XVI

808 35 0
                                    

Wrota za blisko siebie! Nie wytrzymałam i wparowałam do labiryntu i wypychając Newta z niego. Wrota się zamknęły. Byłam poza strefą. Purwa! Samiutka... Nie pomyłka nie samiutka, bo są jeszcze pikoleni bóldożercy tu są. Na pocieszenie uratowałam mojego przyjaciela. To jest jedyny plusik. Usłyszałam głośny dźwięk charakteryzujący głupich bóldożerców. Zaczęłam się rozglondać. Raz prawo raz lewo. Znów dźwięk. Dochodził chyba z prawej strony. Więc ruszyłam w drugą stronę. Zaczęłam biec truchtem. Dobrze że mam kilka noży i kołczan na plecach , w którym są łuki i strzały. Znów dźwięk, ale teraz był bliżej. Zaczęłam zapamietywać moją drogę, którą teraz biegnę. Byłam teraz w sektorze drugim. Zatrzymałam się wzięłam łuk na wypadek. Wszystko ucichło. Dziwne. Biegłam. Zatrzymałam się. Zobaczyłam żukolca, którymi Stwórcy nas obserwują. Pokazałam f*ka jeszczuriwi i wzięłam stałę. Naciognełam. Strzeliłam. Trafiłam w głowę. Rozpad się. Super! Teraz bóldożercy mnie na stówe mnie znajdą. Czuć tę ironię? Zaczęłam się rozglondać czy już są na moim tropie. Nic. Ruszyłam. Znowu dźwięk bóldożerców. Dochodził z przodu mnie i tyłu. Niechto szlak! Pułapka. Nie ma żadnego skrętu. Wzięłam łuk. Zaczęłam się rozglondać tam i wewte. Tylko są mury i... te długie rośliny, które dosiegały podłoża. Szybko się schowałam. Znów dźwięk. Zobaczyłam obok nóg moich przechodzących bóldożerców. Strzymałam odech. Nagle obok mojej głowy wyszły jeszcze inne. Jest chyba ich czterech patrząc z dołu. Jeszcze lepiej! Nienawidzę was stwórcy! Poszły. Od czekałam trochę czasu. Najciszej jak umiałam się podniosłam. Ruszyłam w drugą stronę. Biegnę już trochę czasu. Zatrzymałam się. Oparłam się o ścianę. Wzięłam kilka dużych oddechów. Dźwięk głośny. Przestraszyłam się. Nagle za rogu wyszedł bóldożerca. Wzięłam strzałe i pociognełam za cięciwe. Trafiłam w głowę. Nic poważnego się nie stało mu. Purwa! Bardziej się wkurzył to napewno. Szybkim biegiem pobiegłam w stronę gdzie nie było bóldożercy. Ruszył za mną. Skręt. Prawo. Prawo. Lewo. Prosto. Lewo. Lewo. Prawo. Nagle przedemną stał bóldożerca, a za mną wcześniejszy. Wzięłam do ręki nóż. Zaczęłam biec na potwora. Slizg pod nim i pociognełam wtedy nożem wzdłuż jego,, brzucha ''. Potwór zawył i upadł. Popatrzyłam na drugiego i zaczęłam biec (biec przed siebie, a nie na niego). Wiałam ile miałam sił w nogach. Aż nagle robnełam w podłoże. Boli strasznie. Potwory słyszę je. Są blisko. Z trudem szybko się podniosłam. Zaczęłam biec wolniej niż wcześniej, ale i tak szybko. Skreciłam. Zauważyłam bóldożerce za sobą. Purwa! Skreciłam. Skreciłam. Jeszcze raz skreciłam. Zaułek! Nie nie nie! Szybko się odwróciłam. Stał tam. Patrzył się na mnie. Wzięłam strzałe i zaczęłam strzelać. Nie zrobiły mu bardzo wielkiego uszczerbku, więc wyjełam nóż z pochwy. Jedyny pomysł jaki mi przyszedł do głowy żeby biec do strefy szóstej, gdzie będzie się zamykały nie długo wejście z strony strefy czwartej. Ale jest mały ploblemik... Jak do cholery mam znaleźć się za bóldożercą?!? Co tu wymyślęć? Mój mózg chyba się wyłonczył.... Zbliżał się powoludku do mnie. Ja byłam przy samym murze. Nie było żadnech plonczy. Dwa metry ode mnie. Moje serce tłukło jak szalone. Może zaraz mi wyskoczy? Mam! Wreszcie! Skończyłam w bok. Odbijając się jedną nogą od muru i londując za bóldożercą, które mnie czymś rozciął policzek w trakcie skoku. Krew leciała z mojego policzka. Szybko ją stałam i zaczęłam wdrażać mój plan znicznie w życie. Zaczęłam biec do mojego celu. On zamną biegł. Wyjął on ze swojego cielska igłę. Nie to teraz jeszcze bardziej się boję! Biegłam ile sił w nogach. Skręt. Lewo. Lewo. Prawo. Prosto. I jeszcze dwadzieścia sekretów. Zatrzymałam się i się odwróciłam. Potwór napierał wciąż przed siebie. Jeśli w ostatniej chwili skrece to potwór walnie w ścianę i pobiegnie za mną to się zmiażdzy się. Mury tuż obok mnie zaczeły się zamykać. Bóldożerca był coraz bliżej. Kilka metrów. Trzy metry. Dwa metry. Skreciłam! Monstrum walneło w ścianę i pobiegneło za mną. Ściany były coraz bliżej. Miażdżyc mnie i potwora, ale ja byłam przy końcówce ściany. Wyszłam z zamykanych ścian. On nadal się ciogał żeby mnie dopaść. Patrzyłam się naniego. Nagle ściany się zamknęły, a po potwórze zostało nic... albo zostało coś z tego dziwnego cielska na murze. Już Słońce wschodziło na niebo. Zapewnie nie długo się otworzął wrota. Ruszyłam powoludku do najbliższych wrót z którego wyszłam. Przez całą noc przebiegłam większość labiryntu. Nagle się przewruciłam...  o ploncz. Chciałam wstać, ale upadłam. Strasznie boli mnie noga. Serio ludzie!?! Ja tu pokonałam bóldożerców i przeżyłam, a jakiś ploncz mnie powala na ziemię! Znów próbowałam wstać. Nie udało się. Jak to mówią? Ymm. Do trzech razy sztuka, co nie? Znów próbowałam. Stałam już na nogach, ale musiałam się trzymać muru. Właśnie tak poszłam do wrót trzymając jedną ręką muru i jeszcze wolniej niż wcześniej.

... Po dwóch godzinach...

Jedną godzinę temu wrota się chyba otworzyły. Byłam coraz bliżej, no jasne, bo przecież nie dalej. Ten mój sarkazm. Nadal utykałam, ale już coraz mniej bolała noga. Wyłoniłam się za zakrętu i zobaczyłam to na co tyle czasu czekałam... wrota. Szłam nadal kulejąc. Szłam co raz wolniej, nie wiem dlaczego. Czułam że mam co raz mniej energii. Myślenie też bardzo bolało. Zauważyłam że kilka osób stało przed wrotami. Był tam Newt, Gally, Albi i kilka mniej znanych mi osób. Newt wyglodał tragicznie pod trzywał go Albi z jednej strony. Wyglodał jak by płakał całą noc. Ledwo przeszłam przez granicę labiryn a strefy,a Newt wyrwał się Albiemu i przytulił mnie kiedy przeszłam. Powiedział do mojego ucha :
- Bardzo cię Em przepraszam - powiedział załamanym głosem.
- Nic się nie stało - powiedziałam ledwo te słowa i zemdlałam....

Więzień Labiryntu Newt (tymczasowo zawieszone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz