Ch 13

180 21 6
                                    


Nie wiedziałam, co się dzieje, dopóki mój przerażony krzyk nie wypełnił pustego pokoju. Zerwałam się gwałtownie ze snu, koszmaru, który od kilku dni nie ustępował mi ani jednej nocy. Moje serce biło szaleńczo w piersi, aż nie mogłam wziąć głębszego oddechu. Przeczesałam uspokajająco własne włosy, chcąc się uspokoić. Jednak moje drżące ciało pokazywało, że daleka byłam od stanu, jakim można było je nazwać spokojnym.

Tydzień — tak długo musiałam oglądać każdej nocy jej poranione ciało i krew, która spływała po jej bladych policzkach. Zawsze zmieniały się jedynie szczegóły; jednego razu była przywiązana do pala, a ciemna postać, jej kat, stał nad nią. Przez długi czas, wręcz przez wieczność, musiałam obserwować to, co z nią robił. Widziałam jak z brutalnością wykręcał jej ręce, ciął ją na kawałki, po czym wyrywał jej kończyny. Drugiego dnia stała wolna, uciekając przed krwiożerczymi bestiami, które goniły ją, by na koniec rozszarpać. Poczucie winy paliło mnie od wewnątrz, bo to ja jej nie uratowałam. Przeze mnie miała już nigdy nie żyć.

Tak, jak każdego dnia, tylko prysznic był w stanie obmyć moje przepocone ciało i zabrać ze sobą jakąś część mojego koszmaru. Za dnia odganiałam od siebie wszelkie myśli i skupiałam się w pełni na pracy. Ledwie znajdowałam czas na jedzenie, będąc na granicy wygłodzenia. Dopiero w nocy, gdy pozostawałam sama, bez żadnego zadania, poddana na bezlitosną ciszę, dopadała mnie. Mogłam uciekać od niej, ale nigdy się nie uwolniłam. I pokazywała mi rzeczy, których nigdy nie chciałam oglądać.

Wtoczyłam się do warsztatu w ten sam sposób, jak przez ostatnie dni. Z obojętną miną na twarzy, na której wiedziałam, że było widać wszystko. Odganiałam za każdym razem zmęczenie od siebie i zatapiałam się w naprawie, co raz nowszych samochodów. Zazwyczaj pracowałam sama, jednak czasem Temari siedziała obok mnie i obserwowała, co robię. Nie rozmawiała ze mną, a gdy tylko na nią zerkałam, posyłała w moją stronę kpiący uśmieszek. Mrużyłam zawsze wtedy oczy, ale nic nie mówiłam. Nie widziałam by pracowała przy czymkolwiek, odkąd straciła nogi. Czasem, gdy nie patrzyła, przyłapywałam ją na nieobecnych spojrzeniach, zaczepionych w przestrzeni. Zastanawiało mnie, dlaczego sama nie może zająć się tym wszystkim, czym ja miałam. Mimo wszystko nie narzekałam, bo właśnie to, pozwalało mi odetchnąć na kilka godzin. Tym razem również siedziała obok mnie i jednocześnie wstukiwała coś na ekranie pagera. Podciągnęłam rękawy i rzuciłam ręką w głąb maski, chcąc dosięgnąć odpowiedniej śruby. W tym czasie usłyszałam jej głos.

— Masz pojęcie o szybkiej jeździe? — Z wysoko uniesioną głową, lustrowała moją sylwetkę od góry do dołu.

— Mam prawo jazdy — padła moja obojętna odpowiedź, nie przerywałam sobie.

— Gówno mnie obchodzi prawo jazdy — parsknęła. — Czy kiedykolwiek się ścigałaś?

— Nie – powiedziałam ostrożnie i odchyliłam się do tyłu. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, do czego dąży. — Jednak urządzałam sobie slalomy na czas, w opuszczonej fabryce. — Jej początkowe niezadowolenie, nieco osłabło.

— W takim razie może się na coś nadasz. Dokończ to, co robisz — kiwnęła głową na nissana pod moimi rękami — i wychodzimy.

— Po co?

— Nie bądź irytująca. — Nim się spostrzegłam, byłam sama. Dwadzieścia minut później weszłam do części Suigetsu i Yuugo, szukając Temari. Kręcąc się w około, w końcu znalazłam ją przy jednym ze stołów, jak rozkręcała jakąś część. Jej grymas wystarczył mi, by dowiedzieć się, że miała z nim mały kłopot. Dostrzegła mnie i rzuciła metal na stół, nawet nie patrząc na niego. Kiwnęła mi głową i zaprowadziła niedaleko drzwi wejściowych. Lecz zamiast przez nie wyjść, weszłyśmy mnie w głąb tunelu, który uciekał w ścianie. Nigdy nie miałam okazji tam być, więc jakaś mała ciekawość, zakiełkowała wewnątrz mnie. Żadna z nas się nie odzywała, a ja nie chciałam zasypywać jej niepotrzebnymi pytaniami. Zaraz i tak się dowiem, gdzie chciała mnie zaprowadzić. Korytarz był nieco długi i zawijał się kilka razy. Moja orientacja w terenie pozwalała mi jednak określić, że znajdowałyśmy się mniej-więcej na wysokości warsztatu. Wyszłyśmy, a moje brwi same podjechały do góry. Zacisnęłam usta, by nie wyglądać, jak idiotka z otwartymi ustami. Przed nami rozpościerała się ogromna przestrzeń podtrzymywana przez betonowe kolumny. Na niej rozstawione były pachołki lub opony, co imitowało w ten sposób tor jazdy. Był ogromny, nie mogłabym się choćby spodziewać, że coś takiego się tutaj znajduje. Pod ścianami stało parę samochodów, a z daleka, po drugiej stronie widziałam wyjazd w górę. Okręciłam się naokoło i dostrzegłam bliźniaczą wnęką, ale tym razem na wprost za naszymi plecami.

Dangerous Sought OutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz