13. Dywersja

2.4K 105 3
                                        

Sara

Widziałam wszystko jakby przez mgłę. Dochodziła do mnie tylko część dźwięków, fragmenty rozmowy. Nie do końca ogarniałam, co się tak na prawdę dzieje. Wydawało mi się, że leżę na łóżku, ale nie moim. W pokoju były jeszcze dwie osoby.

Mężczyzna miał czarny garnitur i bordową koszulę.

Kobieta.... Przecież to ta sama, którą spotkałam w barze! Nie wyglądała na zadowoloną. Coś mi się nie podoba.

Wskazała na mnie palcem a mężczyzna wyraźnie zirytowany i znudzony rozmową jednym ruchem ręki rzucił ją na przeciwległą ścianę! Powoli do niej podszedł. Gdy się podniosła mężczyzna wykonał nieznaczny ruch dłonią a nadgarstki kobiety oplotły łańcuchy.

Lekko się podniosłam i to był błąd. Nieznajomy znalazł się przy mnie w ułamku sekundy. Usiadł obok i spojrzał mi w oczy. Jeszcze przed chwilą panicznie się go bałam, a teraz jego obecność uspokajała mnie. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że jego tenczówki znów rozbłysły na czerwono.

Po chwili znalazł się z powrotem przy kobiecie. Łańcuchy zalśniły szkarłatem i zaczęły się żarzyć. Nagle jej ciało zapłonęło, a po paru sekundach w pokoju zostałam tylko ja i on.

Nagle ciszę przerwał telefon. Mężczyzna odebrał a ja znowu straciłam przytomność. Ostatnie co usłyszałam to:

- Morningstar. Zaraz będę.

James

Jechałem w stronę willi. Nie miałem przygotowanego planu, bardziej jakby jego zarys, ale miałem za to niezwykłe szczęście.

Po rozmowie z demonem wezwano mnie na akcje. Wszystko działo się w lesie niedaleko domu Sary. Razem ze mną jechało jeszcze 10 funkcjonariuszy. I to nie takich zwykłych policjantów, jednostki specjalne. Sam się dziwiłem po co ich przysłano. Ale to co ujrzałem rozwiało wszelkie wątpliwości.

Zakapturzona postać stała na przeciwko kobiety. Nie wierzyłem własnym oczom. To była matka Sary!

Gdy tylko postać nas zobaczyła dotknęła czoła kobiety dwoma palcami, a wtedy bezwładnie upadła na ziemię. Nie wiedziałem czy to ją zabiło, albo tylko straciła przytomność.

- Ognia!

Usłyszałem komendę a w stronę nieznajomego poleciało mnóstwo pocisków. Człowiek leżałby martwy, a on wciąż stał na nogach.

I wtedy w mojej głowie zrodził się pomysł. To na pewno był demon. A gdzie powinny one być? W piekle. A jeżeli ich tam nie ma, ktoś musi odesłać je z powrotem. I tak drogą dedukcji wytypowałem idealnego kandydata do tego zadania. Gdy moi towarzysze ginęli, ja uśmiechałem się złowieszczo.

Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer.

- Tu James. Hauston, mamy problem. Jakiś demon tu jest i...

Spojrzałem jak wyszkoleni weterani padają jak muchy i pomyślałem
"Trochę ci to zajmie". Uśmiechnąłem się i kontynuowałem.

- Roznosi naszych ludzi w pył. Więc jakbyś miał czas... To wpadnij.

***

Po chwili przede mną z
czarno-czerwonej mgły wyszła dobrze mi znana postać. Poczułem zapach siarki, który momentalnie ulotnił się z pierwszym podmuchem wiatru.

Lucyfer obrzucił nieznajomego spojrzeniem. Przeniósł wzrok z pogardą na leżące ciała, po czym zwrócił się do mnie.

- Zajmę się tym.

Ton jego głosu dał mi do zrozumienia, że zrobi to sam a ja mam się oddalić.
Skinąłem głową i wsiadłem do samochodu. Spojrzałem jak na ziemię pada ostatni z moich byłych towarzyszy i niewzruszony odjechałem.

Plan się powiódł. Lucyfer jest zajęty. I tak wracamy do momentu gdzie zacząłem.

Więc jechałem bez planu jak wejść niepostrzeżenie do willi, a potem cicho ją opuścić. Strażnikami nie byli jacyś tam słudzy. Demony niższego rzędu, ale zawsze demony. Czasami zdarzało się spotkać człowieka, który sprzedał duszę, ale należało to do prawdziwych rzadkości.

Demony niższego rzędu wyglądały jak ludzie, ich siła nie wiele różniła się od ludzkiej, ale nie można było ich zabić. W każdym razie na moje szczęście intelektem nie grzeszyły, za to robiły to w każdy inny możliwy sposób.

U Lucyfera służyli przeważnie mężczyźni. Na moje szczęście. Obdzwoniłem kogo trzeba i po chwili przed willę zajechały dwa samochody. Wyszły piękne panie, goście od muzyki i voilá. Jestem mistrzem dywersji.

Lucifer Untold [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz