VI. Masks.

583 48 12
                                    

LOUIS

-Nie wychodź - przygryzłem wargę. - Proszę..

-Nie jestem żadnym biednym chłopaczkiem, którego pożera depresja, żeby sobie coś robić. Jestem po prostu niezdarny.. dosyć.

-Wybacz, po prostu źle zrozumiałem - spojrzałem na niego przepraszająco. - A to oko? - uniosłem brew.

Harry prychnął pod nosem.

-Jakiś kretyn - machnął ręką. - Nie warto nawet strzępić ryja.

-Nie boli cię?

-Umówmy się, że jakoś to przeżyję - uśmiechnął się, ale nie był to w żadnym wypadku szczery uśmiech.
Nie widziałem w jego oczach żadnej choćby nawet nuty pozytywnej energii lub jednym słowem szczęścia.
Uśmiechnął się, jakby był zmuszony to zrobić. Jakby z całych sił kazał sobie to zrobić.

-Masz jakieś plany na resztę dnia? - zapytałem, chcąc zmienić temat.

Chłopak spojrzał na zegarek i westchnął.
-Póki co przeżyć to spotkanie - powiedział. Miałem jednak pewność, że chociaż tym razem powiedział coś szczerze.
Co było dosyć dobrym znakiem.

Zaśmialem się pod nosem na jego odpowiedź.
-W porządku - wzruszyłem ramionami. - Więc możesz iść - dodałem jakby od niechcenia.

-Co? - zdziwił się. - Przecież.. - zaciął się i wyglądało, jakby dokładnie analizował, co planuje powiedzieć. - Już?

-Tak - ponownie wzruszyłem ramionami. - Jeśli tego właśnie chcesz.

-A.. - chłopak oblizał usta, następnie przygryzając dolną wargę. - Okej - przybrał jedną z najbardziej znanych u niego masek. Tą obojętną, nie wyrażającą żadnych dodatkowych uczuć. - Już niech będzie, zostanę.

-Dobrze - wtedy byłem już pewien, że Harry po prostu nie chce wracać do domu.

Chłopak nie musiał mi wszystkiego mówić wprost. Po tych kilku krótkich rozmowach, które udało mi się z nim przeprowadzić oraz po patrzeniu na jego zachowanie po prostu widziałem jaka jest prawda.

I zdawałem sobie sprawę, że nie łatwo będzie zdobyć jego zaufanie do takiego stopnia, żeby pewnego dnia sam mi o tym powiedział, ale widziałem pewien postęp i wierzyłem, że pewnego dnia mi się to uda.

-A tobie.. - odkaszlnął. - W sensie jak minął dzień? - zapytał.

-Całkiem dobrze, miło, że pytasz.

-Tylko się nie przyzwyczajaj - wywrócił oczami.
Mogłem przysiąc, że dostrzegłem jak kącik jego ust drgnął w górę. Ten jednak przetarł usta, chcąc to ukryć i udało mu się. Kiedy wziął rękę ze swojej twarzy znów jedyne co widziałem to obojętność.

Mimo, że znałem go krótko, to już mogłem przyznać, że nie cierpiałem jego w takiej wersji.

***
HARRY

Przekroczyłem próg domu.
Rozejrzałem się i nie zauważyłem nikogo.
Domyśliłem się, że wszyscy po prostu wyszli. Wzruszyłem jedynie ramionami i wszedłem po schodach na piętro.
Później skierowałem się do łazienki.

Gdy spojrzałem w lustro i ujrzałem pod swoim okiem fioletowy ślad, westchnąłem.
Faktycznie nie wyglądało to aż tak nieźle, jak myślałem wcześniej.

Oparłem czoło o zimne kafelki i zacisnąłem mocno powieki. 
To był jeden z tych momentów, kiedy traciłem nad sobą kontrolę. Nie czułem niczego innego niż tego bezsensu, który wręcz mnie dusił. Nie widziałem pieprzonego sensu w tym, żeby po raz kolejny otworzyć oczy i przeżyć następny dzień.

Nie chciałem już więcej być zmuszanym przez samego siebie do udawania znudzonego i niczym nie przejmującego się gościa.

Gubiłem się w swoich maskach.
Gubiłem się w odróżnianiu, który z tych chłopaków, których staram się udawać jest prawdziwym mną.

Ja nie wiedziałem jaki jestem prawdziwy ja.

Kiedy gwałtownie otworzyłem oczy wziąłem zamach i uderzyłem ręką w lustro, w którym widziałem swoje odbicie.
Widziałem siebie jako kogoś słabego, nie miałem więcej siły, żeby wychodzić do  ludzi.
Nie miałem wystarczająco siły, by udowadniać jak okropnym jestem człowiekiem.

Lustro rozbiło się na miliony drobnych kawałeczków. Dopiero, gdy kilka z nich utkwiło w mojej zakrwawionej ręce odetchnąłem z ulgą.
Ból ogarnął mnie bardziej niż bezsens.
Uczucie beznadziei zniknęło, a na jego miejsce weszło tysiąc razy mocniejsze uczucie bólu.
Zaciskałem mocno usta, kiedy kilka pojedynczych łez spłynęło po moich policzkach.

***
-Co tu się stało?! - usłyszałem krzyk matki, dobiegający z łazienki - Matko boska Marcus, Jake nie wchodzcie do łazienki u góry - westchnęła. - Harry! - zawołała. - Harry chodź tu!

Wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz.

-Co?

-Coś ty najlep.. - zatrzymała się i podeszła bliżej mnie. - Co zrobiłeś?!

-Rozbiłem lustro, nie widzisz?

-Trzeba jechać do szpitala. Przecież masz szkło w ręce.

Przyłożyłam drugą, sprawną rękę do ust.
-O mój Boże naprawdę? - zapytałem z kpiną. - Dobrze, że mi mówisz, bo bym nie zauważył - dodałem i odwracając się na pięcie, wróciłem do swojego pokoju.

-Haroldzie Edwardzie Styles wracaj tu! Nie bądź tak uparty jak ojciec!

-Odkurw się od niego, dobra? - wyszedłem, znów stawajac z nią twarzą w twarz.

-Nie mam do ciebie siły. Jak Boga kocham nie mam do ciebie już siły.

-Nikt ci nie kazał brać mnie do siebie. Poradziłbym sobie bez twojej łaski.

-Muszę poprosić psychologa, żeby spotykał się z tobą częściej. Może on przemówi ci do rozumu..

_______________________
Nie było mnie wczoraj i przedwczoraj chyba też ;-;
Jutro dowiem się co dostałam ze sprawdzianu z matmy - będzie 1 jak nic XD MAMA MNIE POŻRE BOSZ XDDD

Ostatnio zakończyłam pisanie mojego ff 'Just help me'. Jeśli jeszcze go nie czytałeś to zapraszam😁

Od jutra startuje także z drugą częścią mojej książki o wampirach ('Differences') pod tytułem 'Unite'.
Będzie się dużo działo, dokładnie tak, jak w pierwszej części, więc nie możecie tego przegapić😂😂
Jeśli nie czytałeś pierwszej części tego opowiadania to zapraszam, a jeśli miałeś ten zaszczyt (żarcik XDD) to już jutro zapraszam na 'Unite'!

Jak sie ładnie postaram to będzie też rozdział tutaj😂
Dziękuję za przeczytanie.
Zyczcie mi życia, czy coś, bo majza ssie XD

KOCHAM!
Natalia
Ney21_❤

Sprawdzałam, więc nie powinno być dużo błędów;-;

„Only You" • larry • korekta ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz