38. Zdrajcy

829 39 0
                                    

Sara

Stałam przy burcie wpatrując się w odbijający się w wodzie księżyc. Wiedziałam, że już czas, ale zanim tam pójdziemy, gdziekolwiek jest to "tam" chciałabym zobaczyć Linet. Wiedzieć, że jest bezpieczna, bo tak na prawdę nie wiem co się wydarzy... może coś się nie uda i już nie będę miała okazji, żebyś się z nią spotkać.

- Nie możemy dłużej czekać - rozległ się ciepły głos, a  na ramionach poczułam delikatny dotyk dłoni.

Westchnęłam tylko i skinęłam. Odwróciłam się i podeszliśmy do dwóch pozostałych.

- Ruszajmy. Jestem gotowa - oznajmiłam pewnym głosem.

Spoglądając na twarze mężczyzn napotkałam przyjazne uśmiechy. Jedynie mimika James'a wydała mi się lekko sztuczna, ale nie miałam czasu ani ochoty na rozmyślanie o tym.

Szatyni skierowali się na mostek i powoli zaczęliśmy zbliżać się do wiru. Zostałam z James'em, który wciąż przyglądał mi się z dziwnym wyrazem twarzy. Postanowiłam to zignorować i zdobyłam się na delikatny uśmiech skierowany do niego.

- Nigdy bym nie przypuszczała, że nam pomożesz - przerwałam niezręczną ciszę.

- Czego się nie robi dla starych przyjaciół - toń jego głosu brzmiał sztucznie.

Słowa były prawdziwe, ale zdawał się mieć na myśli kogoś innego. Nie mnie, to z pewnością, Lucyferowi raczej nie pomaga z dobroci serca, a Tamelowi stara się dopiec na każdy możliwy sposób. Od pogardliwych spojrzeń po nieznośne docinki i podteksty. Wątpię, żeby kiedykolwiek darzyli się czymś więcej niż tolerancją. Od początku coś tu nie gra. Ale czy cokolwiek może grać w świecie, gdzie wśród zwykłych ludzi żyją demony, nieśmiertelni i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze! Może po prostu sama doszukuję się drugiego dna?

Z zamyślenie wyrwał mnie głośny trzask tuż za nami. Na pokładzie pojawiła się mgła, a gdy wiatr ją rozwiał mogłam odróżnić poszczególne postaci : Astaroth, jakiś blondyn i... Linet!

Bez namysłu podbiegłam do niej i rzuciłam się jej na szyję. Cieszyłam się na jej widok jak małe dziecko. Było tyle rzeczy, które chciałam jej w tamtej chwili powiedzieć. Jednak nie mogłam wydusić z siebie słowa.

Uścisk mówił za to o wiele więcej. Mówił, że tęskniłam, że się ogromnie cieszę, że jest już bezpieczna, że kamień spadł mi z serca, że już nigdy nie możemy się nawzajem stracić, że jest mi bardzo bliska, że muszę jej jeszcze tyle powiedzieć...

Moją przyjaciółka była jednak osłabiona do granic wytrzymałości. Spojrzała na mnie tylko wyrażając wiele mieszanych uczuć i uśmiechnęła się. Nie zadawałam jej pytań ani niczego nie wyjaśniałam. Tylko jeszcze raz mocno ją przytuliłam.

Lucyfer

Astaroth podeszła i skłoniła się.

- Wywiązałaś się ze swojej części umowy. Teraz moja kolej.

Wykonałem nieznaczny ruch dłonią, a kajdany opadły z hukiem na żelazne podłoże. Brunetka podniosła je, czego się nie spodziewałem, i dała blondynowi.

Spojrzałem na nią oczekując wyjaśnień.

- Panie, oto człowiek, który mi ...  pomógł. John Constantine - wskazała na mężczyznę spoglądając na niego z niechęcią - jest ...

- Wiem kim jest - przerwałem jej - głośno o nim nie tylko na tym świecie.

Blondyn uśmiechnął się z dumą.

Wyciągnąłem rękę, czym bardzo go zaskoczyłem. Pewnie spodziewał się czegoś w stylu groźby, próby pozbycia się go itp.

Przez ułamek sekundy wachał się jednak po chwili uścisnęliśmy sobie dłonie.

Lucifer Untold [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz