14. Biały ogień

746 95 11
                                    

~Eleven~

Stałem przed drzwiami w zielonej strefie. Moja dłoń spoczywała na klamce, ale jakoś nie byłem w stanie jej nacisnąć. Pomarańczowa jest jedną z najgorszych, zarówno pod kątem pojebaności jak i straszenia. Muszę tam wejść i co więcej, dostać się na drugą stronę. Odwróciłem się w stronę stojącego za mną klona.

- Znasz drogę, prawda? - zapytałem, z nadzieją w głosie, czekając na twierdzącą odpowiedź. Pamiętam, że kilka pokoi uśmiercało zaraz po wejściu, a tego raczej chciałem uniknąć.

- Nie wiem, który już raz o to pytasz, ale odpowiedź ciągle brzmi tak. Raz czy dwa dostaniemy ogniem, ale to jest do przeżycia - wzruszył ramionami - No co? Nie miałem czasu się tu włamywać, za dużo roboty - powiedział, pod wpływem mojego niemal zabójczego spojrzenia - Tylko pamiętaj, zawsze idziemy na środek, bo inaczej jest spore prawdopodobieństwo, że uda nam się przedwcześnie zginąć. To chyba wszystkie dostępne wskazówki.

- W takim razie ruszajmy - chyba nic innego nam nie pozostało.

Po raz kolejny przyłożyłem dłoń do klamki, tym razem naciskając ją, i wkroczyłem powoli do wnętrza pomieszczenia. Pokój nie był duży, do tego zupełnie pusty. Jedyne elementy jakiegokolwiek wystroju to drzwi dokładnie po środku każdej z czterech pomarańczowych ścian. Przeszedłem na środek podłogi i czekałem, aż coś się stanie, ale nic szczególnego nie nastąpiło. Chyba miałem szczęście. Pozwoliłem, aby Dark mną kierował, tylko ja musiałem iść pierwszy. Faktycznie oberwałem kulą ognia, ale naprawdę słabą. Na skórze nie dostrzegłem poparzeń, czego niestety nie mogłem powiedzieć o marynarce i spodniach, które w takim dobrym stanie się nie zachowały. Trudno, później je zmienię. Prawdę mówiąc, to zupełnie się zgubiłem. Nie mam pojęcia, gdzie skręcałem wcześniej ani nawet z jakiego kierunku przyszedłem. Kilka pokoi później dotarliśmy do ciemnego korytarza. Jedynym źródłem światła były tam stojące na podłodze, wysokie pochodnie. Pomieszczenie zachowywało się podobnie jak w grze, istotnie były tam niewidzialne bariery, które uniemożliwiały mi przejście. To dziwne uczucie, kiedy trzyma się dłoń w powietrzu i można zobaczyć, co jest dalej, a ma się wrażenie, jakby dotykało się ściany. To na pewno nie było szkło, płomienie świec by się odbijały, a nic takiego nie miało miejsca. To było coś innego, niezrozumiałego i zupełnie dla mnie niepojętego. Szedłem według instrukcji klona, aż dotarliśmy do wyjścia z korytarza. Wkroczyłem niepewnie do kolejnego pokoju, identycznego do wszystkich poprzednich. Stanąłem na środku, czekając, co się stanie. Po chwili bez żadnych znaków chciałem ruszać dalej. Wystarczył jeden krok do przodu, a przede mną pojawiła się pacynka z okrutnym, szyderczym uśmiechem szaleńca i krzyknęła głośno i przeraźliwie, zupełnie jak tamta dziewczyna z labiryntu. Zachwiałem się a sekundę później leżałem już na podłodze. Zjawa zniknęła, za to koło mnie pojawił się Dark.

- Wszystko dobrze? - zapytał, podając mi rękę i pomagając wstać.

- Tak, w porządku - odparłem, otrzepując spodnie.

Widmo pojawiło się jeszcze raz, ale nie zareagowałem już tak gwałtownie. Owszem, drgnąłem, ale pozostałem w pozycji stojącej, a to już osiągnięcie. Ruszyliśmy dalej, wydostając się nareszcie z pomarańczowej strefy i przechodząc do białej. Kolejne drzwi, za nimi przedostatni pokój i Mary. Potem już tylko diament i do domku. Nareszcie. Przekroczyłem próg pomieszczenia. Było strasznie zabałaganione. Wszędzie walały się pędzle i puszki po farbie, w wielu miejscach plamiąc podłogę pozostałą w nich resztką zawartości. Podszedłem do stojącej obok sztalugi dziewczyny. Była przerażająca. Jej zielona sukienka u dołu była dość mocno potargana, a włosy w nie do końca określonym odcieniu niebieskiego fruwały na wszystkie strony. Najgorsze były puste oczodoły, z których płynęła po policzkach czarna maź. Uśmiechnęła się. Miała uśmiech szaleńca, przepełniony czystym obłędem i chęcią absolutnej i niebywale bolesnej zemsty.

Po drugiej stronie ekranu |Eleven x Dark Eleven|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz