Bitwa cz.I

704 50 11
                                    

Rozbrzmiał gwizdek. Obie drużyny stały już na swoich pozycjach czekając na ruch rywala. Zacząć mieli przeciwnicy Raimon'a. Jednak ci wcale się nie poruszyli. Stali jak słupy soli i mierzyli swoich rywali.

- Co jest? Dlaczego oni nie zaczęli gry?- spytał zaskoczony Kazemaru rozglądając się po swoich kolegach. Aphrodi siedzący na ławce również nie mógł tego zrozumieć. Wodził wzrokiem po swoich dawnych przyjaciołach a potem spojrzał na ich trenera. Ten wydawał się być odprężonym jakby wszystko co się wydarzy było zaplanowane.

- Coś jest nie tak.- mruknął pod nosem Kidou starając się rozgryźć sytuację- Powinni zacząć więc dlaczego tego nie robią? Prowokują nas tym? Może o to chodzi, pytanie jednak dlaczego. Coś się zmieniło. Jego taktyka różni się od tej, którą stosował u nas i w Zeusie podczas meczu. Jeśli szybko nie ogarnę o co tu chodzi możemy wpaść w poważny problem.

Wszyscy zawodnicy Raimon'a zaczęli się powoli denerwować. Mecz trwał już jakieś 5 minut a kompletnie nic się nie wydarzyło. W końcu nie wytrzymał Someoka i z furią smoka rzucił się na piłkę. Gouenji na szczęście szybko to zauważył i ruszył za przyjacielem. Jednak to nie zrobiło wrażenia na przeciwniku. Dalej stali jak zaklęci.

- Co za durni kolesie.- rzucił drwiącym tonem różowowłosy nacierając na bramkę.- Uważają, że taka strategia cokolwiek im da? W takim razie pokażemy im siłę naszych strzałów.- jasnowłosy nawet mijając chłopaków z dawnego Zeusa starał się ich zrozumieć. Nie był pewien czy to co chce zrobić Someoka jest w tym momencie dobrym posunięciem. Kageyama też wydawał się być nad wyraz spokojny. To aż za nadto podejrzane.- Gouenji, zróbmy Smocze Tornado!

- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł!- odkrzyknął płomienny napastnik- To wszystko jest podejrzane. Możliwe, że właśnie czekają na nasz strzał!

- Że co? Bredzisz!- mówiąc to smoczy napastnik wykopał piłkę wysoko w powietrza za którą poleciał błękitny smok. Gouenji nie miał wyboru więc użył swojej techniki- Smocze Tornado!- piłka nabrała rozmachu i stanęła w płomieniach. Za nią wił się przerażający chiński smok, który nagle rozdziawił swoją paszczę. Zbierało się na to, że ich strzał wpadnie bez problemu do bramki, jednak mylili się. Posejdon w ostatnim momencie wyciągnął dłoń i bez żadnego problemu złapał Smocze Tornado w jedną rękę.

- O nie...- Mruknął cicho jeżyk nie wierząc w to co właśnie zobaczył.- On nawet się nie poruszył. A to jedna z silniejszych technik.

- Nieźle, ale wrażenia nie robicie wcale.- odezwał się nagle Saiji, który stał na obronie po lewej stronie. Someoka i Gouenji spojrzeli na niego zaskoczeni.- Wasze strzały niczym nam nie zagrożą. Są dziecinne proste. Ciekawe co powiecie na nasze.

- A więc oni zrobili to specjalnie...- Kidou nie miał już żadnych wątpliwości. To była ich taktyka. Wziąć przeciwnika na przeczekanie a sami teraz zaczną prawdziwą grę. Czym prędzej pobiegł do Endou ostrzec go o zmianie zagrywki.- Mam wrażenie, że dopiero teraz zaczyna się gra.- zaczął spokojnie strateg- To wygląda jakby chcieli zmęczyć naszych napastników. Nie wiem co knują ale Endou, musisz być uważny. Nie możemy się dać im zaskoczyć.

- Wiem, dam z siebie wszystko.

Kidou wrócił na swoją pozycję i w dalszym ciągu analizował przeciwnika. Tym razem coś jednak się zmieniło. Do ofensywy ruszył Hera Demeter. Spokojnie i powoli przerzucali do siebie piłkę omijając przy tym przeciwników. Przychodziło im to z łatwością jakby znali każdy ruch drużyny. Gouenji od razu to zauważył. Nie ważne jak się starali, Okami mieli pełne panowanie nad piłką i nie dawali jej sobie odebrać.

- Obrona, powstrzymajcie ich!- wydał polecenie Endou przeczuwając, że ich strzał może być dużym zaskoczeniem. Natychmiast do ataku rzucił się Kazemaru oraz Kurimatsu chcąc zatrzymać dobrą passę przeciwnika. Jednak ci bez problemu ich przeszli.- O nie. Dobra, pokażcie na co was stać!- krzyknął Endou przygotowując się do obrony. Hera uśmiechnął się do niego złośliwie.

Take me back to my love || Inazuma Eleven || Cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz