Część 7

28 1 0
                                    

- Kłopoty Aronie? – odwróciłem się i zacisnąłem pięści.

- Ty! To wszystko twoja wina!

- Dlaczego mnie oskarżasz? Co ja takiego zrobiłem?

- Pojawiłeś się w moim życiu! Ciągle mi mieszasz w głowie! A teraz wyrzucili mnie z domu, bo ojciec nie może mnie nawet dotknąć palcem! – patrzyłem na siedzącego na ziemi anioła. Gdyby mój wzrok mógł go zabić to teraz leżałby martwy.

- Uratowałem ci życie, gdy byłeś malutki. Podzieliłem się z tobą własną krwią. Nauczyłem cię cieszyć się światem. Czemu jesteś na mnie zły? – Gabriel wstał z ziemi i wyciągnął dłoń w moim kierunku.

- Niszczysz moje życie! Gdyby cię nie było to...

- Nie poznałbyś Uriela – dokończył zdanie za mnie, a ja poczułem uścisk w sercu. Przed oczami stanęła mi jego zrozpaczona twarz, gdy go odtrąciłem.

- Po co go przysłałeś?! – zamrugałem i dotknąłem policzka. Łzy?

- Bo chcę byś stał się dobry. Chcę byś był jednym z nas. Uriel cię kocha...

- Uriel kocha wszystkich – przerwałem mu i okryłem się mocniej szlafrokiem. Z pomocą swych mocy nikt inny poza Gabrielem mnie nie widział.

- Ale nie tak jak ciebie. Jesteście dla siebie stworzeni. Nawet Michał wyleczył twe rany by Uriel nie płakał, że jest bezsilny.

- Michał? – spytałem zaskoczony – anioł by mnie zabił, jestem...

- Płynie w tobie moja krew Aronie. Uzdrowicielski dotyk anioła cię nie zabije. Leczenie będzie okropnie bolało, jakby ktoś chciał cię spalić, ale nie uśmierci. – Gabriel zbliżył się do mnie, a ja nie miałem nawet siły go odtrącać. Objął mnie ramionami i nakrył swoimi skrzydłami. Poczułem jak unosimy się do góry. Zamknąłem oczy i przyłożyłem głowę do torsu Gabriela.

- Chcę wrócić do domu – mruknąłem nie będąc do końca pewnym czy naprawdę właśnie tego pragnę.

- Zabiorę cię do Uriela, pomieszkacie razem – w głosie Gabriela słyszałem nutkę rozbawienia.

- Nie chcę do niego iść... Zabierz mnie gdzie indziej – zbulwersowałem się – skoro już tu jesteś to się na coś przydaj – prychnąłem cicho i dźgnąłem go palcem między żebra.

- Albo Uriel, albo zrzucę cię tutaj – spojrzałem w dół i westchnąłem cierpiętniczo. Pod nami rozpościerało się jakieś jezioro, do tego kompletnie nie wiedziałem gdzie jesteśmy.

- Uriel – szepnąłem zrezygnowany. Jak mam mu spojrzeć w oczy? I czemu w ogóle mnie to martwi?! Nigdy nie przejmowałem się takimi rzeczami a teraz? Co jest ze mną nie tak? Miałem obserwować ludzi... Uczyć się od nich różnego rodzaju zachowań, ale nie wprowadzać ich we własne życie!

- Jesteśmy na miejscu – postawił mnie na ziemi i przyjął ludzką formę. Spojrzałem na niego i otworzyłem usta.

- To ty wtedy byłeś u niego! A ten drugi, to kto?! – zdenerwowałem się, bo to przez nich nie mogłem zbliżyć się do Uriela tamtej nocy

- Rafael – zaśmiał się blondwłosy – czułem, że tam jesteś i kazałem mu zostać dłużej. Było do przewidzenia, że zrezygnujesz z nudów.

- Nienawidzę cię – prychnąłem i wszedłem do domu Uriela. Oczywiście nikt mnie nie widział. Schowałem się w jego pokoju i czekałem, aż wróci. Dobrze, że ojciec nie mógł odebrać mi mocy.

[Uriel]

Nie ma go... Odszedł i już nie wróci... Dlaczego miłość musi również sprawiać ból? Tęsknię za nim. Chciałbym go zobaczyć.

Angel LoveWhere stories live. Discover now