- Musisz jeść. - Powiedział Mark siedząc naprzeciwko Jungwoo.
- Bo jestem własnością Gao i stracę na wartości jeśli będę się głodził? - Pogrzebał niechętnie pałeczkami w misce z ryżem.
- Nie. - Głos Marka był stanowczy i Jungwoo musiał na niego spojrzeć. - Bo jesteś naszym przyjacielem i nie pozwolimy, żebyś robił sobie krzywdę. Wystarczy, że inni nas ranią. My musimy się wspierać.
Jungwoo otworzył szeroko oczy, słowo „przyjaciel" uderzyło w niego.
- Rany szybciej się goją, kiedy dobrze się odżywiasz. - Dodał po chwili Mark, przypisując zdziwienie Jungwoo niewiedzy.
- Jaki to ma sens Mark? - Zapytał w końcu, ale przedtem włożył sobie do ust jedzenie.
- To nie ma sensu Jungwoo. - Pokiwał głową zgadzając się. - Ale mamy tylko siebie, więc nadajmy chociaż temu jakiś sens.
*
Stanęli przed wysokim murem posesji. Według Winwina i jego obserwacji w czasie posiłków straż była najmniejsza i najmniej ostrożna. Czkali tylko na zmianę. Kun wdrapał się po murze i śledził wzrokiem jakieś punkty, których oni jeszcze nie widzieli.
- Jesteście gotowi? - Zapytał Winwin, ale nie było czasu na odpowiedź, bo przeciągły gwizd Kuna, kazał im zająć pozycje, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to przez kilka minut między zmianami, będą mieli wolny teren.
- Idę po ciebie Jungwoo. - Szepnął Lucas i wziął rozpęd, żeby wskoczyć na mur. Po drugiej stronie spotkali tylko psy, szczerzące na nich zęby, ale i na to byli przygotowani.
Ten od kilku miesięcy chodził je po kryjomu karmić i teraz kiedy staną przed bandą agresywnych dobermanów, one położyły uszy po sobie i podeszły do niego , szturchając nosami, jakby sprawdzały czy ma dla nich jedzenie. Ten wyciągnął kilka kawałków surowego mięsa w których ukrył tabletki nasenne i rzucił je psom. Już po kilku chwilach czworonogi wyglądały na otępiałe.
Bez problemu weszli do budynku, tutaj mieli się rozdzielić. Lucas wyciągnął katanę, wiedział że jak zejdzie schodami w dół, spotka uzbrojonych ludzi Gao i będzie musiał zrobić im krzywdę, obiecał sobie, że nigdy już tego nie zrobi, ale teraz musiał złamać tę przysięgę, dla Jungwoo.
- Lucas. - Zatrzymał go głos Tena. - Uważaj na siebie.
- Ty też. - Skinął mu głowa i zbiegł schodami w dół.
*
Najpierw usłyszeli odgłosy biegnących ludzi, a chwilę później krzyki. Mark podszedł do Donghyucka i objął go ramieniem, następnie chwycił Jungwoo i pociągnął za sobą. Stanął w rogu pokoju, między łóżkami i wyciągnął spod jednego długi gwóźdź.
- Stańcie za mną. - Powiedział.
- Mark. - Donghyuck złapał jego twarz w dłonie. - Proszę uważaj. - Szepnął i pocałował go.
Cała trójka stała i wpatrywała się w drzwi, za którym działo się coś złego, nie wiedzieli czego się spodziewać, ale napięcie prawie rozrywało ich ciała. Mark zaciął usta, mocno ściskając w dłoni gwóźdź.
cdn
__________
Jezu przepraszam za ten shitowy rozdział, ale cały dzień boli mnie głowa, nienawidzę światła i dźwięku. Masakra.
Ale bez wymówek.
Przepraszam.
Postaram się, żeby następny był lepszy.
Całusy Nana Xx
CZYTASZ
MASK (Luwoo, Markhyuck)
AcciónKiedy źli ludzie porywają Jungwoo - jedyną osobę, która jest ważna w życiu Lucasa, chłopak musi wziąć sprawy w swoje ręce i chwycić za broń, budząc demony swojej przeszłości. UWAGA: ANGST, BRUTALNE SCENY, KREW, ŚMIERĆ, +18 Za piękną okładkę dziękuj...