc jej spuszczony wzrok, zrozumiał że nie miał złego słuchu.

– Jestem chora, ale nie na pożogę. – oświadczyła smutno, kładąc jedną jej dłoń na drugiej. – Minho jest pewien, że mam białaczkę i niedługo mogę umrzeć. – zakomunikowała, na co Thomas porozumiewawczą spojrzał na Newta.

Może Teresa nie zasługiwała na ich łaskę, ale oboje nie życzyli jej źle. Była złą osobą, ale nie chcieli jej śmierci, w gruncie rzeczy kiedyś się przyjaźnili. To z jej pomocą doszli tak daleko. I tak naprawdę to dzięki niej odkryli lęk na wirusa, tego choróbstwa.

– Możemy Ci jakoś pomóc? – podpytał blond chłopak. – Wiem, że zrobiłaś w życiu wiele błędów ale, nie zasługujesz na śmierć. – dodał, lekko się uśmiechając w jej stronę.

– Bardzo wam dziękuję, ale nie zasługuję na to bym przeżyła. Zresztą nie chcę tu żyć. Chcę zobaczyć moją mamę i tatę ponownie. – odparła pewnie, podchodząc w ich kierunku. – Przez wszystkie dni które tutaj przebywałam, zastanawiałam się dlaczego wam to zrobiłam. Z początku być może rzeczywiście chodziło o zemstę na twojej rodzinie Newt, ale później uświadamiałam sobie, że tak naprawdę chciałam by Thomas pokochał mnie tak jak Ciebie. – uśmiechnęła się w stronę ciemnookiego blondyna. – Próbowałam was rozdzielić, znienawidzić siebie nawzajem, a gdy to nie pomogło chciałam byście oboje byli martwi. Nienawidziłam was, za to że nigdy nie miałam nikogo kto by mnie tak naprawdę kochał. – po jej drobnym policzku, zleciała pojedyncza łza. – Dlatego was przepraszam. Wad oboje.

– To nie prawda, Teresa. – Thomas zaprzeczył, przecierając jej łzę. – Pomimo tego, co zrobiłaś i jak bardzo zniszczyłaś nasze życia, to często tu przychodziliśmy. – oświadczył, przypominając sobie każdą chwilę, gdy wraz z ciemnookim ukochanym, patrzyli na jej postępy w psychice. – I pomimo tego wszystkiego, wciąż jesteś naszą przyjaciółką. – zapewnił brunet, tuląc do siebie błękitnooką. – I zawsze nią będziesz.

   – Dlatego uszanujcie moją decyzję. – poprosiła, a jej głos wskazywał na tylko jedno rozwiązanie. – I nie ratujcie mnie. – Zostawcie mnie tam, a przede wszystkim nie patrzcie na moją śmierć. – po jej śnieżnych policzkach przeszedł huragan łez. – Obiecajcie mi, to proszę.... - Obiecajcie. – dodała, widząc próbę jakiegokolwiek sprzeciwu.

     Z bólem w sercu obiecali dziewczynie poczym praz ostatni ją pożegnali, tuląc się do siebie. Każdemu z trójki łzy płynęły jak szalone, widząc brunetkę po raz ostatni.

   – Kocham was, chłopcy. – wyszeptała tak krucho jak rozbita porcelana.

     – My Ciebie też. – odparli, a następnie przeszli przez drzwi.

    Ich serce pękło, gdy usłyszeli naciśniecie spustu. I choć mieli ogromną chęci uratowania brunetki, to złożyli jej obietnicę. Dlatego nie patrząc do tyłu, spełnili jej ostatnią wolę.
                                                                                              ***
    – Dziś po raz ostatni żegnamy naszą siostrę Teresę. – powiedział mężczyzna w średnim wieku. – Pomimo wszelkiego złego które uczyniła, to pomogła światu odnaleźć lęk, dzięki któremu nasza rasa przeżyję. - pochwalił brunetkę.

    Każdy z nich ubrany na czarno, stał tam wspominając błękitnooką. Nikt nie pamiętał o złych czynach, ale o tych dobrych. Pomimo zadanego bólu, każdy jej wybaczył.

