Mask 24

595 122 69
                                        

Nie była to pora obiadu, co mogło znaczyć tylko tyle, że mają kłopoty.

Jungwoo nadal nie był gotowy na spojrzenie w twarz mężczyźnie, bał się że może zrobić coś za co będzie musiał zapłacić Donghyuck.

- Wszystko będzie dobrze. - Szeptał do niego drugi chłopak obejmując go ramieniem.

Weszli do pomieszczenia gdzie na wysokim fotelu siedział Gao. Zanim przybrał na twarz swoją błazeńską maskę, Jungwoo zobaczył jak jego czoło się marszczy, a w spojrzeniu jest coś niepokojącego, tak jakby nie wszystko poszło po jego myśli. Jednak kiedy tylko ich zobaczył uśmiechnął się i gestem wskazał dwa krzesła przed sobą. Chłopacy usiedli, a Donghyuck cały czas ściskał dłoń Jungwoo.

- Jak się czujecie moi goście? - Zapytał krzyżując nogi i mierząc każdego z nich spojrzeniem.

- Dobrze Panie Gao. - Odpowiedział Donghyuck unosząc wojowniczo podbródek w górę. Jungwoo zrozumiał, że Donghyuck zawsze zginał kark i podlizywał się mężczyźnie, bo bał się że ten może zrobić krzywdę Markowi, jednak teraz go tu nie było.

- Cieszy mnie to. Jak twoja twarz Jungwoo?

Palce chłopaka powędrowały do policzka, a jego oczy zapałały nienawiścią, kiedy spojrzał na Gao.

- Och daj spokój. - Machnął ręką, a w jego spojrzeniu pojawiły się iskierki rozbawienia. - Nie masz się o co gniewać. Linia jest czysta i płytka, nawet nie trzeba było szyć. Nie dotknąłem kącika oka, ani ust, więc twoja buźka nadal będzie śliczna. Jeszcze polubisz tę szramę na policzku.

Donghyuck mocniej ścisnął dłoń Jungwoo, jakby sam siebie próbował powstrzymać.

- Hyuck. - Gao specjalnie zwrócił się do chłopaka zdrobnieniem, które używał Mark. - Czy nasz mały Jungwoo opowiadał ci jak było na wycieczce?

- Nie panie Gao. - Pokręcił głową, zerkając na blondyna, sprawdzając jego reakcję.

- Było naprawdę wybornie. - Gao klasnął w ręce. - Poznaliśmy naszego kotka. Jak on to miał na imię? Lucas prawda?

Jungwoo zadrżał, chciał wstać i rzucić się na mężczyznę, żeby zedrzeć mu z ust imię swojego ukochanego.

- Tak, przyprowadził też przyjaciół i razem łowiliśmy ryby. - Sam zaśmiał się ze swojego żartu. - Oj chyba nie masz mi tego za złe Jungwoo? Pozwoliłem mu wziąć cię w ramiona, to nie moja wina, że cię puścił.

- Przestań! - Jungwoo wstał zaciskając pięści, był gotów bronić swojego uczucia, jedynej cząstki po Lucasie jak mu została.

- Proszę, panie Gao. - Donghyuck również wstał. - Jungwoo jest zmęczony.

- Jaka szkoda. - Rzucił beztrosko. - Dobrze w takim razie wykonajcie dla mnie jedną piosenkę, a później możecie iść spać.

Donghyuck chwycił blondyna za rękę i poprowadził go do pianina stojącego pod ścianą.

- Zróbmy to i nie będziemy musieli go oglądać. - Szepnął nachylając się nad Jungwoo, który usiadł i położył bezwładnie ręce na klawiszach. Nie miał ochoty grać dla tego człowieka, nie chciał mu dawać nic od siebie, a już na pewno nie swojej muzyki, ale Donghyuck miał rację, czym szybciej zniknie im z oczu, tym lepiej.

Wziął głębszy oddech i zamknął oczy przypominając sobie twarz Lucasa, jego oczy i czuły dotyk. Zaczął grać, a Donghyuck stojący koło niego śpiewał. Kiedy zamknął oczy, był tylko on i muzyka, jego palce płynęły po klawiszach w euforii, że mogą zrobić coś znajomego, coś kojarzącego się z domem. Marzył, żeby przenieść się do małego mieszkanka na dachu, gdzie w każdym kącie stały bonsai, herbata była tylko liściasta, a na starej kanapie siedział on - jego miłość, jego szczęście.

Nagle drzwi się otworzyły, a głos Donghyuck uwiązł w gardle.

Jungwoo przestał grać i otworzył oczy. Na drewnianej podłodze klęczał Mark, a raczej to co z niego zostało.

Jego oko było prawie niewidoczne przez spuchnięty siniec, a z ust kapała mu krew na podłogę. Na jego skórze nie było miejsca, które wyglądałoby zdrowo, wszędzie była krew i siniaki.

Mark spróbował podnieść głowę, ale jego drżące ramiona odmówiły posłuszeństwa i przewrócił się na bok.

- Poprosiłem, żeby Mark do nas dołączył jak skończy rozmawiać ze Spyke'm, wiedziałem że się ucieszysz Donghyuck. - Powiedział Gao, a na jego ustach widniał parszywy uśmiech. Chłopak jednak wcale na niego nie patrzył. Jak w transie podszedł do Marka i upadł koło niego na podłogę, a odgłos jego kolan zderzających się z podłogą rozniósł się po pomieszczeniu. Donghyuck wyciągnął dłoń, ale cofnął ją jakby bał się, że może sprawić chłopakowi ból.

- Mark. - Szepnął.

Chłopak otworzył oko, które nie był zapuchnięte i najpierw rozglądał się jakby szukając skąd dochodzi głos, a później wygiął w uśmiechu rozbitą wargę.

- Hyuck... Nic ci nie zrobił?

- Nie. - Szepnął, ale słychać było że gula w gardle utrudnia mu mówienie.

- Kocham cię. - Powiedział Mark wyciągając drżącą, poobijaną dłoń w stronę twarzy Donghyucka. Młodszy nachylił się i Mark dotknął jego policzka.

- Ja też cię kocham Mark. - Powiedział, a z oczu popłynęły mu łzy.

Jungwoo nie mógł dłużej na to patrzeć. Ból Donghyucka, który był zmuszony do patrzenia na cierpienie osoby, którą kochał był porównywalny od fizycznego bólu zmasakrowanego Marka.

- Dlaczego? - Zapytał czując jak rodzi się w nim złość. - Powiedziałeś, że puścisz go wolno.

Gao spojrzał lekko zaskoczony na Jungwoo, jakby niechętnie odwracał wzrok od przedstawienia, które się przed nim rozgrywało.

- Jego ojciec nie wywiązał się z zadania, musiałem wyciągnąć konsekwencję. - Powiedział rzeczowym tonem.

- Jesteś potworem. - Jungwoo znów spojrzał na parę. Donghyuck klęczał nad Markiem i składał delikatne pocałunki na całej jego twarzy, jakby mogły one wyleczyć chłopaka i uśmierzyć jego ból.

- Dobrze, że o tym wspominasz. - Gao znów zwrócił na siebie jego uwagę. - To dla ciebie.

Oczy Jungwoo się powiększyły, kiedy zobaczył co mężczyzna trzyma w ręce.

Był to łańcuch przymocowany do fotela Gao, a na jego końcu wisiała metalowa obręcz.

*

Lucas czuł spokój w sobie, nie wiedział skąd znajdował tę siłę, ale teraz wiedział co trzeba zrobić.

- Tutaj są maszyny i taśmy produkcyjne. - Powiedział pochylając się nad planami, które Tenowi udało się wynieść z dojo, zanim policja je otoczyła.

- A w tym budynku znajdowały się biura, to tutaj siedzi Gao. - Powiedział jego przyjaciel wskazując drugi budynek.

- Yuta, czy masz tyle materiałów wybuchowych? - Zapytał patrząc na chłopaka.

- Z tym nie będzie problemu. - Powiedział patrząc na Lucasa. - Ale bez Kuna i Winwina nie mamy szans w walce przeciwko...

- Nie proszę was o walkę. - Przerwał mu Lucas.

- Ale jak to? - Ten podniósł energicznie głowę. - Obiecałem, że pomogę ci uwolnić Jungwoo...

- Rozniecicie ogień tutaj. - Powiedział wskazując halę produkcyjną. - Część ludzi Gao pobiegnie odciąć ogień od głównego budynku, wtedy wy się schowacie.

- A ty?

- Dzięki temu będę miał wolną drogę do piwnic. Pójdę tam i uwolnię zakładników.

- A jeśli zginiesz?

- Nie zginę. Nie mogę zginąć dopóki nie uratuję Jungwoo. 

cnd

MASK (Luwoo, Markhyuck)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz