Mask 30

573 122 104
                                    



Mark stał na skrzyżowaniu, opierając się plecami o mur z czerwonej cegły. Spod jego czarnej czapki wydostały się kosmyki włosów, a rękawy dżinsowej kurtki były niechlujnie rozpięte. Bawił się gałązką czerwonej róży i zerkał na telefon.

- Robisz to specjalnie, prawda?

Usłyszał znajomy głos i nie mógł pohamować uśmiechu. Uniósł głowę, żeby spotkać bursztynowe spojrzenie swojego chłopaka.

- Nie wiem o czym mówisz. – Powiedział odsuwając się od ściany i zrobił trzy kroki w jego stronę.

- Lubisz wyglądać jak bezdomny? – Donghyuck wywrócił teatralnie oczami, ale uśmiechnął się kiedy Mark się zbliżył.

- Lubię kiedy ty nazywasz mnie bezdomnym. – Wypalił Mark. Oczy obu powiększyły się, a później obaj wybuchnęli śmiechem.

- Cześć kochanie. – Donghyuck wspiął się delikatnie na palce, żeby pocałować Marka w policzek.

- Znów się spóźniłeś. – Mruknął, żeby ukryć jak rozczulający był dla niego ten drobny gest. 

- Co to? – Zapytał Donghyuck wskazując kwiat w dłoni Marka.

- Przez przypadek kupiłem ci różę. – Powiedział wręczając ją chłopakowi.

- Co to znaczy przez przypadek? – Zaśmiał się zanurzając nos w aksamitnie czerwonych płatkach. - Dziękuję. 

- Chodźmy już. – Westchnął, chwytając Donghyucka za rękę, bo czuł jak jego policzki robią się gorące. Szli dość szybkim krokiem, omijając zatłoczone chodniki, przeszli przez Main Park, aż dotarli do Zielonego Zakątka. 

Mark zawsze uważał, że jest to dość dziwna nazwa dla cmentarza. Weszli z Donghyuckiem przez główną bramę. Prócz połaci nienaturalnie wyglądającej trawy, nie było tu nic zielonego. 

Cmentarz nie był stary, więc nie miał atmosfery zadumy, ani powiewu historii. Bardzo łatwo było przechodzić obojętnie koło następnych białych tablic ustawionych w równych rządkach. O tej godzinie kręciło się tutaj kilkoro ludzi. 

W końcu stanęli przed nagrobkiem do którego zmierzali.

RIP
Kim Jungwoo i Lucas

Lucas nie miał rodziny, jego jedynym przyjacielem był Ten, który powiedział, że kiedy Lucas w końcu odzyskał Jungwoo, to wolałby nigdy się z nim nie rozstawać. "Lucas" nie było nawet jego prawdziwym imieniem, ale pod takim znali go przyjaciele. Mark dotknął białego kamienia i cały czas ściskając dłoń Donghyucka powiedział.

- Dziękuję wam. Dziękuję Jungwoo, że kiedy najbardziej cię potrzebowaliśmy, byłeś dla nas przyjacielem. Dziękuję ci Lucas, że dzięki tobie Donghyuck wydostał się z łap tego...

Zawahał się, nie chciał wymawiać tutaj tego imienia. 

Mijały właśnie dwa lata odkąd ostatni raz widział Gao, ale wspomnienia pozostawały żywe. Kiedy Lucas pomógł im się wydostać, Donghyuck skierował ich kroki prosto w stronę policji. Kiedy ojciec Marka zamknął ich w radiowozie i upewnił się że są bezpieczni, wysłał swoich ludzi po Gao, jednak wybuch pożaru uniemożliwił policjantom dostanie się tam. Kiedy po kilku godzinach strażakom udało się ugasić ogień, z obu budynków prawie nic nie zostało. Wszystko spaliło się doszczętnie razem z będącymi tam ludźmi. 

- Dziękuję ci Lucas, że uwolniłeś nas od tego koszmaru. Dziękuję ci Jungwoo i bardzo za tobą tęsknię. – Powiedział Donghyuck przykładając palce do ust, a później do wygrawerowanych napisów.

Mark spojrzał na niego z uczuciem, po czym wziął jego dłoń i przyłożył ją sobie do ust. Było to jego małym zwyczajem, że zawsze całował bliznę na grzbiecie i wnętrzu ręki drugiego chłopaka.

 Zawsze też ściskał tę dłoń, a kiedy Donghyuck się uczył lub oglądali film masował ją w swoich palcach i bawił się rysując na niej różne niewidzialne wzory. Tak jak powiedział lekarz, Donghyuck odczuwał lekką sztywność w dłoni i chociaż chodził na rehabilitację, cały czas miał problem z wykonywaniem precyzyjnych czynności.

- Dziękuję, że tu jesteś Hyuck.

Donghyuck uśmiechnął się wstając.

- Nie jesteśmy tu, żebyś mi dziękował.

Mark wstał i objął chłopaka ramionami w pasie. Donghyuck uśmiechnął się zaplatając mu ręce na szyi, w palcach cały czas trzymając czerwoną różę.

- Kocham cię. – Szepnął Mark, a później połączył ich usta w pocałunku.

Wiedział jak bardzo oburzający dla innych musi być widok nastolatków całujących się na cmentarzu, ale wiedział, że Jungwoo i Lucas nie mieliby nić przeciwko, poza tym on i Donghyuck nie byli zwykłymi nastolatkami, przeszli razem przez tyle cierpienia, że czuł się w obowiązku ponaginać kilka zasad.

- Też cię kocham. – Donghyuck uśmiechnął się chowając twarz w jego ramieniu. Stali tak przez chwilę, aż w końcu pożegnali się z przyjaciółmi i poszli do wyjścia. Mieli dziś zaplanowaną długą randkę, więc musieli się spieszyć.

Wychodząc zobaczyli chudego, łysiejącego mężczyznę w szarym płaszczu, który szedł szybkim krokiem z przeciwnego kierunku. Skinęli mu głowami, kiedy ich mijał, ale on nawet ich nie zauważył. Ojciec Jungwoo napisał w końcu swój artykuł. Wydrukowały go największe dzienniki w York Nowie, jego nazwisko stało się sławne, jako tego który zdemaskował mafię w Japantown.

- Przychodzi tutaj codziennie. – Powiedział Donghyuck, kiedy opuścili teren cmentarza.

- Taa... - Mark tylko skinął głową.

- Nie uważasz, że powinniśmy mu powiedzieć?

- Ta decyzja nie należy do nas. – Przerwał mu Mark, znów chwytając go za rękę.

cdn

___________
Szczęśliwe Markhyucki, fajnie prawda? 

Całusy 
Nana Xx 

MASK (Luwoo, Markhyuck)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz