10.

718 42 20
                                    

Nade mną, stał sam Filip Szcześniak. Patrzył na mnie spod byka. Stres przejął moje ciało. Zaczęłam się od niego odsuwać, budząc sobie przy tym całe spodnie. Znikąd wyrosło drzewo, które mi nie pozwoliło dalej się przesuwać. Szcześniak się do mnie przybliżał, łapiąc na mnie spode łba. Nie miałam najmniejszych szans na ucieczkę. Uklęknął koło mnie, blokując obiema rękami, drogę ucieczki. Machimalnie przełknęłam ślinę. Był tak blisko, że czułam jego oddech na mojej skórze. -Co robi, taka mała dziewczynka, jak ty? - Miał zachrypnięty głos. W końcu uzmysłowiłam sobie, że to ja powinnam mieć wonty do niego, a nie on do mnie. Z całej siły do popchnęłam, czując ulgę, ale po chwili strach, gdy zrozumiałam, co właśnie zrobiłam. Wstałam szybko. Poczułam falę zdenerwowania. Chciałam na niego krzyczeć. Chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo wybuchłam. -JA MAM CI SIĘ TŁUMACZYĆ?! TY MI SIĘ LEPIEJ WYTŁUMACZ, CZEMU PRZEZ TE DWA JEBANE LATA, SIĘ DO MNIE NIE ODZYWAŁEŚ! CO?! PAN WIELKI NIE MA CZASU?! TAKI CELEBRYTA SIĘ Z NIEGO ZROBIŁ?! -Kopnęłam ziemię, cały kurz poleciał w stronę Filipa. Wzięłam pierwszą lepszą rzecz, był to patyk. Rzuciłam w niego tym patykiem ,całym Impetem. Fifi zdążył zasłonić się ręką, bo inaczej miałby ten patyk w oku. Ten kawałek drewna, zranił go w rękę.  Z rany zaczęła kapać krew. Był w szoku. Zupełnie nie wiedział, co się właśnie stało. Ja kopałam wszystko co popadnie. Wszystko co mnie przytłaczało, zaczęło ze mnie wypływać. Nie zauważyłam kiedy on wstał. Podszedł do mnie od tyłu i zamknął mnie w mocnym uścisku. Po kilku minutach bezsensownej próbie ucieczki, z rezygnacją, opadłam z sił i wisiałam, jakby mnie puścił to bym poleciała z hukiem.
Wisiałam tak przez dobre kilkanaście minut. On tylko cicho mruczył. Uspokajało mnie to. -Już będziesz spokojna? -Jego spokojny, aczkolwiek stanowczy głos, mnie przerażał. Kiwnęłam szybko głową. On to zauważył i mnie puścił, ale tak żebym nie poleciała na dół. Przy nim zawsze tracę tą pewność siebie, wtedy tracę panowanie nad ciałem. Poczułam nieprzyjemne uczucie w brzuchu, jakby mój brzuch, stał się pusty. Przewracałam nogę, za nogę. Wyglądałam jak burak, głupio postąpiłam. -Przepraszam, że przez te dwa lata cię unikałem, ja.. Ja naprawdę.. E.. Znaczy, ten.. No wiesz.. Lubię cię i ten, eh... Chciałem.. Mogłem, ale.. Znaczy nie mogłem.. Coś.. Zależy mi na Tobie..  Bo...Wiesz.. Ja cię bardzo dobrze znam, często się śledze.. -Wystraszony wtrącił. -Nie to, że cię śledze, eeee... Nie o t-to m-i chodziło. -Zaczął się jąkać. Wyglądało to uroczo. To dłuższej chwili, wziął głęboki oddech. -Jagoda.. Ja.... Ja.. Cię koo... Lubię bardzo, przepraszam, obiecuję, że będziemy więcej spędzać ze sobą czasu, jeśli oczywiście tego chcesz. -Poczułam ulgę. Uśmiechnęłam się szczerze, a on to odwzajemnił. -Okey. -Zaśmiałam się, klasnęłam w ręce. -Tylko czemu chodzisz sam, po Lesie? -Zmieniłam ton, patrząc się na niego uważnie. Robił jakieś dziwne ruchy. -Lubię być sam, zdala od szumu wokół mojej osoby. Chcesz wrócić? Robi się późno, mogę cię odprowadzić. -Czekał na moją odpowiedź. Ciągle była wyczuwalna lekka nuta strachu w niego. -Chcę wrócić sama, przepraszam. Muszę już iść, pa! -Szybko pobiegłam, zostawiając go w osłupieniu. Pobiegłam w głąb lasu. Po dłuższej szemraninie, zauważyłam mój dom. Tyle myśli mnie zamęczało. Filip jest naprawdę dziwną osobą, niby taką zimną, a jednak, coś mnie ciągnie do niego...

Brak sił | Taco Hemingway Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz