Kiedy byliśmy mali, Hydra próbowała opanować świat. Dzisiaj nic się nie zmieniło. Amerykańskie wojska walczą z jej armią, a żeby im pomóc, musiałem szybko dorosnąć. Szybciej niż zazwyczj inni. Jako jedyny przeżyłem test na super-żołnierza, a potem nim się obejrzałem, dostałem kostium, tarczę i już byłem częścią tego wszystkiego.
Na szczęście jest ktoś, kto mi w tym wszystkim pomaga - Bucky. Bardzo się o niego martwię i wiem, że zrobilibyśmy dla siebie wszystko, żeby się nawzajem ratować. I tak było, chociaż dotąd nie rozumiem, jak.
To było na Syberii. Byliśmy wtedy na misji z zamiarem powstrzymania Red Skull'a. Byliśmy właśnie w środku pociągu. I wtedy stało się coś strasznego. Jedna z bomb rzuconhch przez agenta Hydry, wybuchła tuż obok Bucky'ego, a on wypadł paręset metrów w dół. Nie mógł tego przeżyć.
Paru innych agentów mnie przytrzymywało, nawet nie widziałem jak spada. Przez myśl przemknęła mi tylko jedna myśl: "Bucky, nie". Odtrąciłem ich od siebie i podbiegłem do krawędzi pociągu.
I wtedy nagle, usłyszałem go. Myślałem, że to tylko wyobraźnia podsuwa mi dźwięki i obrazy przyjaciela, ale nie. Z zamieci zaczęły się wyłaniać dwa kształty.
Nagle w moją stronę zaczął lecieć Buck, jakby ktoś go rzucił. Wychyliłem się szybko i złapałem go. Wiedziałem, że wrogowie mogą zaatakować od tyłu i łatwo się nas pozbyć, ale w ogóle nie patrzyłem wtedy w ich stronę. Wytężyłem wzrok i za ścianą zamieci zobaczyłem jakby... siebie, na jakiejś maszynie. Ale ten obraz szybko zniknął.
- Kapitanie, Steve, wciągniesz mnie? - wyrwał mnie z rozmyślań przyjaciel.
Zrobiłem to, co powiedział. Żołnierzy wroga już nie było. Ruszyliśmy dalej. Dokończyliśmy misję. A kiedy wróciliśmy do Broocklyn'u, spytałem go o to, co zaprzątało mój umysł od tamtej chwwili:
- Jak ty przeżyłeś? Kto ci pomógł? Kto cię uratował?
- Ty. - nie wiedziałem wtedy o czym dokładnie mówił, ale obaj wiedzieliśmy, że za jakiś czas przyjdzje nam się przekonać.
Po niezbyt udanej misji, pod czas której w pogoni za Kangiem cofnęliśmy się w czasie, udało nam się jakoś wrócić do domu. Oczywiście dzięki mnie.
Ale nie mogło pójść za dobrze. Okazało się, że ktoś namieszał w czasie. Dowiedzieliśmy się, kiedy nasz świat zaczął się rozpadać.
Pierwszy zniknął Steve. Nie trudno było się domyślić, że to wydarzenie związane z nim, zostało zmienione, bo w końcu druga wojna światowa i tak dalej, no ale. Wszystkimi coś wstrząsnęło.
Ja zamknąłem się w labolatorium z genialnym pomysłem ratowania świata, którego co prawda nie miałem.
Prawda jeat taka, że Kapitan jest fundamentem Mścicieli i bez niego, to wszystko może się zmienić. Kolejne osoby będą znikać przez utworzenie się nowej czasoprzestrzeni i zachwianie starej.
Nie bierzcie tego do siebia ani do mnie, ale tak właściwie, to nie wiem co teraz zrobić.
Wszystkimi wstrząsnął niezły szok, ale Tony i ja przeżyliśmy odejście Steve'a chyba najbardziej. Znam go nie od dziś. Wiem które wydarzenie z jego życia zostało zmienione. To misja na Syberii z pociągiem. I śmiercią Bucky'ego.
Tony będzie musiał wziąć się w garść i wymyślić, jak to naprawić. W mojej głowie krążą teraz różne myśli. Bo jeśli to nasz Steve uratował wtedy przyszłego Zimowego Żołnierza, to czy będzie chciał, żebyśmy go od tego powstrzymali? I czy to w ogóle pomoże? Ile zmian będzie nas kosztowało naprawienie czasu?
Minęło jakieś siedemdziesiąt lat, a ja chciałbym usłyszeć od Bucky'ego to samo, co w tamtym pociągu. Że "wszystko jest już dobrze". Ale jego już nie ma.Właściwie chciałbym usłyszeć to od kogo kolwiek. Takiej przyszłości sobie nie wyobrażałem. Jest jakaś... zniszczona, ale nie przez Hydrę. Przestałem być potrzebny armii już jakieś dwa lata temu i od tamtego czasu nie mam co ze sobą zrobić. Wszyscy, których znałem, już nie żyją. Nie mam do kogo wrócić. To po prostu niemożliwe.
Przez ten okres czasu muślałem, że już zawsze będziemy razem z Bucky'm ratować świat. Nie pomyślałem jednak o tym, że on się kiedyś zestarzeje, a ja tak długo po tym zostanę sam.
Później miałem nowy cel - pozostać Kapitanem Ameryką, dawać ludziom nadzieję. Ale oni uznali, że już mnie nie potrzebują.
I może mają rację. Nie ma Barona Zemo, Strucker'a, Red Skull'a ani Arnima Zoli. A ze zwykłymi żołnierzami Hydry, wojsko samo może sobie poradzić. Z resztą, oni pojawiają się dzisiaj tak rzadko, jak bohaterowie, inni od rządu. A i tak oni pewnie mają więcej nadziei niż ja teraz.
Chciałbym zobaczyć znowu siebie, tak jak wtedy, w tej zamieci. Chciałbym znów uratować sobie sytuację.
Nie wiem czemu, ale mam mocne przeświadczenie, że gdyby Bucky wtedy nie wrócił, gdyby po prostu spadł, dzisiaj wszystko wyglądałoby inaczej. Że miałbym teraz przy sobie przyjaciół. Że żyłbym z wielkim poczuciem winy, ale szczęśliwszy niż teraz.
Ale tak nie jest.Jeżeli nagle nie zdarzy się jakiś cud, to nie wiem co mamy robić. I nie dowiem się, co ja mam ze sobą zrobić.
YOU ARE READING
Co pisać? - Marvel, DC i inne.
FanfictionCzy znasz tą sytuację: siedzisz przy swoim kompie/laptopie/tablecie czy co ty tam masz i w każdym razie chcesz coś napisać. A nawet musisz coś napisać, bo już od paru tygodni nie dodawałeś nic na wattpada. Przeglądasz swoich 10 zaczętych opowiadań...