10. Stracona i zatracona

92 17 55
                                    

 — Nie wiem, czy to dobry pomysł — odezwałam się, wciąż nie do końca przekonana, skubiąc skrawek pasów bezpieczeństwa. Zerknęłam w lewo, na prowadzącego samochód Leo, ale on wydawał się, w przeciwieństwie do mnie, zupełnie pewien swojej idei.

— Dlaczego nie? — zapytał beztrosko.

— Nie wątpię, że twoi przyjaciele są super, ale ja nawet ich nie znam. Nie pomyślą, że jestem dziewczyną, która nie ufa swojemu chłopakowi i pojawia się wraz z nim na każdym kumpelskim spotkaniu?

Roześmiał się i sięgnął po moją dłoń, by za nią złapać.

— Oni też na pewno przyprowadzą kogoś, kogo nie znamy. Zawsze to robią.

Westchnęłam.

— No to może po prostu mnie nie polubią.

Bella — odezwał się łagodnie. Spoglądał na mnie, gdy tylko miał taką możliwość, choć starał się nie odrywać oczu od jezdni. — Ja cię uwielbiam, więc oni też na pewno cię polubią. To w zupełności wystarczy.

Uspokoiłam się nieco. Co prawda, nie byłam na tyle pewna siebie, by naprawdę w to uwierzyć, ale miałam coś znacznie cenniejszego — poczucie przynależności wobec przynajmniej jednej osoby. Wiedziałam, że nie kłamał, gdy mówił o sympatii, jaką mnie darzył. I ufałam mu, i dlatego właśnie wybierałam się z nim na festiwal, na który zawsze jeździł z przyjaciółmi.

Wyjaśnił mi, że jeździli tam co roku, odkąd rodzice pierwszy raz im na to pozwolili. Festiwal odbywał się poza miastem, gdzieś niedaleko lasów, w miejscu opuszczonym przez cywilizację na co dzień. Nie należał do wydarzeń ogólnokrajowych, wręcz przeciwnie; ale i tak ściągał młodych ludzi z całego regionu, niezależnie od ich zainteresowań muzycznych. Leo niesamowicie zależało, by zabrać mnie tam jeszcze przed wyjazdem do Livorno, i tłumaczył to chęcią, by razem ze mną przeżyć tak wspaniałe wydarzenie muzyczne na żywo.

— Nigdy nie byłam na festiwalu — powiedziałam mu w końcu, choć miałam zrobić to o wiele wcześniej.

Uniósł brew.

— O... więc się boisz.

— Słyszałam okropne historie — zaczęłam opowiadać. — Że wszyscy tam kradną, że łatwo się zgubić, a młode dziewczyny bez gazu pieprzowego idące na festiwal to nieodpowiedzialne małolaty proszące się o tragedię.

— Kto ci powiedział te wszystkie rzeczy? — Zdziwił się.

— Internet...

Pokręcił głową, nie puszczając mojej dłoni.

— Skarbie... te festiwale niczym nie różnią się od imprezy w pubie. Ludzie są w porządku. Dzikich tłumów też nie ma, bo miejsca są ograniczone. Poza tym będziemy tam razem.

Uśmiechnęłam się krzywo, trochę pocieszona, jednak nie w zupełności.

— Poza tym mam gaz pieprzowy w plecaku — dorzucił takim tonem, jakby żartował, choć coś mi podpowiadało, że nie ściemniał. — I obstawę moich kumpli. Część z nich już poznałaś. Byli mili, prawda?

— Poznałam?

— Oczywiście. To na ich koncert przyszedłem wtedy do pubu. — Zaśmiał się. — Federico to mój najlepszy przyjaciel. Wydaje się, że też cię polubił.

Przypominając sobie znajomą twarz, a raczej znajomy głos (z jakiegoś powodu miałam znacznie lepszą pamięć do dźwięków aniżeli do twarzy), poczułam małą ulgę i znacznie większy komfort niż dotychczas.

— Ale jeśli naprawdę nie chcesz, to nie musimy jechać — zapewnił. — Możesz mi powiedzieć.

— Nie — odpowiedziałam. — Chcę.

✔ See You SoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz