Część 16

17 1 0
                                    

Gdy zostaliśmy sami, bo Gabriel stwierdził, że wraca do siebie, zacząłem obmyślać nowy plan na stracie z ojcem. Skoro był zakochany w Gabrielu, to mógłbym to jakoś wykorzystać. Problem polega na tym, że nie wiem jak...
- Nie mieszaj go w to... Nie chcę by bardziej cierpiał... – głos Uriela wybudził mnie z transu w jaki wpadłem.
- I tak nie wiem jak... Może tylko wspomnę mu o tym? Chcę znać jego reakcję...
- Chcesz sprawdzić czy on kocha Gabriela? Przecież on tego nie potrafi – Uriel od razu się zainteresował tym pomysłem.
- No to trzeba mu przypomnieć jak to jest. Myślę, że wpadnę dzisiaj na kolację... Zaraz która jest w ogóle godzina? – spytałem, gdyż okna były zasłonięte.
- Szesnasta. Dość długo spałeś jeśli o tym mowa – na twarzy anioła pojawił się zadziorny uśmieszek. Wstał z parapetu i podszedł do mnie. – Myślę, że odzyskałeś już siły.
- Jesteś niewyżyty... Wiesz, że jesteś gorszy ode mnie, a to podobno ja jestem diabłem – mruknąłem cicho i spojrzałem w błękitne oczy anioła. Niemal natychmiast w nich utonąłem.
- To źle, że cię kocham? – spytał głosem przesiąkniętym erotyzmem. I jak ja mam myśleć racjonalnie w takiej sytuacji?!
- Bardzo źle, wręcz tragicznie – ten głos... Cholera...
- Lucyfer... Podsłuchujesz tak samo jak Gabriel – mruknął Uriel i schował mnie za siebie. Serio? Będzie za mojego ochroniarza robić? Chciałem się wychylić, ale jego skrzydła mi na to nie pozwoliły.
- Gabriel... ten zakichany aniołeczek sprawia mi masę problemów. – westchnął teatralnie władca piekieł.
- To ty sprawiasz problemy jemu zazdrosny palancie – burknąłem zdenerwowany – Uriel, no wypuść mnie – dodałem szeptem, próbując rozsunąć jego skrzydła. Cholera z czego one są... Ze stali czy jak? Nawet nie drgną!
- Przegrałeś i teraz się chowasz? – prychnął Lucyfer, a we mnie aż się zagotowało. Uriel zacisnął skrzydła mocniej przez co musiałem przytulić się do jego pleców. Normalnie by mi to nie przeszkadzało, ale jesteśmy w piekle! To ja powinienem chronić jego!
- Trzeba było mnie tu nie ściągać... Czego chcesz? – Uriel kontynuował rozmowę z moim ojcem. Oczami wyobraźni widziałem, że skrzyżował ręce na piersi i patrzył na Lucyfera z przymrużonymi oczami.
- Pozbyć się anielskiej przeszkody, to chyba logiczne – w pomieszczeniu rozległ się głośny śmiech. – Jak długo jesteś w stanie go chronić? Musisz go wypuścić jeśli chcesz się obronić. Usłyszałem jęk Uriela i zacisnąłem pięści.
- Uriel przestań! Wypuść mnie!
- Zamknij się Aron... Nic mi nie jest. I nie przypalaj mi skrzydeł – na te słowa zauważyłem, że to z mojego powodu anioł jęknął. O matko jakim ja jestem idiotą.
- Wybacz – mruknąłem wywołując kolejną salwę śmiechu diabła.
- No proszę, w postaci anioła już nie jesteś takim tchórzem – zwrócił się do blondyna z wyraźną nutą odrazy w głosie.
- Gdybyś sam nie był tchórzem to może bym się bał – odparł Uriel – Aron wracamy.
- Poprawka, ty wracasz – pstryknął palcami, a moja ochrona zniknęła. Nagle poczułem się taki nagi, jakby mnie ktoś rozebrał z mojej zbroi. Pomijam fakt, że mam na sobie jedynie bokserki.
- Aż wstyd... ubierz coś na siebie. Chyba, że wolisz aby Seth i Forkas zgwałcili cię przy kolacji.
- Wątpię, że ubranie by im w tym przeszkodziło – odparłem wracając wspomnieniami do tamtego dnia. Gdybym wtedy nie poszedł z Sethem to czy teraz byłbym z Urielem? Ocknąłem się i poszedłem po ubrania. Chciałem wrócić do domu, ale władca piekieł mi to uniemożliwiał. Na wzmiankę o Gabrielu był wkurzony, spytam go o to przy kolacji.
***
Żebym nie czuł się zbyt komfortowo Seth i Forkas usiedli po mojej prawej i lewej stronie. Czułem na sobie ich wzrok i cholernie mi on nie pasował. Zerknąłem na Setha. Dalej był cały poobijany po starciu z Rafaelem. Do tego miał usztywnioną rękę, czyżby kości się nie chciały zrosnąć.
- Następnym razem wyrwę mu skrzydła – odezwał się, gdy zauważył że się przyglądam.
- Szczerze w to wątpię. Nie masz z nim szans – mruknąłem i poczułem dłoń na swoim udzie. Spojrzałem na Forkasa, który był niebezpiecznie blisko.
- Tym razem nie będzie sam, bo Daimon nie nadaje się na wojownika. Lepiej mu wychodzi grzebanie w papierach.
- Michał ci wkopał, a miałeś parę demonów ze sobą – westchnąłem na ich głupie przechwałki.
- Witaj Aronie – spojrzałem na swoją rodzicielkę, która właśnie zasiadała do stołu z ojcem.
- Cześć... Od kiedy to wy spożywacie wspólne posiłki? – zainteresowałem się tym faktem.
- To podobno był twój pomysł wpaść na kolację – odparła i położyła sobie serwetkę na kolanach. Ja natomiast spojrzałem na Lucyfera.
- To była przenośnia, ale... Zabieraj tą łapę Forkas – strzepnąłem jego dłoń.
- A właśnie, jak zamierzasz zapłacić za łazienkę? Ukradłeś nam meble – wtrącił Seth kładąc rękę na moim ramieniu. Kątem oka zarejestrowałem zwycięski uśmiech na twarzy Lucyfera. Tak chcesz to rozegrać? Dobra.
- Nijak. Podobno jestem synem władcy, więc to należało do mnie – strąciłem też dłoń Setha – przestańcie mnie dotykać, bo ich stracicie – Jak na zawołanie spojrzeli na swoje spodnie czując ból w kroczu i momentalnie się ode mnie odsunęli.
- Kiedy on się tego nauczył – prychnął Seth gasząc moje płomienie.
- Nie jestem taki jak kiedyś – zwróciłem się do ojca.
- Wydoroślałeś w końcu, jednak ten twój anioł...
- Zazdrosny, bo ciebie twój anioł nie chciał? – spytałem niesamowicie pewnym siebie głosem. Lucyfer zaskoczony rozszerzył oczy. Czyli nie słyszał rozmowy z Gabrielem tylko końcówkę jak Uriel chciał mnie znowu przelecieć.
- Mnie? Anioły są po to by je zabijać – syknął.
- Nawet Gabriel, którego kochałeś? – na jego obliczu zagościło pełno sprzecznych ze sobą uczuć.
- Wyjdźcie! – huknął wściekły, gdyż ośmieszyłem go przy jego podwładnych.
- Wiedziałaś o tym mamo? Ojciec jest zakochany w Gabrielu, ale ten go odrzucił i dlatego staruszek zrobił się zgorzkniały i sztywny – kontynuowałem swoja wypowiedź. Magle poczułem znajomy ból uderzając o ścianę, w której to tym razem ja zostawiłem dziurę, a nie jak poprzednio. Skrzywiłem się lekko i podniosłem z ziemi. Spojrzałem prosto w czarne oczy Lucyfera.
- Zamknij się...
- Bo co? Zabijesz mnie? Aż tak go nienawidzisz? Mam w sobie jego i twoją krew. Będzie cierpiał, nie chcesz tego? – cholera, nigdy go takiego nie widziałem. On go dalej kocha! Cierpi, bo archanioł go nie chce...
- Jego krew? – zaraz? On o tym nie wiedział?!
- Teraz jestem synem Gabriela. Masz z nim dziecko, fajnie co nie? – mruknąłem, ale zaraz po tym poczułem jak robi mi się słabo. Co jest? Co on mi robi? Uriel... Zamknąłem oczy i zapanowała ciemność.
[Uriel]
Myślałem, że zejdę na zawał, gdy pojawiłem się w piekle. Jednak mój lęk zniknął, gdy postanowiłem chronić Arona. Jednak co z tego skoro znowu jestem w domu?!
- Gabriel! Rafael! Potrzebuję was! Błagam! – w pokoju zrobiło się jasno, gdy wezwani zjawili się w moim pokoju.
- Gdzie Aron? – spytał Gabriel. Nie wyglądał zbyt dobrze.
- W piekle... Lucyfer nas tam zabrał, ale mnie wyrzucił... Boję się o Arona.
- Gabriel? Co ci jest? – Rafael zmartwił się widząc drugiego archanioła.
- Nie wiem... Czuję się jakby coś mnie wzywało, ale moje ciało z tym walczy...
- Lucyfer – szepnąłem wystraszony – On próbuje cię ściągnąć do piekła.
- Moja krew... Musiałby... Aron... Co Aron mu powiedział?!
- Nie wiem... Chciał sprawdzić czy Lucyfer dalej cię kocha i...
- Nie mam siły... Rafael, zabierz Uriela do nieba... Poinformuj Michała, on będzie wiedział, co robić.
- A co z tobą? Nie mów mi, że...
- Pośpieszcie się! – wrzasnął na nas i usiadł na podłodze. O co chodzi z tą krwią? Jakim cudem Lucyfer jest w stanie ściągnąć tak potężną istotę do piekła? Ja to jestem pikuś, ale Gabriel!? Rafael złapał mnie za rękę i wykonał rozkaz Gabriela. Nagle poczułem ciepło, spokój i mnóstwo miłości wokół siebie. Dom... Wróciłem do domu. Rozejrzałem się po otaczającej nas polanie. Na jej końcu bawiły się anioły, a po drugiej stronie inne śpiewały pieśni. Uśmiechnąłem się, bo dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo brakowało mi tego widoku. Chciałbym tylko by Aron był tutaj ze mną.
- Musimy znaleźć Michała – spojrzałem na Rafaela, który rozglądał się nerwowo.
- Rafael, czy Gabriel...
- Odbijemy go, nic mu się nie stanie. Jest silny, nie da się tak łatwo...
- Ale tam jest Aron, on będzie go chronił za wszelką cenę – na te słowa mój towarzysz zacisnął dłonie w pięści i przyśpieszył kroku.
- Michał! – krzyknął błagalnym tonem, ale nic się nie stało.
- Michał potrzebuje cię! – tym razem mój głos rozległ się po polanie. Archanioł natychmiast pojawił się przed nami.
- Uriel, wróciłeś jak ci pomóc?
- Gabriel ma kłopoty... Lucyfer zdobył jego krew i próbuje ściągnąć go do piekła. Gabi mówił, że będziesz wiedział co robić – wyjaśnił szybko Rafael. Natomiast Michał z każdym jego słowem robił się co raz bardziej blady.
- Nie rozumiem tego, co krew ma z tym wspólnego? – wtrąciłem się.
- Istnieje pewien rytuał. Lucyfer potrzebował do niego czterech rzeczy. Po pierwsze coś co należało do ofiary tutaj do Gabriela, po drugie jego pióra, następnie jego krwi, a na koniec coś co Gabriel kocha ponad swoje życie.
- Czyli zdobył już wszystko. – westchnął Rafael – broszka z sukni Gabriela, gdy opuszczał piekło... Pióro podczas pamiętnej bitwy... Krew, która płynęła w żyłach Arona i jego samego, bo jest dla Gabriela jak syn.
- Żeby zniewolić Gabriela potrzebna mu będzie jeszcze jedna rzecz – mruknął Michał.
- Mówiłeś, że cztery – zauważyłem wspominając jego słowa.
- Do ściągnięcia Gabriela do piekła potrzebuje czterech, ale do zniewolenia go już tylko jednej, o którą nawet nie musi się starać.
- Miłość Gabriela do niego Samego... Ale to znaczy, że Gabi musiałby się mu oddać...
- I zrobi to jeśli od tego będzie zależało bezpieczeństwo Arona – mruknąłem przez zaciśnięte zęby. Wiedziałem, że to się źle skończy!

******************
Kolejna część z perspektywy Gabriela

Angel LoveWhere stories live. Discover now