Dziś piątek. Jeszcze dużo czasu do wieczora, głównie dlatego, że dopiero wstałam. Obudziłam się wcześnie. Zeszłam na dół a na stole znalazłam kartkę.
Mam sprawy do załatwienia. Wrócę wieczorem.
MamaCiekawe, jakie to sprawy musiała tak pilnie załatwić. Nie będę snuć domysłów.
Zjadłam śniadanie, ubrałam się i wzięła mnie ochota na spacer. Zabrałam ze sobą Kiarę i zamknęłam dom.
Najpierw szłam wzdłuż leśnej drogi, ale po chwili pers zerwał się ze smyczy i pobiegł w głąb lasu. Nie miałam wyjścia i musiałam ją gonić.
Po 15 minutach zatrzymała się na polanie i tam ją dopadłam. Przypięłam z powrotem smycz i chciałam wrócić na ścieżkę. Rozejrzałam się dookoła. Skąd ja przyszłam? Wzięłam telefon i chciałam włączyć GPS-a. Oczywiście brak zasięgu. Ale ja mam szczęście.
Gdy myślałam, że gorzej już nie będzie, usłyszałam w oddali wycie wilków. Odruchowo pobiegłam w przeciwnym kierunku. Po kilkunastu minutach zobaczyłam małą chatkę po środku lasu. Ruszyłam do niej ile sił w nogach. Wycie było słyszalne coraz bliżej.
Drzwi zamknięte, mogłam się tego spodziewać. Kiara zaczęła węszyć i wykopała drobną szkatułkę, w której znajdowały się dwa kluczyki. Włożyłam do zamka jeden z nich - nie pasował. Wycie rozległo się kilkaset metrów za nami. Czyli to na pewno ten mniejszy. Ręce mi się trzęsły i nie mogłam trafić, a zbliżające się sygnały, że watacha jest tuż, tuż nie pomagały. Drugi otworzył drzwi i czym prędzej weszłam do środka. Zamknęłam drzwi i w bezruchu czekałam na to, co ma się wydarzyć.
Przez drobne okienko zobaczyłam jakąś sarnę. Za nią biegła watacha wilków. Na szczęście były tak zajęte polowaniem, że nie wyczuły naszej obecności. Bałam się na razie wyjść.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pod przeciwległą ścianą zobaczyłam znajome pamiętniki. Wzięłam jeden, żeby mieć pewność. Przewracając kartki skaleczyłam się i kropelka krwi ubrudziła papier. Kartkowałam dalej i zobaczyłam, że one w cale nie są puste. Coś tam pisało. Nagle podłoga za mną zaskrzypiała. Kiara była przy mnie. Więc... Wpadłam z deszczu pod rynnę. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. W rogu zapaliło się nikłe światełko. Latarnia!
Nie tracąc czasu zabrałam pamiętniki i wybiegłam z chaty. Nie interesowało mnie wtedy gdzie biegnę, najważniejsze, że do przodu. Nie oglądałam się za siebie. Po chwili wyszłam na znajomą ścieżkę. Po pół godzinie widziałam już dom. Jakoś odechciało mi się spacerów po lesie.
Weszłam i ułożyłam pamiętniki z powrotem na regał. Zanim je obejrzę chciałam wziąć kąpiel. Nalałam do wanny gorącej wody. Rezebrałam się a ubrania rzuciłam w kąt. Wtedy coś zabrzęczało w kieszeni spodni. Wyjęłam kluczyki, które uratowały mi życie. Teraz dopiero zauważyłam, że są spięte jakimś pierścieniem, albo raczej obrączką. (Zdjęcie powyżej)
Weszłam do wody. Natychmiast się odprężyłam. Rozłączyłam kluczyki a pierścień założyłam na prawy palec serdeczny. Przyjrzałam mu się. Wyglądał całkiem ładnie. Chciałam go zdjąć, ale nie dałam rady! Woda, mydło a on zostaje tam gdzie wcześniej. Zaprzestałam działań bezcelowych i zajęłam się czymś ważniejszym. Za 2 godziny przyjedzie
James. Wysuszyłam i ułożyłam włosy. Delikatny makijaż i granatowa sukienka. Do tego szpilki i kopertówka w podobnym kolorze.Teraz tylko napisałam karteczkę i położyłam ją na stole. Wyszłam, bo pod dom zajechały dwa samochody. Jeden należał do mamy, z którą minęłam się w drzwiach.
- Wyjaśnienia na stole - rzuciłam i wsiadłam do srebrnego kabrioletu.
CZYTASZ
Lucifer Untold [Zakończone]
FantasiSara wraz z matką przeprowadza się niedaleko Los Angeles. Poznaje James'a, który wspomina o tajemniczym mężczyźnie. ,, - Kim jest Morningstar? - To mój przyjaciel. Dzięki niemu uwierzyłem w Boga. " Komu zaufać, gdy każdy wokół kłamie i podaje się...