    Bo jesteśmy człowiekiem nie ze względu na naszą ludzką mowę, ale ze względu na moc kochania i wybaczania bliźniemu.

   Chwilę później wszyscy zebrani patrzyli jak trumna z dziewczyną ląduję w wielkiej dziurze. Każdemu spłynęła, choć jedna łza, gdy widział jak odchodzi stąd na zawsze. Dlatego każdy z nas powinien pamiętać, że życie jest za krótkie by stać w miejscu, z dala od marzeń. I wcale nieważne jak długo będziemy żyć, ale ważne jest z kim będziemy już do końca naszych dni. Bo tylko dzięki własnemu spełnieniu i miłości bliźniego możemy poczuć,  że naprawdę jesteśmy szczęśliwi.   
                                                                                
     Newt siedział w swoim nowym mieszkaniu, które zakupił z Thomasem po śmierci ich przyjaciółki. Wzięli do serca każde słowa na temat szczęścia, a dobrze wiedzieli że bez siebie nie mogą żyć. Dlatego zakupili przytulne, dwu piętrowe mieszkanie niedaleko morza. Oboje nigdy nie mogli żyć pełnią życia, więc chcieli nadrobić stracony czas. Pożoga już nie istniała dlatego oboje mogli wychodzić na spacer bez żadnych zabezpieczeń.

- Newt, kochanie jesteś tu? – Do uszu blondyna doszedł głos jego ukochanego, przez który od razu na jego buzię wkradł się uśmiech.

- Na górze w sypialni – odparł, wpatrując się na gwieździste niebo, które tak zawsze uwielbiał.

- Cześć kochanie – Do pokoju wszedł wysoki brunet, o cudownych czekoladowych oczach. – Jak Ci minął dzień? – podarował mu pocałunek w usta.

- Nad rozmyślaniem – Kąciki ust blondyna lekko drgnęły ku górze. – A Tobie, słońce? - podpytał ciekawsko, spoglądając w ukochane tęczówki.

- A wiesz że podobnie. – odparł, szczerząc się białymi niczym śnieg, ząbkami. – Myślałem by Ci to powiedzieć w odpowiednim momencie, ale po śmierci Kai zrozumiałem że, takie nigdy nie nadejdą. Dlatego zrobię to teraz i dziś. – Thomas uklęknął przed Newtem, na co chłopakowi wyszły wielkie rumieńce. – Pragnę byś był przy mnie na dobre i na złe. W miłości i kłótni. Gdzie słońce i deszcz. Byś przy mnie był w smutnych chwilach, ale i tych gdzie uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Byś był moim powodem, dla którego chcę żyć. Chcę byśmy się związali już na wieki dlatego czy dasz mi ten zaszczyt i za mnie wyjdziesz? – zapytał, wyciągając czerwone pudełeczko i bukiet czerwonych róż. – Newt? – otworzył je, spoglądając na blondyna wyczekująco.

- Tak, chcę zostać pańskim mężem. – powiedział, a spod jego oczek zleciały drobne łezki szczęście. Nie minęła chwila, a wbił się w usta ukochanego, dziękując mu za ten piękny dar.

Nie liczyło się że nie było to na kolacji ani gdzieś w meksyku. I nieważne jak drogi był ten pierścionek, ale ważny był gest i miłość którą mieli siebie darzyć już do końca. Miłością, która była odpowiedzią na wszelkie sprzeczności. Miłością, która była silniejsza od nienawiści. Miłością dzięki której przeżyli najgorsze dni. I tak miało być już do ostatnich wspólnych chwil..." 

❤️ ❤️
Dziękuję za cudowny czas
I wasze wsparcie. Za każdą osobę, która przy mnie była. Za cudowne głosy i komentarze. Dziękuję z całego mojefgo serduszka.

Ps. To że kończę to fanfictin nie oznacza że nic więcej się tu nie pojawi. Nigdy nie wiadomo czy nie napiszę kontynuacji albo dodatkowego rozdziału.

Kocham was
❤️ ❤️

Potrzebuje Cię, Tommy ●  Ɲєωтмαѕ ●  Ƶαкσńczσηє / PoprawkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz