Rozdział 15

39 4 0
                                    


Za trzy dni koniec miesiąca. Potem czekać do ósmego i będą moje urodziny, których obchodzić nie będę.

Do tej pory urodziny spędzałam w kilkanaście osób. Ale to było kiedyś. Dziś w urodziny czeka mnie siedenie w domku.

Nie obchodzę urodzin z kilku powodów. Pierwszym i ważnym powodem jest to, że urodziny spędzałam z najważniejszą osobą w moim życiu, której teraz brakuje. Drugim powodem jest to, że zawsze kończą się nie tak jak trzeba. Dziewiętnaste urodziny skończyły się na komisariacie, a na osiemnastce dwie osoby się prawie utopiły. Nie mam pojęcia jak do tego doszło ale coś takiego się wydarzyło.

Kilka dni temu nauczycielka od wychowania fizycznego oznajmiła nam, że jest wycieczka do Teksasu. Wycieczka ta to coś w rodzaju campingu na farmie Slough. A Slough prowadzi... tam... tam... tam... wujek Tim. Genialnie. Tak dawno tam nie byłam, że nie pamiętam jak ta cała rodzinka wygląda. Na szczęście jedziemy dwa dni po zakończeniu roku więc jeszcze trochę czasu mam.

No dobra, skoro są te dobre wiadomości to czas na te złe.

Przed wyjazdem na dwa tygodnie przyjeżdża ciotka Laura z wujekiem Augustem i ich dziećmi. Nie cierpię ich, są nieznośni, banda zadufanych w sobie dupków wokół których świat się kręci. Ciotka zawsze broniła swojej kochanej córeczki w moim wieku, która uważa się za panią świata.

Jak to jest w każdej rodzinie a raczej nie której jest tak, że jedna strona rodzinki jest dobra a dróg zła.
Tak też i jest u nas. W tym wypadku to rodzina Josha jest najlepsza. Taka jaką każdy by chciał mieć. Tam nie myśli się tylko o sobie, to drogi człowiek jest na pierwszym miejscu. I to właśnie wujek Tim jest starszym bratem Josha więc jest tą dobrą stroną rodziny, i w sumie tylko to mnie cieszy.

Ciotka Laura zawszę krytykowała moją matkę i przyjeżdża do nas aby zobaczyć jak mieszkamy i przy okazji skrytykować mnie jak i ją oraz całą reszte.

Jej córka jest taka sama jak ona a wuj wcale się nie odzywa i nie wtrąca.

Jedynym normalnym człowiekiem w tej cztero osobowej rodzince jest Stan. O dwa lata starszy chłopak ode mnie. Jest nawet fajny, miły i spokojny, da się pogadać, ale czasem jak dowali to aż mnie zatyka.

***

-Kurwa.

Szepnełam do siebie. Już od dobrych trzydziestu minut siedzę nad komponkwaniem piosenki.

Tekst napisałam kilka dni temu a dopiero teraz wzięłam się za nuty. Kompletnie mi to nie wychodzi. Tekst poprawiałam już z sześć razy a kartki z nutami wrzucałam do kosza, który przez te pół godziny zdążył się wypełnić tak, że nic już się nie mieści.

No dobra uspokój się i skup.

Zaczęłam nucić i ciągnąć za pojedyńcze struny odnajdując dobry dźwięk oraz brzmienie. Co jakiś czas przerywałam by zapisać odpowiednią nutę a potem grałam dalej odkładając kolejne nuty. Siedząc tak przy tym z trzy godziny skończyłam komponować.

-Puk puk.

Odezwał się cichy damski głos.

-Loren!? W dziecko się bawisz?.- powiedziałam gdy dziewczyna weszła do pokoju.

-Ładne to było, zagraj jeszcze raz.

Wskazała na gitarę w moich ramionach. Spojrzałam na kilka pierwszych nut a potem na struny i zaczęłam grać.

-Hmm... bardzo fajna, taka uspokajająca, tylko tam gdzie jest trochę mocniej to psuje, ale może z tekstem.

Wzięła w swoje ręce dużą kartkę białego papieru zaczynając czytać po cichu.

Nadzieja bywa ostatnią |A.Fowler|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz