~Eleven~
Podążałem za Darkiem korytarzami placówki SCP. Niemal biegliśmy, przy okazji unikając rzucających się w naszą stronę mutantów. Kilka razy prosiłem go, żeby zwolnił, ale miał to w, jak to się mówi, głębokim poważaniu i jeszcze bardziej przyspieszał. Wchodziliśmy do różnych pokoi a metaliczny dźwięk drzwi ostro działał mi już na nerwy. Tyle w to grałem a nijak nie mogłem się ogarnąć w tym miejscu. Jednak inaczej widzieć mapę na ekranie, a inaczej osobiście po niej biegać. Mimo tego, że byłem już zirytowany, nie poddawałem się, bo dopóki nie znajdziemy diamentu i tak stąd nie wyjdziemy. Tak czy tak trzeba znaleźć to cholerne przejście. W końcu trafiliśmy do pokoju, w którym stał Marcin. Nie było po nim widać najmniejszego nawet zdziwienia czy czegokolwiek, a jestem pewny, że nie mógł nie zauważyć stojącego obok mnie klona. Oryginalnie w fabule nie powinno go tu być, więc to było trochę dziwne. Rozejrzałem się dokładniej po pomieszczeniu.
- Rany... wszystko tutaj jest czarne - starałem się brzmieć mniej więcej jak w normalniej rozgrywce.
- Tak, ja też byłem bardzo zaskoczony - odpowiedział mężczyzna w garniturze - Ogromny bałagan. Wygląda okropnie. SCP-106 nie wie kiedy przestać.
- SCP-106? - właśnie dotarło do mnie z całym impetem co za chwilę mnie czeka. Jasna cholera, jestem w dupie. Do tego Marcinek nie zapytał o Darka, a to już całkiem niepokojące. Chociaż w obecnych okolicznościach to chyba mój najmniejszy problem.
- Całe to pomieszczenie zostało spaczone przez SCP-106 - odpowiedział. Pamiętam, że powinienem prowadzić z nim dialog jeszcze dobrą chwilę, ale postanowiłem mieć to w dupie. Dałem Darkowi znak ręką a on kiwnął głową, podszedł do mnie i złapał moją dłoń.
- Do zobaczenia na górze - zwróciłem się do Marcina - Miejmy z głowy to pieprzone Pocket Dimension.
Spojrzałem tylko krótko na klona, po czym rzuciliśmy się w czarną pustkę, zamykając oczy. Gdy je otworzyłem, zobaczyłem nad sobą twarz Darka. Podał mi rękę i pomógł wstać. Już miałem coś powiedzieć, ale on postanowił mieć mnie serdecznie w dupie i ruszył przed siebie. W rogu stała drewniana tabliczka, ale jej treść pamiętałem aż za dobrze. Nadszedł czas sprawdzić swoje umiejętności i spróbować nie dać się zabić. Przeszedłem za kopią do następnego pokoju. Było cholernie ciemno, no bo jak inaczej? Dostrzegłem kilka smug światła między ścianami. Niepewnie wkroczyłem w ciemność, ale po sekundzie ruszyłem biegiem w stronę bladego światła. Gdy do niego dotarłem, odetchnąłem z ulgą, mimo że czekało mnie jeszcze kila takich biegów. Czułem się bardzo dziwnie. Serce waliło mi jak oszalałe i nie mogłem złapać oddechu. Czułem obecność... czegoś. Miałem wrażenie, jakby zaraz miało mnie złapać, zakneblować i zeżreć na obiad. Nie ma co się pieprzyć, muszę stąd wyjść, zanim mi odbije. Po kilku, a może nawet kilkunastu minutach, znalazłem się w korytarzu prowadzącym do pokoju, w którym przesiadywał SCP-106. Cholera, będę musiał się z nim bić. No ciekawe jak?! Potrząsnąłem głową z rezygnacją. Przecież on mnie tam zniszczy. Wpatrywałem się tępo w wejście. Jak tam nie wejdę, zostanę na zawsze w tej dziurze i prawdopodobnie umrę z głodu. Za to jeśli to zrobię, zginę na miejscu, dość szybko ale pewnie boleśnie. Co robić? Moje rozmyślania przerwał Dark, który nagle znikąd pojawił się przede mną.
- Czemu nie idziesz? - zapytał, jakby chodziło o wyjście na lody - Sam nie mogę go pokonać, bo mnie nie widzi. Marcin też nie, tak uprzedzając twoje pytanie. Nie powinno mnie tu być, ale powiedzmy, że odrobinę zhakowałem rzeczywistość. Nie jestem czytany jako oryginał, w momentach, w których normalnie mnie nie ma, tylko ty mnie widzisz. Wiem, wydaje się to okrutnie skomplikowane i faktycznie trochę jest, ale poplotkujemy później. Teraz idź i walcz, jak na Elevena przystało.

CZYTASZ
Po drugiej stronie ekranu |Eleven x Dark Eleven|
FanfictionMateusz Eleven Gajewski chciał znów zobaczyć swojego klona, który pomieszkiwał w jego wymiarze przez dwa tygodnie. Ciężko było mu się pogodzić z jego zniknięciem. Dostał szansę, aby móc znów z nim przebywać, którą wykorzystał zupełnie nieświadomie. ...