Ch 4

218 26 2
                                    


- Uderzaj.

- Co?

- To, co słyszałaś. Uderzaj. – Patrzyłam to na niego, to na worek, który wisiał tuż przede mną. Chwilę temu weszliśmy do sali treningowej i od razu wiedziałam, że będzie chciał mi coś pokazać. Niekoniecznie spodziewałam się tego.

– Na co czekasz? – Uniósł jedną brew do góry, a ja przełknęłam cicho ślinę. Z lekkim wahaniem stanęłam na nogach i podniosłam ręce do góry. Mając dłonie zwinięte w pięści przyjrzałam się czarnemu, skórzanemu materiałowi. Przymknęłam oczy na chwilę, aby odtrącić od siebie wszystko. Wszystko z zewnątrz, nie pomijając również emocji wewnątrz mnie. Byłam... ciszą. Starałam się nią być. W jednej sekundzie słyszałam szum wentylatorów, a w drugiej wyprowadziłam pierwszy cios. Raz, drugi, trzeci. Celowałam, czując na kostkach siłę moich uderzeń. Nie wiedziałam nawet czy robię je poprawnie. Po kolejnych moich niepewnych ruchach, poczułam jak Nagato kładzie mi dłoń na ramieniu i przesuwa nieznacznie.

- Odsuń się na chwilę i obserwuj. – Bez słowa wykonałam polecenie. On sam ustawił się na moim poprzednim miejscu. Bez ostrzeżenia wyprowadził prawy cios. Huk rozniósł się po niewielkiej salce. Wzdrygnęłam się widząc ten gwałtowny ruch, a zaraz po nim pojawił się kolejny.

- Miej cały czas napięty brzuch. Zwróć uwagę, jak trzymam ręce. – Kiwnęłam głową, gdy ten odwrócił się na moment w moim kierunku. Zagryzłam wargę i wpatrzyłam się w to, co mi kazał. Jego cała sylwetka była w gotowości. Każdy jego ruch był pewny i bardzo mocny. Wręcz z podziwem obserwowałam, jak się porusza. A było to tylko uderzanie tego przeklętego worka. Nie chciałabym przekonać się na własnej skórze o jego sile. Współczułam tym, którzy spotkali się z jego gniewem.

- Spróbuj teraz Ty. – Opuścił ręce wzdłuż ciała i odsunął się o krok. Przybliżyłam się więc i, mając w głowie jego postawę, ustawiłam się. Napinając mięśnie brzucha czułam, że moje ciało jest stabilniejsze. Biorąc do siebie wszystkie wskazówki poczułam, jak ruch staje się nieco lepszy i dokładniejszy. Lewe wyprowadzenie, a za nim posłałam drugie. Uderzałam. To jedyne się teraz liczyło – nic więcej. Każda komórka mojego ciała reagowała.

Prawa. Lewa. Prawa. Powtarzałam, jak mantrę w głowie. Zaczęło mi szumieć w uszach, a z każdą chwilą mój oddech stawał się co raz cięższy z wysiłku. Czułam, że co raz bardziej słabnę. Nagle wydarzenia z ostatnich dni przyszły do mnie niespodziewanie ogromną falą. Aresztowanie, rodzice, rozprawa sądowa. Yuri. Marszcząc brwi w gniewie, poczułam, że mam ochotę coś zniszczyć. Warknęłam i z zupełnie nową siłą uderzyłam w worek. Poczułam, jak cały ten impet rozchodzi się wzdłuż ramienia. Nie powstrzymało mnie to jednak przed dalszymi ciosami. Wręcz zachęciło. Jedna ręka, a zaraz za nią podążała następna. Czułam, jak coś wewnątrz mnie się rozdziera na kilkanaście kawałków. Miałam ochotę krzyczeć. Za każdym ruchem wydawałam z siebie zduszony dźwięk. Pozostawałam sama. Nikt już nie odwróci tego, co się stało. Nie znajdę już drogi do poprzedniego życia. Tak wiele bram zostało przede mną zamkniętych, a tak niewiele pozostawało. Nie widziałam lepszej przyszłości. Już nie. Rodzice pomimo starań, tak naprawdę dbali tylko o swoje interesy. Od bardzo dawna nie miałam ich szczerego wsparcia. Teraz tym bardziej wiem, że dałam im potwierdzenie, że trzeba było mnie bardziej pilnować. Czułam się tak bardzo samotna. Coś zakuło mnie w piersi i zaczerpnęłam gwałtownie powietrza. Przytrzymałam na chwile worek, ale zaraz powróciłam do dalszych uderzeń. Lewa. Lewa. Prawa. Yuri... Pozostawała sama, beze mnie. Bez moich wyjaśnień. Tak bardzo pragnęłam spotkać się z nią choć raz, ten ostatni i porozmawiać. Ona zawsze wiedziała co robić i jak się zachować. Była cicha, ale zawsze pamiętałam, że po prostu tak jest jej łatwiej. Nigdy mnie nie zawiodła. A ja... tak wiele razy.

Dangerous Sought OutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz