Mask 20

619 125 25
                                    

Lucas pokazywał właśnie Tenowi kilka sztuczek, które może zastosować jeśli ktoś wytrąci mu broń z ręki, kiedy do dojo wbiegł mały chłopiec. Winwin wstał spod ściany i podszedł do malucha, który był zaaferowany, a jego oddech urywał się po biegu. Jąkał się stojąc przed Winwinem i co chwila mu się kłaniał.

- To jest Sammy. - Powiedział Ten ścierając pot z czoła. - Jest w grupie dzieciaków, którą Winwin uczy.

Lucas podparł się pod boki patrząc na splątanego dzieciaka i cierpliwie słuchającego Winwina. W końcu starszy wyprostował się i powiedział do Sammy'ego.

- Idź prosto do domu i nie wychodź stamtąd. Nie mów też nikomu co zobaczyłeś.

Mały ukłonił się po raz setny i wybiegł z dojo, prawie zapominając o swoich butach, które ściągnął przed wejściem.

- Co się stało? - Zapytał Ten.

- To Gao. - Powiedział Winwin zaciskając szczęki. - Dzwoń po Kuna i Yutę, musimy iść.

*

Jungwoo został wyszarpnięty z samochodu i poczuł w nozdrzach świeże powietrze. Od kilku dni nie wychodził z piwnicy i naprawdę zatęsknił za tym zapachem. Ktoś zdarł mu worek z głowy i ostre słoneczne światło zaatakowało jego oczy.

Rozejrzał się dookoła, żeby zorientować się gdzie jest. Po lewej znajdował się budynek, wyglądał jak opuszczona fabryka i był otoczony wysokim murem i siatką, po prawej i przed nim rozciągały się różne zbiorniki wody. Niektóre były połączone i woda przepływała z jednego do drugiego małym wodospadem, a inne były puste i wyschnięte. Jungwoo przypomniał sobie, że jak pierwszy raz przywieźli go do siedziby Gao to słyszał rzekę, teraz już wiedział, że szelest wody wcale nie był rzeką, a przelewającą się ze zbiornika do zbiornika wodą.

Spojrzał jeszcze raz na budynek fabryki, a raczej kompleks kilku budynków. Czy to właśnie tam więził ich Gao? Łysy mężczyzna popchnął go w stronę metalowego stołu od piły kołówki, który był czerwony od rdzy. Jungwoo szedł posłusznie, kątem oka obserwując chodzących w tą i z powrotem ludzi Gao, było ich dużo i wyglądali jakby się do czegoś przygotowywali. Ale do czego był im potrzebny Jungwoo? 

- Oddychaj świeżym powietrzem, póki jeszcze możesz mały Jungwoo. - Uśmiechnął się do niego Gao, kiedy podeszli do stołu.

- Czemu tu jestem? - Zapytał próbując nie patrzeć na mężczyznę.

- Będziemy łowić ryby. - Gao pokazał ręką teren. Między stawami były wąskie drewniane kładki i wały ziemi, na brzegu leżały stare sieci i inne pordzewiałe narzędzia. Były też dwa wysięgniki, wyglądały trochę  jak większe wózki widłowe, ale miały długie ramię, które wisiało nad środkiem stawu, kiedyś zapewne służyły do wyciągania sieci.

- W tych stawach są zwierzęta? - Zapytał patrząc na mętną wodę.

- Nie będą nam potrzebne. - Mężczyzna złapał go za podbródek i skierował jego twarz w swoją stronę uśmiechając się przy tym z błyskiem ekscytacji w oku.

*

Lucas biegł zaraz koło Winwina słysząc że Ten, Yuta i Kun depczą mu po piętach. Każdy z nich miał założoną swoją maskę, a ludzie obracali się za nimi, kiedy przesmykiwali się wąskimi uliczkami, gdy było to możliwe wspinali się na budynki i skacząc z jednego na drugi, biegli po płaskich dachach, nie zwracając niczyjej uwagi.

Mały Sammy powiedział, że Gao i jego ludzie są koło starych stawów rybnych i mają ze sobą jakiegoś związanego chłopaka. Lucas nie łudził się, wiedział że związanym chłopakiem jest Jungwoo. 

Biegli prosto w zasadzkę, ale nie mieli innego wyboru.

Lucas czuł jak jego skóra ciągnie się pod szwami, miał tylko nadzieję że nie zacznie krwawić. Gao czekał na nich czy nie, Lucas wróci dziś do domu z Jungwoo.

Wybiegli poza teren zabudowany i Winwwin w swojej masce jelenia spojrzał na towarzyszy, jakby dawał im ostatnie nieme wskazówki przed bitwą. Tym razem wszyscy wyglądali na dużo pewniejszych siebie niż za pierwszym razem.

Dobiegli do siatki i bez problemu wspięli się po niej na drugą stronę. Podbiegli do stawów, rozglądając się gdzie jest Gao i jego ludzie. Wtedy usłyszeli dźwięk silnika i Lucas zamarł.

*

Jungwoo próbował krzyczeć lub wyrwać się, kiedy tylko na teren fabryki wbiegli wojownicy ubrani w maski, ale jego usta były zakneblowane, a jego kostki i nadgarstki oplecione stalową linką, która wpijała się boleśnie w skórę. Kolejny zwój oplatał go od pasa w górę, ściskając boleśnie jego klatkę piersiową, nie pozwalając na wzięcie głębszego oddechu.

Zobaczył białą maskę tygrysa i nie musiał zgadywać kto jest pod spodem, nawet z tej odległości widział płonące, czarne spojrzenie. Kiedy Lucas go zobaczył sięgnął ręką za plecy i dobył lśniącego w świetle słonecznym miecza. Jungwoo rozpaczliwie próbował mu powiedzieć, żeby uciekał, że to zasadzka, ale ludzie Gao już zdążyli wyjść z ukrycia i ruszyć na wojowników.

Związany Jungwoo wisiał wysoko nad wodą, powieszony na haku od wciągnika, a metalowa lina wydawała się za chwilę przeciąć go na pół. Widział jak drużyna wojowników w maskach rozdziela się i każdy walczy w innej części. Maska przypominająca uśmiech Jokera cofała się po drewnianym mostku, kiedy dwóch ludzi Gao na nią napierało. Czaszka jelenia krzyczała coś do Lucasa, ale on namierzył już swój cel. Jungwoo widział jak biegnie wąskim pasem ziemi prosto do maszyny, którą obsługiwał łysy Spyke, to na jej wysięgniku wisiał.

Widział jak Lucas tnie mieczem, obracając się i kucając jednocześnie, unikając ciosów. Walczył z pięcioma wojownikami, ale z każdą chwilą jego przewaga się zwiększała. Ostrze noża jednego z mężczyzn dosięgnęło jego ramienia, ale Lucas zdawał się tego nie poczuć. Jego ruchy przypomniały bardziej zwierzę niż człowieka, był niesamowicie szybki i prawie bezszelestny, zupełnie jak kot.

Kiedy trzeci mężczyzna padł na ziemię trzymając się za twarz, a spomiędzy jego dłoni kapała krew, Jungwoo spojrzał na Gao, który stał po drugiej stronie z założonymi na piersi rękami. Obserwował wszystko z nieodgadnioną miną, kiedy ich spojrzenia się spotkały pomachał do Jungwoo i uśmiechnął się, a wtedy chłopak poczuł szarpnięcie w żołądku. Spojrzał w dół i zobaczył, że tafla wody niebezpiecznie się zbliża. Zaklejone usta nie pozwalały mu nabrać dużo powietrza w płuca. Ostatni raz spróbował uwolnić się od liny, chociaż wiedział, że nie ma to sensu.

Zacisnął powieki, kiedy jego głowa znalazła się pod wodą. Staw nie był głęboki, gdyby stał woda sięgałaby mu do pasa lub trochę wyżej. Jednak teraz był związany i leżał na dnie.

 Otworzył oczy i spróbował się poruszyć, żeby tylko wynurzyć głowę ponad powierzchnię. Od świata nad wodą dzieliło go kilkanaście centymetrów, było to jak kpina, widział nad sobą promienie słońca, ale nie mógł dosięgnąć. 

Zaczął się szarpać coraz mocniej, zostało mu zaledwie kilka sekund zanim woda wleje mu się do płuc i się utopi. Dookoła była grobowa cisza, chociaż gdzieś nad nim toczyły się śmiertelne walki.

On sam przestawał już walczyć, jego ciało wiotczało. 

cdn

MASK (Luwoo, Markhyuck)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz