Prolog

562 25 4
                                    

Ten wieczór był szczególnie zimny. Drzewa i chodniki były pokryte białym puchem. Wokół panował mrok, oświetlany przez parę latarni. Po drodze nie jeździły żadne samochody, a na chodnikach jedyne co można było zobaczyć, to cienie ukrywające się za drzewami.

 Wszyscy siedzieli w ciepłych domach z rodzinami, ale czy na pewno? Po ulicach Nowego Jorku przechadzał się niewysoki, młody chłopak o czarnych włosach, żółto zielonych oczach i dość dziwnym ubiorze.

 Magnus Bane nie zważał na pogodę, czy na to, że o tak późnej porze może mu się coś stać. Chciał wyjść z domu w którym ciągle jest poniżany. Chciał choć chwilę odpocząć od bólu, zapomnieć o otaczającym go złym świecie. Chciał być w końcu szczęśliwy, mieć normalny dom, osobę, która będzie go kochała i szanowała, ale to tylko marzenia.

 Przez swoje natrętne myśli wpadł na kogoś. Od razu upadł na ziemię i poczuł przeszywający go chłód. Jęknął cicho z bólu. Musiał wyglądać teraz tak żałośnie. Podniósł głowę do góry. Zobaczył przed sobą wysokiego, zakapturzonego chłopaka w czarnych rurkach. Przełknął głośno ślinę, był sparaliżowany strachem.

 -Och... Przepraszam, nic Ci się nie stało? - usłyszał przemiły, ale potężny głos mężczyzny. 

Ponownie podniósł głowę i osłupiał, widząc kto przed nim stoi. Sam syn największej szychy w mieście. Magnus ponownie przełknął ślinę, właśnie zbłaźnił się na oczach tak "wyjątkowej" osoby, ale po mimo wszystko postanowił mu się przyjrzeć. Kruczoczarne włosy delikatnie opadały mu na czoło, jasna, blada cera, duże, pełne usta i te niesamowite oczy, niebieskie jak najprawdziwszy ocean w którym można było się utopić.

 -Halo, słyszysz mnie? - pomachał mu ręką przed twarzą. 

W tej samej chwili Magnus pokrył się szkarłatnym kolorem. Niebieskooki zaśmiał się i wyciągnął dłoń w stronę Magnusa, którą ten niepewne chwycił, od razu spuszczając głowę.

 -To... To ja powinienem... Przeprosić - zaczął się jąkać, bo w końcu nie codziennie widuje się syna tak szanowanego człowieka w zwykłym parku, do którego raczej za często nikt nie przychodzi. Właśnie dlatego kociooki tak bardzo lubił to miejsce. Zawsze jest tu sam. - Powinienem... Trochę uważać... - dodał po chwili.

 -Nie ważne czyja to wina, tak czy tak nic się nie stało. No chyba, że coś cię boli? - zapytał z troską. Bane zazwyczaj uważał, że tacy "ważni" ludzie to zapatrzeni w siebie buce, jednak z nim tak nie było, był inny.

 -Nie... Nie, jest wszystko... Okey, - westchnął - jeszcze raz przepraszam, muszę już iść - wyminął niebieskookiego, lecz został zatrzymany delikatnym uściskiem na nadgarstku.

 -Zaczekaj. Mogę poznać twoje imię? - zapytał nawiązując kontakt wzrokowy.

 -M-Magnus Bane - odpowiedział nieśmiało i spojrzał w kierunku w którym miał się udać, czyli do jego przyjaciela Simona.

 -Alec Lightwood - skrzywił się, wypowiadając swoje imię i nazwisko. Ciekawe dlaczego... Czyżby nie był dumny z tego kim jest? Magnus zapytał sam siebie.

 -Miło mi - uśmiechnął się sztucznie - Co... Co taka osoba jak ty... Robi w takim miejscu? -spojrzał na niebieskookiego i znów tego pożałował, bo zatracił się w tych błękitnych oczach, wręcz w nich tonął. 

-Eh... Chciałem się oderwać od tego wszystkiego. - westchnął głośno - Uciec od tego całego nacisku. - uśmiech z jego uroczej twarzy nagle zniknął - Myślałem, że to miejsce będzie dobre i nikogo tu nie będzie, a jednak jest jeden samotny chłopak - Jego malinowe usta wygięły się w delikatny uśmiech.

 -Och... Tak, wiesz Alec... Miło się rozmawia, ale ja muszę już iść. - spojrzał na wyjście z parku, które było zasypane białym puchem.

 -Mhm... Rozumiem. - mruknął. - Wiesz, jesteś miły. - uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych zębów. -Dasz mi swój numer? - ponownie tego wieczoru spytał z tą samą dziwną nadzieją w głosie. Chłopak skinął głową i wyjął swojego złotego iphona, z brokatową obudową i podyktował mu swój numer, jąkając się co chwilę. Naprawdę to wszystko było takie dziwne i niezręczne. -Dziękuję. - wyszczerzył się. - Napiszę jak będę miał czas, to może się spotkamy. - Bardziej stwierdził niż zapytał po czym pomachał Magnusowi i pokierował się w przeciwnym od kociookiego kierunku. 

 Magnus przez całą drogę zastanawiał się, co się właśnie stało. Nie mógł uwierzyć, że spotkał syna Roberta Lightwooda, oraz że ten wziął od niego numer. Niby nie był jakoś tym bardzo podekscytowany i nawet nie myślał nad tym, że spotka go jeszcze kiedyś i to wszystko na niego jakoś wpłynie. 

Szkoda, że wtedy nawet nie wiedział, jak jego życie się zmieni od spotkania tego błękitnookiego chłopaka.

####

Ale czy na lepsze czy na gorsze, dowiecie się czytając dalsze rozdziały .

Witam was moje biszkopciki

No to i jest kolejne opowiadanie, mam nadzieje że wam się spodoba.

Rozdziały będą pojawiać się co tydzień w Poniedziałki i Wtorki 😘

XXX

 I will not let you goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz