[7]

2.7K 304 180
                                    

Wiązanie sznurówek zawsze szło mi jakoś miernie. Ja wiem, że to umiejetność, której uczą się przedszkolaki i tak dalej, ale nigdy tego nie umiałem. Tak, jak innym szło to raz dwa, tak ja musiałem męczyć się z tym z dobre pięć minut.

A to dużo przy tak drobnej czynności.

W końcu mi się to udało, i z trudem odetchnąłem mówiąc 'ja cię pierdolę' pod nosem.

Wziąłem torbę z ziemi i krzyknąłem 'wychodzę', mimo że w domu od piątej już nikogo nie było. Rodzice lekarze, dyżur od rana. Taka sytuacja.

Otworzyłem drzwi, zamykając je po chwili na klucz, a sam podchodząc do ogromnej bramy, do której też miałem specjalny klucz.

Uchyliłem jej wrota, na starcie przeżywając tachykardię.

- Cześć Jeon Jungkook. - natknąłem się na wesołe oczy Jimina i jego lekki uśmiech.

Nie wystraszyłem się dlatego, że wyglądał jakoś strasznie. Bardziej dlatego, że zwyczajnie się go tam wtedy nie spodziewałem.

Odskoczyłem momentalnie do tyłu, o mało co się nie przewracając, po czym ustabilizowałem się na nogach, znowu przez niego oddychając jak po triatlonie.

- Proszę cię ... - wysypałem. - ... przestań tak robić.

- Ale jak? - przechylił głowę na bok.

- Właśnie tak. Zaczajać się na mnie. - odparłem, uspokajając się już całkowicie.

Jak kiedyś zejdę na martwicę serca, to przez niego.

Spojrzałem na jego twarz, która nie tyle była smutna, co emanowała jakimś lekkim rozczarowaniem lub wytrącaniem z tej jego pozytywnej równowagi.

- No już. - pogłaskałem go po głowie. - Po prostu bardzo mnie przestraszyłeś. Nie spodziewałem się ciebie tutaj.

- Możemy razem chodzić do szkoły, a potem z niej wracać, Jeon Jungkook. - uniósł ramiona, z pełnym już uśmiechem. - Teraz, kiedy już wiem gdzie mieszkasz.

- Przecież mieszkasz po drugiej stronie miasta.

Co by nie mówić, cały ten gest był bardzo miły. Jego dom jest całkiem gdzie indziej, a on z bladego świtu przychodzi do mnie i proponuje coś takiego.

Poczułem ciepło na żołądku, ale i trochę się zaniepokoiłem. Nie wiem, czy to dobrze chodzić samotnie w jego 'stanie'.

- To żaden problem. Wstałem godzinkę wcześniej i jestem. - przymrużył oczy.

Aż godzinę? To aż tak daleko?

- A twoi rodzice nie mieli nic przeciwko? - założyłem dłonie na krzyż.

- Nie pytałem ich. - powtórzył, dalej z tym beztroskim uśmiechem na ustach.

- Jak to ich nie pytałeś?! - teraz to byłem w szoku.

Zacząłem w głowie obmyślać najgorsze scenariusze. Jak to zaraz na chatę wbije mi policja, FBI, czy co tam jeszcze i aresztują mnie pod zarzutem uprowadzenia upośledzonego chłopaka.

porozmawiajmy o jiminie                                              [jjk x pjm]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz