12. Rudy Kot

827 92 59
                                    

~Dark Eleven~

Siedzieliśmy w rakiecie, kierując się w stronę Nestopii, gdzie Neskot i koty żyją w idealnej harmonii, a cała reszta dostaje wpierdol. Mateusz nie odezwał się ani słowem od wylotu z psiej planety. Gapi się tylko przez okno pogrążony we własnych myślach. Nie chciałem mu przeszkadzać, bo zapewne całą głowę zajmowało mu analizowanie słów Tarkopsa. Technicznie powinienem go szanować, ale ten cholerny futrzak robi z Elka naiwnego debila, a ze mnie okrutnika i krętacza. Może i nie mówię mu zupełnej prawdy, ale bez przesady. Całego wymiaru przecież nie zniszczę, tym bardziej sąsiednich. No, przynajmniej nie na umyślnie. Wiecie, przypadki się zdarzają.

Poza tym nie opętałem go, moje moce nie miały nawet najmniejszej ingerencji w jego uczucia czy sposób myślenia. Nie chcę go krzywdzić, tylko zrobić z siebie pełnoprawnego człowieka, żebyśmy mogli żyć razem i być szczęśliwi. Oryginał raczej na pewno jest tego świadomy, ale nie da się nie zauważyć, że to, co powiedziała futrzata tarka, męczy go. Zgaduję jednak, że mimo wszelkich wątpliwości o niczym mi nie powie. Ja natomiast będę się martwił, czy aby na pewno nie zmieni zdania. Mam nadzieję, że zna mnie i ufa na tyle, żeby zrobić to, co powinien. W końcu powiedział wyraźnie, że nie wierzy w słowa Tarkopsa, bo on nie wie, czym jest miłość. Naprawdę wymówił to słowo, prawie nie mogłem w to uwierzyć. Z całej ich rozmowy właśnie ono najbardziej dźwięczało mi w głowie. No bo błagam was, serio myśleliście, że nie będę podsłuchiwał?

Zerknąłem w stronę Mateusza i dostrzegłem, że mi się przygląda. Włosy miał odgarnięte do tyłu a jego błękitne oczy studiowały każdy milimetr mojej twarzy. Nic nie mówił, tylko trwał w bezruchu, gapiąc się na mnie usilnie. To było niemal niepokojące.

- Coś się stało? - zapytałem, unosząc brwi, aby przerwać panującą między nami ciszę - Jeśli coś chcesz, to powiedz, zamiast gwałcić mnie spojrzeniem.

- Wiem, że słyszałeś moją rozmowę z Tarkusiem - starał się zabrzmieć poważne, ale zaraz na jego twarzy zagościł uśmiech rozbawienia.

- I co? - wzruszyłem ramionami - Nie spodziewałeś się tego?

- Jasne, że się spodziewałem. Tego, że będziesz podsłuchiwał byłem pewny tak samo jak tego, że to co usłyszałeś cię wkurzyło. Ale spokojnie - przybliżył się do mnie - Nie musisz się martwić, że ucieknę - złapał mnie za rękę - Przy tobie przetrwam wszystko, choćby nie wiem, co się działo. Zostanę, będę, zawsze.

Ostatnie trzy słowa powiedział cicho, niemal szeptem. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował delikatnie, a ja natychmiast się w niego wtuliłem. Sam nie wiem czemu, ale nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie smutku pomieszanego z niepokojem. Trzymałem go tak, jakby za chwilę miał zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu, a ja chciałem za wszelka cenę mieć go jak najbardziej przy sobie. Jedną ręką głaskał mnie po plecach, a drugą wplótł mi we włosy. Jego ciepły oddech lekko muskał skórę na mojej szyi, wywołując przy tym przyjemne mrowienie.

Trwając w jego ramionach, uświadomiłem sobie jeszcze dobitniej, że w obecnej chwili, po tym wszystkim, co się działo do tej pory, nie dałbym rady bez niego żyć. Zmieniłem się, przebywając w jego wymiarze. Nie ja mam wpływ na niego, tylko on na mnie. Zanim poznałem go "na żywo" miałem szczerą ochotę go zamordować. Zresztą nie tylko jego. A teraz co? Nie minął nawet miesiąc, a siedzę wtulony w niego, zastanawiając się, co właściwie siedzi mi w głowie. W tej chwili moim największym zmartwieniem jest chyba to, że wychodząc ze Snowdin, będzie musiał mnie zabić. Znaczy, nie do końca jest zmuszony, ale powinien to zrobić. Jakoś będę musiał go do tego nakłonić, chociaż łatwo się na pewno nie da, jeśli w ogóle.

Pomyślę nad tym później. Za chwilę wylądujemy na planecie szurniętych kotów i ich jeszcze bardziej szurniętego rudego króla, o czym poinformował nas autopilot. Miejmy nadzieję, że wydostaniemy się stamtąd w miarę szybko, bo istnieje ryzyko, że ciągłe miauczenie sprawi, że będę miał ochotę wymordować wszystkie żywe istoty w pobliżu i czasem na ochocie może się nie skończyć. Jeśli mnie przeczucie i pamięć nie myli, to Mateusz ma o tej planecie podobne zdanie.

~Eleven~

Wyszliśmy z rakiety, stając na zakurzonej podłodze starego magazynu, wypełnionego kartonowymi pudłami. Stwierdziłem, że nie będę się tutaj zbyt długo szwendał, bo nie jest mi to absolutnie do niczego potrzebne, a już zaczynam mieć lekki wkurw, przez przedostające się nawet przez ściany miauczenie. Złapałem klona za rękę i wyszliśmy z budynku, kierując się bezpośrednio na północ. Przedostanie się przez pustynię zajęło nam kilka minut, wypełnionych głównie przemyśleniami, mającymi na celu zapomnienie, czym ona tak naprawdę jest. Wskoczyliśmy do łódki, a kilka chwil później byliśmy już na drugim brzegu mlecznej rzeki. Od domku Neskota nie dzieliła nas zbyt duża odległość, więc niedługo potem staliśmy przed drzwiami. Weszliśmy bez pukania i podszedłem do rudego.

- Cześć Kocie - rzuciłem, czując jak Dark zabija mnie spojrzeniem.

- Cześć Eleven. Witaj w Nestopii, gdzie ludzie i koty żyją w idealnej harmonii - powiedział, rozkładając ręce, chcąc jakby zobrazować o czym mówi.

- Słuchaj, masz fajną planetę, serio - ale to miauczenie działa mi na nerwy, dodałem tylko w myślach, chcąc załatwić sprawę szybko i pokojowo - ale spieszy mi się i potrzebuję pomocy w naprawie statku. Mógłbyś mi pomóc?

- Naprawdę podoba ci się moja planeta? - skinąłem głową - Zrobię to bez problemu. Zaraz wyślę kilku moich podopiecznych i ogarną to dla ciebie. Miło było cię zobaczyć i powodzenia w podróży - rudzielec uśmiechnął się, na co odpowiedziałem mu tym samym.

Natychmiast ruszyłem wraz z klonem w stronę naszego statku. Dark nie odezwał się ani słowem przez całą drogę. Co go ugryzło tym razem? Gdy wsiedliśmy do rakiety, wydałem polecenie autopilotowi i wystartowaliśmy.

- A tobie co tym razem? - rzuciłem w stronę sobowtóra.

- Kocie? - popatrzył na mnie z wyrzutem, na co tylko prychnąłem rozbawiony.

- Nie mów mi tylko, że jesteś zazdrosny o Neskota? - zapytałem ze śmiechem - W jakim świecie ty żyjesz?

- Myślałem, że w twoim - powiedział, udając smutek, ale widziałem w kącikach jego ust cień uśmiechu, który starał się ukryć.

Zaśmiałem się tylko i przytuliłem go. Objął mnie natychmiast, jakby bał się, że zniknę. Tak samo zrobił wcześniej, zanim wylądowaliśmy na kociej planecie. Czyżby szykowało się coś, o czym nie wiem, a istnieje prawdopodobieństwo, że poważnie ucierpię? Oby nie. Chyba że Darkowi najzwyczajniej zebrało się na uczuciowość. Jakby nie patrzeć jesteśmy już blisko labiryntu i ogólnie tej koszmarnej planety. Bardzo chciałbym móc ją ominąć, ale niestety nie mogę. Sam nie wiem, co gorsze, to co mnie czeka tam, czy to co już przeszedłem w placówce SCP. Naprawdę nie mam najmniejszej ochoty sprawdzać, ale nie mam wyjścia. A szkoda. Mamy jeszcze trochę czasu, zanim wylądujemy. Skoro Darkuś ma ochotę się przytulać, nie będę protestował. Mimo świadomości jaka jest następna przygoda, czuję się dziwnie spokojny i szczęśliwy. Mienie przy sobie kogoś zdecydowanie wpływa na samopoczucie. A obecność kogoś, kogo darzy się najpozytywniejszymi uczuciami, jakie jestem w stanie wymyślić, pomaga bardziej niż cokolwiek. Mam go przy sobie, zawsze mogę na niego liczyć, a on może liczyć na mnie. Wyjdziemy z tego razem, a potem nareszcie będziemy mieli spokój. Wystarczy zdobyć dwa ostatnie diamenty, zostać Mistrzem, coś tam przeprogramować i można uciekać. Plan prosty jak budowa cepa.

Co może pójść nie tak?

~~~

Jestem, spóźniona jak zawsze, ale ostatnio naprawdę kiepsko u mnie z czasem. Robię, co mogę, ale widzicie sami o jakich godzinach pojawiają się rozdziały. Nie wiem, kiedy będzie następny, ale postaram się napisać coś w miarę możliwości szybko.
Więc, została ostatnia planeta, wizyta w Snowdin i wszystko będzie dobrze. Bo co może pójść nie tak?
Dziękuję za wszystkie gwiazdki i prawie dwa tysiące wyświetleń. Jeśli są błędy, przepraszam, ale nie zawsze jestem w stanie je wyłapać.
Standardowo zapraszam do pisania, komentowania i do następnego.
Ata

Po drugiej stronie ekranu |Eleven x Dark Eleven|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz