Rozdział 5

169 10 13
                                    

Wiadomość od Dominiki bardzo mnie zaskoczyła. Nie myślałem, że to może mieć jeszcze jakąś szansę, a skoro Domi chce ratować nasze małżeństwo, to musi to coś znaczy. Wpatrywałem się w naszą konwersacje z jakieś trzy minuty, ciągle czytając:

Musisz przyjechać, Kasia może i nie chce przyznać, że jej zależy, ale ja wiem, jaka jest prawda. Gra teraz silną, niezależną babkę, lecz potrzebuje męskiego ramienia. Katarzyna musi ci coś powiedzieć, z chęcią bym ją wyręczyła, ale to zbyt poważna sprawa. Także pakuj się i widzimy się jutro pod moim domem, przenocujesz u mnie. I przywieź trochę rzeczy Kasi, bo zaraz przejmie moją szafę.

Wstałem z kanapy, rozglądając się zdezorientowany. Musiałem koniecznie podzielić się tą wiadomością z Mikołajem, chociaż ciągle zastanawiałem się, czy nie jest to przypadkiem jakiś słaby żart. Choć Domi znam długo i wiem, że takie dowcipy nie są w jej stylu, to wolałem się upewnić:

Mam nadzieję, że sobie ze mnie nie żartujesz, bo już idę się pakować.

Nie czekałem na odpowiedź, tylko od razu krzyknąłem:

-Mikołaj! Chodź tu, przeczytaj to!

Blondyn podszedł i podałem mu telefon. Znaliśmy się już tak długo, że posługiwaliśmy się skróconymi  zdaniami, by nie tracić czasu:

-Odpisała, że chyba cię popierdoliło, skoro tak uważasz. - Skierował wyświetlacz w moją stronę, a ja tylko przejechałem wzrokiem po treści wiadomości.

-Chodź.

Przenieśliśmy się z salonu do garderoby. Chciałem wyciągnąć walizki z najwyższej półki, ale żeby je dosięgnąć, musiałem wspomóc się krzesłem. Gdy wyciągnąłem pierwszą, zorientowałem się, że nie zmieszczę się do jednej. Sięgnąłem więc po drugą i nagle całe wejście zasłoniły torby od Gucci'ego. Nie miałem zamiaru pakować się przez kilka godzin, bo chciałem wyruszyć jak najszybciej, dlatego włożyłem małą kosmetyczkę, przygotowaną przeze mnie już wcześniej, która miała posłużyć mi w momencie, gdy wypadłby mi jakiś niespodziewany wyjazd. Z ubraniami było łatwo - po prostu przechodziłem z jednej szafy do drugiej, łapiąc jakieś losowe ciuchy. Mikołaj przyglądał mi się z rozbawieniem. Nie pomógł mi nawet w sięganiu walizek, tylko stał obok z zadziornym uśmieszkiem. Pewnie chciał co chwilę dodawać jakiś uszczypliwy komentarz, ale powstrzymywał się. W niecałe dziesięć minut wypełniłem oba bagaże i byłem z tego dumny. Zawsze zajmowało mi to jakąś godzinę, a teraz zrobiłem to sześć razy szybciej. Może to przez to, że Kasia mnie spowalniała albo wyjazd polegał na czymś innym. Wtedy dotarło do mnie, że jako prawie trzydziestoletni facet nigdy nie brałem udziału w tak spontanicznym wyjeździe.

-A bieliznę masz? - zapytał Mikołaj.

-No mam. - Otworzyłem walizkę. - Jednak nie mam.

Szybko wyciągnąłem tą część garderoby z szuflad i wrzuciłem do środka. Nie chciałem marnować ani sekundy, a do Dominiki zostało mi jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Nie sądziłem, że wyprowadzenie się na drugi koniec Polski od rodziny będzie tak uciążliwe. Na szczęście, Domi mieszkała najbliżej, nie licząc Mikołaja.

Chwyciłem za rączkę od bagaży i poszedłem odłożyć je do przedpokoju, by mieć już wszystko przygotowane na jutro. Moja "prawa ręka" chciała dokończyć piwo, więc spokojnie dokończyliśmy rozpoczęte napoje. Po wszystkim pożegnałem się z nim i czym prędzej udałem się do sypialni. Jutro zapowiadał się męczący dzień.

Promienie słoneczne przedzierały się przez malutką szparę, między roletą, a oknem. Ciepło, jakie dawały, powoli doprowadzało mnie do szału. Chciałem zdrzemnąć się jeszcze chwilę, lecz przekręcając się z jednej strony na drugą, by nie być skierowanym twarzą do okna, przypomniałem sobie o czymś. Wyjazd. Od razu otrzeźwiałem i wstałem z łóżka. Podszedłem do wieszaków i wybrałem pierwszą lepszą koszulę i jeansy, by jak najszybciej wyjść z domu.

I'm Mr KOSmo, babyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz