Wróciłyśmy do domu. Całą noc gadałyśmy o babskich sprawach. Trochę o chłopakach, których poznała Linet, oczywiście nie dorównywali jej chłopakowi Tony'emu, trochę o jej bracie. Zasnęłyśmy dopiero około godziny trzeciej nad ranem a wstałyśmy po ósmej, bo zadzwonił telefon Linet.
- Wyłącz to - powiedziałam zasypanym głosem.
- Haloo. O Tony. Coś się stało?
Później długo mówił ten, po drugiej stronie telefonu. Gdy skończył po policzku mojej przyjaciółki pociekły łzy.
- Nie - wyszeptała i zaczęła płakać.
Usiadłam obok niej i ją przytuliłam.
- On... On ze mną... Zerwał - wciąż szlochała.
A to świnia. I to jeszcze przez telefon. Nie miał nawet odwagi powiedzieć jej tego prosto w oczy.
- Jak on mógł! To podły, bezduszny, pusty...
- Tony - jej ciałem wstrząsnął nowy napad płaczu.
- Słuchaj! Odstrzelisz się, pójdziemy na imprezę, będziemy się świetnie bawić. Potem zrobisz zdjęcia i mu wyślesz. Najlepiej z jakimś chłopakiem. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
- Zgoda.
Pociągnęła nosem jeszcze kilka razy i jakoś zebrała się do kupy.
Nie pozwolę, żeby straciła przyjemność z wakacji przez jakiegoś debila. Znajdziemy najlepszy klub. Przecież nie możemy się nudzić w Los Angeles. Ale najpierw na zakupy.
Wyjechałyśmy około 12:15. Zaparkowałam dopiero po pierwszej.
- Sukienka, buty.
- Się robi.
Zakupy zawsze poprawiają humor. Weszłyśmy do pierwszego sklepu, drugiego, ale dopiero w trzecim poszłyśmy do przymierzalni. Linet wybrała niebieską, rozkloszowaną sukienkę z cekinami.
- Tony'emu by się podobała - westchnęła.
- A co powiesz na tę?
Pokazałam jej krótką, dopasowaną, z wyciętymi plecami, czarną sukienkę z frędzelkami na dole.
- A myślałam, że to ty jesteś tą rozsądną.
- Nie dzisiaj.
Potem naszedł czas na buty. Do mojej kreacji wybrałam wysokie, i to na prawdę wysokie, czarne szpilki.
I nareszcie chwila relaksu - manicure
Zjadłyśmy na mieście. Do domu wróciłyśmy około piątej. Umówiłyśmy fryzjera na 19:30, czyli zostały jakieś dwie i pół godziny.
Odświeżyłam się, ubrałam w nowy strój, trochę dodatków i gotowe. Wyjechałyśmy wcześniej. W końcu nie wiadomo jaki będzie ruch.
Lucyfer
- Wolałbym zapomnieć, że ją spotkałem.
- Gdy ludzie chcą zapomnieć, idą się upić - powiedział wyglądając za okno.
- Ale wiesz, że nam to nie wychodzi?
- Praktyka czyni mistrza.
Dawno nie gadałem z Tamelem. Ostatni raz go widziałem, gdy żegnałem się z... Nie ważne. Muszę o niej zapomnieć. Nie mogę pozwolić, żeby znowu coś się jej stało z mojej winy.
Sara
Włosy ułożone, makijaż też gotowy. Jechałyśmy przez centrum i wtedy do mnie dotarło, że nie znam tu żadnego klubu.
- Zapytaj kogoś - błyskotliwe.
Zatrzymałam się przy wysokimi brunecie. Obrócił się w moją stronę i przez chwilę w jego oczach widziałam zaskoczenie.
- Zna pan może jakiś klub?
- Trzy ulice dalej jest niezła impreza.
- Dziękuję.
Już miałam odjeżdżać, gdy usłyszałam jego głos.
- Dobrej zabawy Saro!
Natychmiast zatrzymałam samochód. Tam, gdzie przed chwilą rozmawiałam z tym człowiekiem nie było nikogo. W powietrzu poczułam delikatną woń siarki. Trochę dziwne, ale pojechałam we wskazane miejsce.
Lucyfer
Siedziałem przy barze zamawiając nową kolejkę. Zmierzyłem się już z kilkoma śmiałkami. Nie mieli szans. Mam tak szybki metabolizm, że nie zdążę zrobić trzech kolejek a cały efekt znika.
Podniosłem rękę a barman podszedł z butelką. Kątem oka zobaczyłam, że obok dosiadła się jakaś dziewczyna.
Wypiłem kolejny kieliszek i poprosiłem o następny. Gdy barman podszedł z butelką wyjąłem mu ją z ręki i wypiłem połowę. Mężczyzna otworzymy szeroko oczy i poszedł obsłużyć kolejnego klienta.
- Gorszy dzień? - ten głos. Nie słyszałem go od tak dawna.
Obok zobaczyłem anioła w czarno-czerwonej, bardzo krótkiej sukience. Za nią siedziała ubrana w podobną, tyle, że całą czarną, brunetka.
Spojrzałem w oczy Sary i zatopiłem się w ich błękitnej toni.
CZYTASZ
Lucifer Untold [Zakończone]
FantasíaSara wraz z matką przeprowadza się niedaleko Los Angeles. Poznaje James'a, który wspomina o tajemniczym mężczyźnie. ,, - Kim jest Morningstar? - To mój przyjaciel. Dzięki niemu uwierzyłem w Boga. " Komu zaufać, gdy każdy wokół kłamie i podaje się...